Poza tym raczej w nielicznych wolnych chwilach w ostatnich miesiącach wolałam wyjazdy do ogrodu, który swoje prawa ma i wymaga nieustannej harówki. Tam psica ma do dyspozycji spory areał ziemi do pobiegania, czasem też korzysta z tego, że zabieramy ja na spacer do lasu, gdzie takich traw wysokich nie ma.
Wracając jednak do pól - jeszcze w poprzednich latach główne ścieżki były koszone i łatwe do przejścia, ludzie wprawdzie już od x lat nie uprawiają tam nic (niektórzy założyli sobie takie rekreacyjne ogródki). Jednak teraz, kiedy starsze pokolenie wymiera, z roku na rok obserwuję, że potem praktycznie nikt już nic nie robi w tych ogrodach. Zarastają trawą nieliczne grządki, opadają z drzew niezbierane owoce nikomu niepotrzebne - bo nie opłaca się robić przetworów. Nikt prawie nie kosi trawy, nie mówiąc już o koszeniu ścieżek. Wszędzie trawy i trawy sięgają prawie do głowy...
O takie trawy! że psa prawie nie widać. A to jest ścieżka...
Wędrujemy do potoku, gdzie pije się wodę, brodzi i sika do tej wody (no Ifa sika, pewnie woda ją tak pobudza):
Wracamy, by dość do kolejnego miejsca, gdzie ten potok płynie:
A po drodze jeszcze takie widoki:
A teraz zmykam. Szczęśliwie zakończyłam pewien poważny projekt (do pracy); jeszcze kilka dni zwiększonego wysiłku umysłowego i potem, mam nadzieję, wreszcie zacznę prawdziwe wakacje.