Wyruszyłyśmy najbardziej łatwą i znana trasą (szlak niebieski) od Przełęczy Krowiarki, gdzie zostawiłyśmy samochód na jednym z parkingów. Idzie się przyjemnie szeroką leśną trasą zboczem góry i dochodzi do schroniska w Markowych Szczawinach.
Po niewielkim odpoczynku, szlakiem czerwonym zaczęłyśmy się wspinać na górę. Po drodze minęłyśmy Przełęcz Brona i niezbyt duże rumowisko skalne.
Im wyżej, tym gorsza pogoda. Zaczęłyśmy się ubierać, by wylądować na szczycie w bluzach i okryciach na głowie.
Na górze zimno i bardzo mgliście i trzeba przyznać, widoki były po prostu marne. Wiał wiatr i fruwały mgły. Po jakimś czasie nieco się przejaśniło i jakieś zdjęcia udało się wykonać.
Widać z Babiej Góry, przy dobrej pogodzie: Tatry, Jezioro Orawskie, Małą Babią, Jałowiec, Zawoję, Pasmo Policy.
Schodziłyśmy szlakiem czerwonym mijając po drodze Kępę Gówniak, Wołowe Skałki i Sokolicę. Pod stopami co jakiś czas dało się zauważyć granitowe słupy graniczne z literami "D"i "S", pozostałość granicy słowacko - niemieckiej sprzed II wojny światowej.
Sama Babia Góra (1721 m n.p.m.) przyciąga wielu turystów i jeśli raz się tam wyjdzie, to potem wraca się co roku. Wiadomo, że na szczycie zawsze wieje i różnie bywa z widokami. Już z daleka widać 10 m kamienny mur, pod którym siedzą turyści. A w okolicy góry w czerwcu przyciągają oczy kwitnące na biało sasanki alpejskie.
Podczas wyprawy na Babią Górę przeszłyśmy 17 km.