powstał w celu wyrabiania tychże, a także w celu uzyskania dość (wydaje mi się) estetycznego pojemnika na różne motki. U każdej chyba dziewiarki zalegają resztki włóczki o urozmaiconej grubości i gatunku. Nie inaczej jest u mnie. Mam tego mnóstwo, a ostatnio kuzynka jeszcze podarowała mi spory worek dość grubej włóczki o urozmaiconych kolorach. Widać, że kłębki były z odzysku, ale można z nich coś tam wydłubać. I tak powstał, na razie, pierwszy kosz. Rozszalałam się z nim, jeżeli chodzi o rozmiar i kosz wyszedł spory: prawie 40 cm wysokości i 50 cm średnicy:
Generalnie jestem zadowolona z "dzieła". Robi się już następny kosz, gdyż nagle okazało się, że takie wyroby są potrzebne , nie tylko mnie, ale i innym. Powstanie więc na pewno kilka takich produktów.
Dzisiejszą pracę pragnę dedykować zabawie blogowej u Splocika "Rękodzieło i przysłowia, albo..." edycja październikowa, w której autorka zaproponowała dwa przysłowia do wyboru. Mnie wydały się one dość trudne, gdyż sądziłam, że październikowe przysłowia będą nawiązywały do jesieni. Kolorystyka kosza wpisałaby się idealnie w jesień. A tu zonk! Nie mogłam wymyśleć powiązań, ale w końcu mam, bardziej w formie porównania. Przysłowie drugie: Wóz odpoczywa zimą, sanie latem, koń nie odpoczywa nigdy.
Mój tok myślenia jest następujący: korzystam z ostatniego członu przysłowia: koń nie odpoczywa nigdy, tak miłośniczka dzianin nie odpoczywa nigdy, gdyż ciągle podejmuje się wykonania nowych projektów, a swoje włóczki gromadzi m.in. w takim koszu: