Obserwatorzy

poniedziałek, 1 stycznia 2018

Powrót

Żegnam 2017 r. bez żalu, raczej z ulgą, że w końcu odszedł. Naznaczony licznymi chorobami i niesprzyjającymi zdarzeniami w rodzinie, nie kojarzy się zbyt dobrze. Pamiętam, że na przełomie 2016 i 2017 roku  życzyliśmy sobie, żeby nie był gorszy od poprzedniego. Był. Mam nadzieję, że w tym 2018 r. zła passa opuści naszą rodzinę.

Jedynym jasnym promykiem były narodziny naszej drugiej wnuczki Melanii.

Mam za sobą dużo trudnych dni. Niewiele też działałam robótkowo. Kontuzja ręki przeciągnęła się niemal do końca roku. Samo złamanie wygoiło się dość szybko. Jednak uszkodzeniu uległy nerwy. I tak w czerwcu miałam operację wyciągania drutów zespalających kości. Już myślałam, że  się poprawi i zacznę odzyskiwać sprawność dłoni. Niestety dobrze było może z tydzień, a potem cierpniecie i drętwienie bardzo dawało się we znaki. Wizyty u neurologa, ortopedy, czekanie na badanie przewodnictwa nerwów w dłoni,  doprowadziły do potwierdzenia diagnozy (mojej), że cierpię teraz na cieśń nadgarstka.  Jak się okazało stan nerwów był taki, że należało operować jak najszybciej po raz kolejny (nie było pewności powodzenia). I znów dochodziłam do siebie (tzn. ręka dochodziła) dwa miesiące. Tym razem dłoń bardzo oszczędzałam, bałam się kolejnych powikłań. Zresztą w poprzednich miesiącach z powodzeniem przestawiłam się na lewą rękę: wykonywałam nią  prawie wszystkich czynności,: dźwiganie zakupów,  nawet jedzenie sztućcami, odkurzanie, sprzątanie itp.).Obecnie jest jako tako: cieśń ustąpiła, ale okazało się, że mam tzw. trzaskający  (strzelający) palec - raczej palce: serdeczny i piąty. Mogły zostać zoperowane przy cieśni, ale wtedy sobie nie uświadamiałam, że coś się dzieje. Po prostu nie wiem czy już były objawy, czy zauważyłam je po operacji. Na razie jakoś funkcjonuję, może w przyszłości zdecyduję się na kolejny zabieg. Ponadto z lewą dłonią dzieje się podobnie - mam już objawy cieśni. Generalnie dłonie są dość słabe jeszcze np. nie odkręcę sobie samodzielnie zakrętki z butelki z wodą, nie zacisnę mocno w pięść.
Powyższe perypetie zdecydowanie wykluczyły działania dziewiarskie. Kocyk dla Meli robiłam na drutach  prawie osiem miesięcy.  Po prostu się nie dało. Dłoń cierpła, bolała i czasem udało się przerobić 2-4 rzędy.  Skończyłam, kiedy dziecko było już na świecie, a zaczynałam mając jeszcze rękę w gipsie.
Stopniowo zaprezentuję moje nieliczne  robótki wykonane w tym czasie. Na razie kocyk i ośmiorniczka dla malutkiej.

 Włóczka "Grażka"; 100% akryl, 120m/50 g; druty 3,5 mm; zużycie 350 g


Kocyk został spersonalizowany: otrzymał naszywkę z imieniem Meli:



Czas wracać zarówno do równowagi psychicznej, codziennego życia i blogowania. Jest to trudne po takim czasie, jednak mam nadzieję na stabilizację życiową i spokój.


PS. Nigdy jednak nie można ufać, że będzie OK.
Dzisiaj uciekł nam Hirek. Wpis przygotowałam przed południem, ale nie zdążyłam opublikować. Potem pojechaliśmy na działkę, jakoś  nie chciało mi się iść z psami (codziennie chodzę po kilka kilometrów). Zamierzałam pospacerować (nie chodzić daleko) po ogrodzie i lesie. A Hiruś, który został u nas na ferie zimowe, zdążył w ogrodzie siknąć kilka razy, zwalić kupsko na kretowisko i zanim się obejrzałam, pobiegł za Tolą w las. Prawie natychmiast zaczęłam go wołać. Tolka wróciła po 10 minutach. A tego łapserdaka nie było - darliśmy się z mężem na zmianę: "Hirek". Obeszłam kawał lasu. Zapadał zmrok. Postanowiliśmy, że ja wrócę do domu, a mąż zostanie do 20.00, będzie czekał i nawoływał. Kiedy już byłam w domu - mąż zadzwonił, że nicpoń wrócił. Nie było go prawie  dwie godziny. Kiedyś w lecie nam tak uciekł, ale wrócił po niecałej godzince. A tu już szybko zapał zmrok, zaczął padać deszcz. Wsiadłam w auto i pojechałam po nich. Brudny był po same uszy, zmęczony. Już zastanawiałam się jak go jutro szukać, że może zawiozę męża o siódmej rano, żeby szukał. Zastanawiałam się nad ogłoszeniami... 
I co robić z łobuzem: niewybiegany dokucza w domu, zaczepia Ifę, rozrabia. Kiedy biorę na wybieg: czasem ucieka. 

A teraz dokucza mi zdarte gardło. Diabli wzięli plany spędzenia spokojnego popołudnia.

W nowym roku 2018 życzę Wszystkim moim Czytelnikom 

 braku problemów, dużo zdrowia 

oraz zadowolenia z życia.

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails