Obserwatorzy

sobota, 16 kwietnia 2011

W ogrodzie

Po zimnym tygodniu sobota podarowała słoneczną pogodę i umożliwiła  pracę w ogrodzie, w którym jak zwykle, zaległości mam ogromne. Wciąż jeszcze  wykonuję prace  porządkowe,  działki z grządkami nawet nie tknęłam. Zakwitły pierwsze kwiaty, nawet hiacynty już się rozwinęły - niestety kwiatostany mają mało dorodne i jakieś takie rzadkie. Nie wiem dlaczego? Przecież zasiliłam je w jesieni i wczesną wiosną po zejściu śniegu.


Mój mąż kopał  dzisiaj rów  na założenie rury kanalizacyjnej prowadzącej do budynku:


W całej miejscowości założono kanalizację - jest to inwestycja  gminna wsparta funduszami unijnymi. Zanim jednak  tę  kanalizację doprowadzono  do naszej posesji (konkretnie bramy), uszarpaliśmy się nieco, bo sąsiedzi  protestowali. Jednemu było za blisko granicy, drugiemu za blisko chałupy. Sprawdziłam w gminie plany kanalizacji i wychodziło, że  ma być tak poprowadzona, jak  ją wyrysowano.W końcu musiałam wykonać telefon do  kierownika firmy wykonującej prace, któremu dostało się też za robotników. Robotnik, któremu  tłumaczyłam przez telefon, że  ma robić zgodnie z planem, a nie słuchać protestów sąsiadów, wyłączył mi się bezczelnie i potem nie chciał odbierać telefonu. Zagrzało mnie to  niemożliwie, bo wiedziałam wcześniej, że dogadał się z jednym sąsiadów, któremu nie  widziało się, że do nas też ta kanalizacja ma  dotrzeć. Ludzie  niektórzy są jacyś tacy konfliktowi i protestują  nie mając racji, dla jakieś tam swojej zasady. Człowiek jeszcze nie mieszka w swoim domu (kupił go parę lat temu od  pełnomocnika zmarłej  właścicielki) i właściwie nawet nie ma wyznaczonych granic swej posesji, ale ciągle twierdzi, że droga dojazdowa należy do niego i opowiada  różne inne banialuki. Droga na mapie była od zawsze... Zapowiada się na konfliktowego sasiada. Cała sprawa ciągnęła się od jesieni, bo już, już mieli kopać. Mąż kilkakrotnie brał sobie urlop, żeby dopilnowac robót, ale nieustannie   prace przesuwały się w czasie. Potem spadł  śnieg. Ostatecznie  przekopali się do nas, któregoś  zimowego dnia i nawet o  tym nie  wiedzieliśmy. Po prostu  odśnieżając ścieżkę do chałupy zobaczyłam  wysypany żwir. Teraz, kiedy zima się skończyła, musimy   podłączyć się do tej kanalizacji do końca kwietnia, dlatego mąż kopie rów od  bramy do domu.
Musiał zerwać położoną latem kostkę granitową (będę ją kładła po podłączeniu kanalizacji po raz  trzeci, bo już raz zrywaliśmy, kiedy  przerabialiśmy instalację wodną).
I tak to  teraz wygląda:


Żeby nie było tak zupełnie bezrobótkowo, dziś małe, białe, szydełkowe serduszko:


i zbliżenie:


LinkWithin

Related Posts with Thumbnails