Na przykładzie tych mitenek opisałam technikę, o której w tytule postu:
* * *
Zima przyszła nieuchronnie i u nas dowaliło śniegu. Jest to dla mnie ogromy dyskomfort, gdyż musiłam zrezygnować z dojazdu do pracy samochodem (droga, biała i wąska, mijające samochody spychają ma pobocze, a to oznacza po prostu lądowanie w rowie). Zresztą widok leżących w rowie aut skutecznie wyleczył mnie z chęci pomknięcia własnym pojazdem do pracy. Niestety oznacza to także dużą stratę czasu - oczekiwanie na autobus (który także jedzie wolno i często jest po prostu spóźniony). Byle do wiosny...
Dziś, po tygodniu, w końcu odśnieżyliśmy auto i odkopaliśmy je na parkingu, by pojechać do Zagórza i zobaczyć czy chałupa jeszcze stoi. Stała, a jakże - ogród zaśnieżony, śnieg na wierzchu już nawet stwardniał (ciężko się odkopywało ścieżkę). Widoki owszem piękne, a nawet bajkowe:
Nawet Ifunia niespecjalnie buszowała po śniegu i podosząc śmiesznie łapy brnęła trasą przetartą przez nas... Odkopaliśmy ścieżkę, odśnieżyłam bramę:
Porobiłam zdjęcia m.in. takich mroźnych malunków na szybie:
Może jutro spróbuję pojeździć na biegówkach (pierwszy raz po urazie kręgosłupa, czyli porawie po 2 latach...). Tylko, że trasę będę musiała sobie udeptać.