Jednak nie o tym chciałam pisać. Mama leżała w sali z trzema paniami: oczywiście była najstarsza. Dwie kobiety były mniej więcej w moim wieku i jedna pani - Wanda w wieku 82 lat. Pani Wanda okazała się osobą niesamowitą: bardzo żywotna, optymistka. W ciągu moich tam wizyt zdążyła opowiedzieć niemal całe swoje życie . Dwie pozostałe pacjentki wydawały się jakieś takie opuszczone przez rodziny; jedna leżąca z zaawansowaną cukrzycą, bardzo tęga - już o siebie nie walczyła (tylko rok starsza ode mnie!) wymagała całkowitej obsługi, nawet ręki nie podnosiła... Druga pani - Grażyna osłabiona mocną anemią, nie radziła sobie psychicznie, nikt jej prawie nie odwiedzał, a była matką pięciorga dzieci. Widać, że jej choroba była jej problemem. Ot - ludzkie losy... I pani Wanda - kobieta "iskierka". Dwa razy dziennie (poza inną rodziną) odwiedzał ją kochający mąż, sam po wylewie, nie jeżdżący samochodem, który na pewno musiał czuć zmęczenie po przemierzeniu trasy do szpitala. Dało się zauważyć, że państwo Wanda i Mieczysław szanują i kochają się bardzo. Miecio przynosił żonie smakołyki m.in. maliny i jeżyny z własnego ogrodu. Ogromnie przejmował się wszystkimi wieściami na temat stanu zdrowotnego żony. A teraz to najważniejsze - pan Miecio miał pragnienie - by jeszcze - odchodząc ze szpitala, rzucić okiem na okno, za którym przebywa żona. Jakoś sam nie był w stanie go zidentyfikować, kiedy znajdował się na dziedzińcu szpitala. Wymyślił więc, że małżonka wystawi przez okno swój ręcznik. Moja mama pożyczyła laski i pani Wanda, swemu odchodzącemu małżonkowi wywiesiła przez okienko ręcznik...
Cudowna miłosna historia - nieprawdaż?
* * *
Widzę, że opuszczają mnie obserwatorzy. No cóż blog nie jest stricte robótkowy i jak widać ostatnio przeważa tematyka nierobótkowa. Świadomie nie zakładałam kilku blogów o różnej tematyce, bo jest to zbyt uciążliwe do realizacji. No cóż mam teraz mało czasu na robótki - takie życie. Po prostu inne priorytety. Do robótek "etatowo", a nie sporadycznie, jak teraz - powrócę zdecydowanie na emeryturze (mam nadzieję, że będę: a) mieć więcej czasu, b)uda mi się zdecydowanie więcej realizować dzianinowych pomysłów). A, że teraz piszę o miejscach, w których byłam - to "ku pamięci". Zdaję sobie sprawę, że nie wszystkich Czytelników to interesuje - trudno. Blog nosi nazwę "U Antoniny" - co sugeruje niejednolitość pasji i zainteresowań. Okresowo przeważa coraz to inna tematyka. Mam nadzieję, że wytrwali Czytelnicy razem ze mną doczekają mojej emerytury (najpóźniej za rok) i powrotu to pasji robótkowej.