Skończyłam kolejną szydełkową, ażurową tunikę chociaż w trakcie roboty zwątpienie przychodziło: czy jest sens robić coś, czego być może nie włożę? Mam na myśli oczywiście kiepską pogodę. Ostatecznie wyjrzało dziś słońce i skończyłam robótkę. Sesja zdjęciowa z kaloszami:
Kalosze odgrywają w mym życiu bardzo istotną rolę (mam kilka par). A jedną zawsze wożę w bagażniku samochodu. Mój bagażnik jest (jak moja torebka) duży, pojemny i załadowany różnymi potrzebnymi rzeczami - wymienię tylko kilka koniecznych: łopatka do wykopywania roślin, mała plastikowa skrzynka na kamienie, szczotka, środki do mycia/czyszczenia samochodu, znicze i oczywiście kalosze i parasol. Kalosze, jak wspomniałam, są dla mnie bardzo ważne jako obuwie niemal całoroczne przydatne nie tylko na działce, ale podczas spacerów z psem po polach i lasach. I kiedy tylko aura szwankuje (tzn. leje) - buty gumowe są niezastąpione. Wczoraj nie mogłam się oprzeć i kupiłam sobie te widniejące na zdjęciach. Jak ładnie kolorystycznie pasują do nowej tuniczki... Podeszwy w kolorze barbiowego różu i tęczowe kropeczki na czarnym tle od razu poprawiają humor w czasie deszczu. Wczoraj kalosze były już używane - akurat rozlało się, jak z cebra, kiedy po południu poszłam z psem w pola. Przemokłam tak, że nalało mi się od góry do butów.
Szydełko Tulip 2,1 mm; włóczka bawełna + wiskoza (brak innych danych); zużycie 250 g
Schemat (dodałam jedno okrążenie)
Tunika ma specyficzny różowy kolor - nazwałabym go fuksjowym (nie jest to róż barbiowy - chociaż tak wygląda) i w realu jest bardziej przygaszony, aniżeli na zdjęciach. Jest zbliżony po trochę do:
różowego kwiatka dąbrówki rozłogowej;
różowych stokrotek;
koloru kwiatka czosnku ozdobnego.