Zabrałam psy na "czołgowisko" - nie byłyśmy tam od kwietnia. Jakoś czasu nie miałam. Widać, że Ifa spragniona była odmiany. Szybko zorientowała się gdzie jedziemy, dlatego z radości szczekała mi cała drogę. A potem rozpoczęło się prawdziwe szaleństwo. Pies spragniony wody od razu wpakował się do stawu. Odwołałam ja, ponieważ nie mam pewności, jaki ten staw głęboki, obawiam się, że jest raczej niebezpieczny (zresztą w powrotnej drodze znowu była kąpiel i musiałam pomagać w wydrapaniu się na brzeg). Nawet mała Tola chyba nie przewidziała głębokości i skąpała się z głową.
Nad stawami cisza i spokój, tylko kaczki umykały przed psami
Potem szaleństwo po łąkach i lesie: biegi, wąchania, tropienie.
W drodze powrotnej jeszcze zanurzenie w Sanie (woda zdecydowanie bardziej przyjazna, no i wiem jaka jest głębokość w tym miejscu).
Zmachane, mokre i wypiaszczone psy zapakowały się do auta. W domu jedzenie i odpoczynek. Duża tak się zgoniła, że w nocy nie chciało jej się pozbierać z legowiska na sikanie. A jak już wstała, to kulała - pewnie nadwyrężyła sobie łapę.