Mniej mam czasu w tym roku na wędrówki z kijami. Skupiłam się na treningach w klubie fitness, więc z konieczności jest mniej wędrowania. Korzystając jednak z cudownie ciepłej aury w ostatni weekend - zabrałam psie "dziewczyny" i ruszyłyśmy w kierunku kapliczki Krawczyków (pierwszy raz tego lata).
Wędrowałyśmy trochę lasem, trochę polami uprawnymi. Z niektórych zebrano już siano; żyto i owies proszą o żniwa. Zobaczyłam też pole z rośliną, która zwróciła uwagę - owoce? nasienniki? to maleńkie kuleczki - nie wiem czy to może ciecierzyca?
Świat w taką pogodę przepiękny. Duża zaliczyła niemal wszystkie błotne kałuże w lesie, kąpiąc się w nich po brzuch. Mała wybłociła tylko łapki. A ile było wąchania, tropienia, grążenia w zbożu, bo tam złapało się jakiś trop. Psice bardzo lubią chodzić ze mną, mąż jakoś nie potrafi ich wybiegać.
Po powrocie porcja rosołowa i można już było wywalić się na boku na trawie i odpoczywać. Małej zamarzyły się kolanka panci, która złożyła swe ciało na huśtawce ogrodowej.
A dla pańci orzeźwieniem w taką pogodę był koktajl z czarnej porzeczki: