Chciałam dziś o carskich jajach. Meritum ujęła Jasmin na swym blogu - toteż powtarzać się nie będę.
Dodam jedynie ciekawostki. A więc pierwsze jajo Fabergé powstało 1884. Jajo z wierzchu było emaliowane i otwierało się jak matrioszka, w środku znajdowało się złocone żółtko, które również się otwierało. W środku żółtka umieszczona była platynowa, kolorowa kura siedząca na grzędzie w środku kury zaś można było znaleźć diamentową carską koronę. Ta ostatnia najmniejsza część jest zaginiona. Carowi tak spodobał się prezent, że kazał swojemu jubilerowi rok rocznie wykonywać taki prezent dla swojej małżonki z zastrzeżeniem ze każdorazowo jajo zawierać ma niespodziankę. Z roku na rok jaja stawały się bardziej kunsztowne i skomplikowane. Zdobione były nie tylko emalią i inkrustacją. Do ich budowy wykorzystywano takie same mechanizmy jak w zegarach, z jednego jaja co godzinę wychodzi kogut. Po śmierci cara Aleksandra jego syn car Mikołaj II kontynuował tradycję obdarowywania swojej małżonki oraz matki kolejnymi jajami na Wielkanoc. Jaja zdobione były scenami wiejskimi a także odnoszącymi się do ówczesnej sytuacji politycznej, zdobione również były symbolami i alegoriami.
I jeszcze jedno: carskie jajo można mieć za 2 dolary. No może niezupełnie. Mennica Polska wypuściła pierwszą, z nowej serii, monetę dedykowaną carskim jajom Fabergé. Jest to “Jajo Koronacyjne” - tylko 5000 sztuk o nominale 2 dolary – data emisji 29 stycznia 2010 r.
A teraz moje, nie carskie, a szydełkowe jaja: