Czwarty dzień naszej wyprawy w Bieszczady nie był już tak satysfakcjonujący, jak poprzednie. Po pierwsze zepsuła się pogoda. Błękit nieba został zastąpiony szarością, deszczowe chmury kłębiły się nad nami. Nie udało się zrealizować wszystkich celów postanowionych na ten dzień (nie poszłyśmy do Terki), a z Sinych Wirów przegonił nas deszcz.
Zatrzymałyśmy się na parkingu w Polankach. Stamtąd ruszyłyśmy łatwą trasą, szutrową drogą za mostem na Solince. Potem już była wędrówka wzdłuż rzeki Wetliny - jakieś 30 min. i dotarłyśmy do ścieżki, która prowadziła do rzeki. Tam podziwiałyśmy olbrzymie bloki kamienne i pluszczącą wodę. Bardzo ładne miejsce - urzekające skalistym urwiskiem.
Deszcz niemal nas "gonił", jednak poszłyśmy dalej i przy drugim punkcie widokowym, zeszłyśmy laskiem do rzeki, na kamienną łachę. Tu znajdują się właściwe Sine Wiry.
Spokój zakłócali nam "turyści" tatusiowie popisujący się przed swoimi synami rzucaniem kamiennych głazów w rzekę. Za chwilę dołączyli około 12- letni synalkowie. I tak to przy odgłosach rzucanych głazów, niepomiernie zirytowana, ruszyłam z powrotem w górę za moimi dziewczętami.
Uciekałyśmy z tego miejsca, bo się nie dało wytrzymać i spokojnie kontemplować przyrody. Do kolejnej ścieżki widokowej Sine Wiry II już nie dotarłyśmy, zaczął padać deszcz, który towarzyszył nam aż do parkingu, gdzie z ulgą wpakowałyśmy się do auta i ruszyłyśmy do domu.
Bieszczady 2023 za nami.