w ogrodzie było tak:
i pomimo dość chłodnej aury wydawało się, że jest nadzieja na złotą i polską...
Kiedy więc dzisiaj o szóstej rano patrzyłam na termometr zaokienny, przecierałam oczy ze zdumienia. Pobiegłam nawet po okulary, bo wydawało mi się, że albo źle odczytuję temperaturę, albo termometr sfiksował. Było - 6 stopni C. Szyby w aucie skrobałam. A kiedy jechałam do pracy drogą, przy której rosną kolny, liście malowniczo wirowały w powietrzu i ścieliły się pod koła pojazdu.
W ogrodzie zmarzło wszystko. W jednej chwili spadły liście z miłorzębu, który jesienią przebarwia się pięknie na żółto. Z orzechów dosłownie "zjechały" pod drzewo.
Jeszcze wczoraj przez moment zawahałam się, czy aby nie schować pelargonii na ganek - zostały. Pomyślałam, że niewielki przymrozek im nie zaszkodzi - zaszkodził duży mróz.
No cóż, zapewne jeszcze będzie ciepło, tyle, że jesiennych widoków w pełnej krasie już nie będzie. A szkoda.