Obserwatorzy

sobota, 25 marca 2023

Na Łopień

Wycieczka krótka i niemęcząca. W sam raz na wyprawę z córką,  obiema wnuczkami i pieskiem (tym razem yorkiem). Było to tzw. łapanie jeszcze niezłej pogody, która i tak nas nieco zawiodła. Bo chociaż zapowiadało się wypogodzenie i słońce - skończyło się deszczem (chwilami zlodowaciałym) i wietrzyskiem urywającym głowy. Na górze przydały się nawet rękawiczki.

Na trasie zobaczyłyśmy salamandrę. Zrobiłyśmy zdjęcia  i filmiki - poczułyśmy się jak japońska wycieczka, każda chciała uwiecznić zwierzę, które szło tylko sobie wytyczoną dróżką 


Łopień ma rozległy i długi grzbiet przebiegający z południowego zachodu na północny wschód. W grzbiecie tym wyróżnia się trzy szczyty: zachodni Łopień 961 m n.p.m., środkowy Łopień Środkowy ok. 950 m n.p.m i  Łopień Wschodni 805 m n.p.m.





Najwyższy wierzchołek masywu Łopienia opada w południowo-wschodnim kierunku do Przełęczy Rydza-Śmigłego, poprzez którą łączy się z masywem Mogielicy.

Wyruszyłyśmy z Przełęczy Rydza-Śmigłego (jest tam jednocześnie parking samochodowy) zielonym szlakiem i ograniczyłyśmy się tylko do wejścia i zejścia. Można stamtąd iść także na Mogielicę. Czas wejścia i zejścia niedługi i zamyka się w granicy  dwóch godzin. Naturalnie nam zeszło nieco dłużej, bo na szczycie było jedzenie, zabawy z pieskiem i podziwianie widoków z punktu widokowego.

I jeszcze ciekawostka. Taką oto ławeczkę odkryłyśmy na szczycie Łopienia: 


Poszukałam wiadomości na jej temat i oto czego się dowiedziałam.

Co roku, od 14 lat odbywa się akcja "Odkryj Beskid Wyspowy", która polega na zorganizowanym zdobywaniu szczytów pasma górskiego rozciągającego się pomiędzy doliną Raby, a Kotliną Sądecką na terenie województwa małopolskiego. W tym roku cykl wędrówek rozpocznie się 11 czerwca od wejścia na Urbanią Górę, a zakończy się 10 września w Lubogoszczy. 

Pomysł na ustawianie ławek noszących imiona turystów pojawił się wśród organizatorów inicjatywy. Polega na tym, że turyści wspólnie zdobywają szczyty tego pasma górskiego i teraz stawiają takie ławeczki (społecznie i na własny koszt).

Czesław Szynalik, pomysłodawca tej akcji powiedział:
Postanowiliśmy, że każda ławeczka będzie dedykowana turystom imiennie. Chcielibyśmy, aby każdy wędrowiec po Beskidzie Wyspowym miał swoje dedykowane miejsce. Z drugiej strony ławki są konieczne, żeby turyści mieli gdzie odpocząć po trudzie wędrowania po Beskidzie Wyspowym, który jest piękny, ale wymagający.
Swoje ławeczki mają już: Joanny, Anny, Julie, Agaty, Edyty, Lidki, Ireny, Stanisławy, Józefy, Mieczysławy, Andrzeje, Czesławy, Janusze.
Zamontowano już 16 ławeczek m.in. na Jasieniu, Łopieniu, Szałasie, Polanie Łąki, Ostrej, Lubogoszczy, Ćwilinie, Śnieżnicy, Szczeblu, Bydłoniowej. Ławek ma być około 40. 

źródło:https://krakow.tvp.pl/65415483/laweczki-z-imionami-turystow-na-szlakach-beskidu-wyspowego

wtorek, 14 marca 2023

Ptaszki

Kiedy wiosna tuż, tuż - dosłownie za zakrętem, a jeszcze czas  do Wielkanocy, zmieniam w swoim mieszkaniu dekoracje. Jest to czas dla ptaków. Dość długo kolekcjonowałam różne figurki kur i kogutków. Kolekcja częściowo została jeszcze  w chałupie w Zagórzu, część jednak eksponatów przywędrowało ze mną do Krakowa.  Pokażę je w jednym z następnych postów. 

Tymczasem chciałabym zgłosić do zabawy u Splocika ptaszki drewniane będące teraz moją wiosenną dekoracją. 


Ptaszki najpierw przyczepiłam do brzozowych gałązek, jednak te wydały mi się zbyt wiotkie. Kolejne gałązki obcięte z krzaków wyglądały zbyt strzeliście, w końcu powędrowałam na łąki po kolczaste gałązki głogu i te mnie dopiero zadowoliły. Może na gałązkach ludowe ptaszki z drewna nie wyglądają zbyt atrakcyjnie, ale proszę mi uwierzyć, są cudownie barwne,  i bardzo pasują do takiej rustykalnej dekoracji. 


W województwie małopolskim jest taka wieś: Stryszawa - położona jest za Suchą Beskidzką. I ta właśnie Stryszawa zasłynęła, że mieszkańcy zajmują się (do dzisiaj) wyrobem drewnianych zabawek ludowych Są to: taczki, wózki, kołyski, grzechotki, karetki z konikami. Później pojawiły się koniki na kółkach, poruszające się na kijku karuzele i machające skrzydłami ptaszki, kogutki, koniki, sylwetki ludzkie. 


Ale Stryszawa słynie też z drewnianych ptaszków, które są rzeźbione przez tutejszych artystów i ich  rodziny. Ponoć każdy artysta ma swój własny sposób rzeźbienia ptaszków i po wyrobie można rozpoznać, kto jest autorem. Ptaszki maluje się czasami na kolory, w których występują w naturze, ale częściej bardzo kolorowo. Dawniej malowało się je najpierw na biało, a potem nakładano kolejne kolory, bo każdy musiał wyschnąć. Dostępne obecnie farby akrylowe przyspieszają proces produkcji.  

Taką legendę opowiada pan Tadeusz Leśniak (artysta ze Stryszawy) o początkach rzeźbienia ptaszków: Jedna z wersji wiąże się z pewną legendą. Jeden z mieszkańców, w dzieciństwie, został wysłany do Kalwarii Zebrzydowskiej na służbę do pustelnika, który zajmował się rzeźbieniem w drewnie. Chłopak przebywał tam około roku, nauczył się rzeźbić ptaszki i gdy już wracał do domu, pustelnik dał mu poniemiecki album z ptakami. Chłopak wrócił do Stryszawy i zaczął rzeźbić, wzorując się na albumie. Potem sprzedawał ptaszki, które zrobił. Gdy sąsiedzi zauważyli, że zabawki dobrze się sprzedają, zaczęli całymi rodzinami zajmować się ich rzeźbieniem. 


I tak oto ptaszki drewniane na druciku rozsławiły Stryszawę, a twórcy biorą udział w ludowych jarmarkach, kiermaszach, wystawach zabawek ludowych, gdzie prezentują swe prace.

Zabawki stryszawskie można obejrzeć w Beskidzkim Centrum Zabawki Drewnianej. Myślę, że warto odwiedzić Stryszawę.

niedziela, 12 marca 2023

Dziewczyna disco polo (2)

Kontynuując wątek, chciałabym najpierw skupić się na strojach estradowych idoli muzyki disco polo. Generalnie Zenek Martyniuk i obecnie Sławomir Świerzyński oraz kilku pozostałych, hołduje  strojowi prostemu: biała, albo czarna koszula z  rozpiętym  kołnierzykiem, jednokolorowe spodnie i marynarka. I właśnie marynarki stają się clou występu. Obok czarnych, bardzo ciemnych granatowych rzadko pojawiają się bordowe i ciemnozielone. Najczęściej są to marynary błyszczące złotem, albo srebrem, połyskujące kryształkami, szyte z bardzo ozdobnych materiałów: lamy, aksamitu, atłasu. Pamiętam, iż wcześniej Idol S. Świerzyński dawniej występował w bliżej nieokreślonych kapotach/katanach w dziwnym  kolorze. 

A tak a propos Idola: śpiewał na imprezie urodzinowej Bartosza Rybaka, współpracownika ministra Czarnka. Nie dość, że zaproszeni goście otrzymali darmowe wejściówki i zmierzyli się najpierw z wielką sztuką (nie kupując biletów) obejrzawszy w Operze Wrocławskiej "Cyganerię" Giacoma Pucciniego, to następnie wzięli udział w zamkniętej imprezie urodzinowej na scenie opery! I tu znalazło się pole do popisu dla Idola - zaśpiewał "Majteczki w kropeczki". Ruszyła lawina: media rozpoczęły batalię, że jak to! że opera! że kolebka sztuki!  że złamane zostały zasady bezpieczeństwa! że na scenie są zapadnie, a tu... "Majteczki w kropeczki". Stanowisko straciła dyrektorka opery Halina Ołdakowska. Minister Czarnek poszedł w zaparte: "nie było żadnego występu Bayer Full. Nie słyszałem tam ich piosenki, choć jak wielu lubię też taką muzykę". No cóż jeden zaręcza się na dole w kopalni węgla kamiennego, inny świętuje urodziny w operze. 

https://www.fakt.pl/polityka/majtki-dla-przemyslawa-czarnka-chodzi-o-afere-opera-plus/6qt6s99

Przy okazji można wspomnieć też o niewypale pana Zenona. Ponoć 20 lutego miał  ze swym zespołem "Akcent" dać koncert w Auli Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu na "Zakończenie karnawału z Zenonem". Ostatecznie koncert w tym miejscu odwołano, o czym poinformował jeden z radnych na sesji Rady Miasta.

Ale miałam o strojach idoli. I tu najbardziej w oczy rzucają mi się dwa zespoły "Boys" i "Weekend" z Radkiem Liszewskim. Ci pierwsi ze swoim solistą Marcinem Millerem bardzo wczuwają się w swój sceniczny wizerunek i występują np. w garniturach w kolorze żółtym neonowym, w marynareczkach ciemnych z białymi kieszeniami, albo jasnych z ciemnymi lamówkami. Niekiedy są to stylizacje wojskowe, albo kombinezony (przypominające kombinezon montera). Ciekawa na swój sposób stylizacja to: wydrukowane litery na koszulkach poszczególnych członków zespołu układające się w słowo: B O Y S. Nie da się nie zauważyć zespołu, który na scenie prezentuje się w tych swoich estradowych "uszytkach".

Natomiast Radek Liszewski "zabija" marynarkami  z dużymi aplikacjami umieszczonymi asymetrycznie tzn. tylko po prawej, lub lewej stronie. Pojawiają się marynarki stylizowane na mundur z szamerunkiem, ale niekoniecznie służącym do zapięcia, czasem zdarzają się ozdobne pagony lub pagony z frędzlami. W ogóle stylizacje na galowy mundur bliżej nieokreślonych służb cieszą się dużym powodzeniem.

Hmm, rozumiem że jest to takie sceniczne emploi...

niedziela, 5 marca 2023

Hala Gąsienicowa i Czarny Staw Gąsienicowy

Chociaż zapowiedzi pogodowe na sobotę nie sprzyjały planowaniu wycieczki w góry, okazało się jednak, że chociaż na nizinach zrobiło się już pochmurnie i ciemnawo, góry przywitały nas cudownym słońcem, błękitnym niebem, dużą ilością śniegu. To już nasza druga wyprawa marcowa na Halę Gąsienicową (rok temu też byłyśmy w marcu), naturalnie wybrałyśmy się z córką i starszą wnuczką. Wyjechałyśmy z Krakowa zaraz po godzinie 6 rano, więc kiedy wyszłyśmy na szlak, szalonych tłumów jeszcze nie było, aczkolwiek w Kuźnicach, kłębili się głównie narciarze (jedni szli do kolejki na Kasprowy Wierch, inni zapinali narty, by wyruszyć w góry, a potem szusować w doliny).


Widok na Giewont



Wycieczka wiodła: Kuźnice-Dolina Jaworzynki-Przełęcz między Kopami-Hala Gąsienicowa-Czarny Staw Gąsienicowy-Murowaniec i zejście tą samą trasą. 

Było nieprawdopodobnie pięknie. Widoki jedyne w swym rodzaju robiły ogromne wrażenie. Piękne słońce, błękitne niebo, lekki mróz rano wyraźnie sprzyjały relaksowi, pomimo ciągłej wędrówki w górę.






Wczesny wyjazd i wyjście pozwoliły na długi relaks nad zamarzniętym całkowicie Czarnym Stawie Gąsienicowym. Posiedziałyśmy tam z godzinkę wystawiając twarz na promienie słoneczne, obserwując ludzi, jak mróweczki wspinających się jeszcze wyżej, patrząc na narciarzy zjeżdżających hen z gór, podziwiając ludzi maszerujących zamrożoną taflą stawu.





W drodze powrotnej, niestety były już potężne tłumy, kiedy jeszcze maszerowałyśmy do Czarnego Stawu ścieżka była prawie pusta, wracając musiałyśmy przystawać, bo miejscami turyści poruszali się rotacyjnie. W Murowańcu, gdzie zeszłyśmy podbić książeczkę człowiek na człowieku. Ale i tak warto było.

środa, 22 lutego 2023

Serweta

Bardzo rzadko wykonuję szydełkowe serwetki, a już z cieniutkich nici, to chyba tylko kilka razy. Zawsze wybieram przędzę grubszą, żeby ta serwetka w potrzebnym mi doraźnie kolorze szybko została zrobiona. Tym razem jednak zaplanowałam odtworzenie serwetki zrobionej kiedyś przez moją mamę.

Mama miała niewielki okrągły stolik, który całe lata stał w rodzinnym domu na ganku. Z reguły leżał na nim jakiś obrus i stały kwiatki (poza zimą, bo na ganku było bardzo zimno). Kiedyś tam mama zrobiła na ten stolik serwetę, którą oddziedziczyłam razem ze stolikiem. 


Odnowiony stolik z czasów głębokiego PRL-u zajął miejsce w moim nowym krakowskim mieszkaniu. Uszyłam nań kilka okrągłych obrusów pasujących do aktualnego wyposażenia pokoiku. Bardzo lubię kłaść serwety na materiałowe obrusy. I tak serweta mojej mamy zdobiła stolik w okresie wiosennym. Niestety nie wytrzymała kolejnego prania (lekko licząc miała jakieś z 50 lat) i wyjęłam ją z pralki (chociaż była prana w woreczku) z licznymi dziurami. Nie dało się jej pocerować, bo dziur było za dużo. Jedyne rozwiązanie, to zrobić nową. W końcu po kilku miesiącach zabrałam się za odtworzenie tego wzoru w nowej serwecie. I oto jest:




Wprawdzie nie odtworzyłam kolorystyki serwety, tylko wzór, ale szydełkowanie było dla mnie wezwaniem: cienkie nici i szydełko. To już dużo dla moich oczu. 

Nici 335m/50 g. Szydełko 1,5 Tulip. 
Wyszło jakieś 180 g nici. 100% bawełna

Kolor nici lekko żółty,  Zdjęcia nie oddają realnej barwy. Serweta przeznaczona na okres wiosny.


Ponieważ szydełkowanie tej serwety było dla mnie wezwaniem zgłaszam ją do zabawy blogowej u Splocika Rękodzieło i przysłowia albo... jako ilustrację słowa wyzwanie z przysłowia: 

"Usuń ze swojego słownika słowo problem i zastąp słowem wyzwanie. Życie stanie się nagle bardziej podniecające i interesujące." - Donna Watson


Ja wiem, że to jest drugie zgłoszenie do tej zabawy w lutym, ale chciałam koniecznie wymyśleć projekt,  który zilustruje słowo z powyższego cytatu. Mam nadzieję, że Splocik zaliczy mi i tę pracę.

poniedziałek, 20 lutego 2023

Dziewczyna disco polo (1)

W TVP zmienił się prezes. Wyraźnie można zobaczyć, że NOWY nie gustuje w muzyce disco polo, gdyż liczba  programów z gwiazdami tejże muzyki zdecydowanie spadła. Nie ma ci już tak często występującego, jak dawniej, naczelnego gwiazdora Zenka Martyniuka, o którym film był zdecydowanym gniotem. Nie pojawia się także Bayer Full z Sławomirem Świerzyńskim śpiewającym na podsumowaniu wszelkich imprez muzycznych, a nawet patriotycznych: … Bo wszyscy Polacy to jedna rodzina, starszy czy młodszy, chłopak czy dziewczyna... Naturalnie zamysłem tej rytmicznej piosenki miało być połączenie pokoleniowe Polaków oraz młodych par, ale idąc dalej, możemy też mówić o połączeniu Polaków o różnych przekonaniach politycznych, zainteresowaniach kulturalnych, preferencjach seksualnych - itd. itd. i dalej... Upojeni muzyką... i nie tylko, Polacy chętnie łączą się na takich koncertach, a także po nich...

Zamysł tego posta (który, zdaje się, rozrośnie się na kilka odcinków) powstał jeszcze w czasie zdecydowanie letnim, kiedy to pomieszkiwaliśmy w Zagórzu i tam odcięci od świata, po dniu ciężkiej harówki niekiedy włączaliśmy telewizor. Jako, że mamy tam jedynie słuszną telewizję czyli głównie programy TVP, a w porywach TVN i Polsat, zmuszeni byliśmy oglądać głównie telewizję tę "słuszną". Oczywiście pod warunkiem, że dało się cokolwiek pooglądać. Telewizor nie odbierał, kiedy sąsiedzi na posesji obok, dokładnie o 20.30 zaczynali kąpiele w jacuzzi. Tak jakoś zakłócało impulsy telewizyjne, że u nas  ekran był czarno-biały, pasiasty lub gwiaździsty, a dojmującym dźwiękiem z zewnątrz było buczenie (maszynerii) i radosne pokrzykiwanie sąsiadów pijących, w tym swoim dmuchanym jacuzzi, jakieś winko (my niestety spożywaliśmy wykonany przeze mnie cydr). Wtedy, ani żadnego filmu, ani koncertu  z Wakacyjnej Trasy Dwójki nie było nam dane obejrzeć. Jednak, kiedy sąsiedzi wrócili do Holandii (tam pracują) nastawał czas bez jacuzzi i uff: telewizja nasza! Ale znów pod warunkiem, że antena umieszczona na pokaźnym drągu wyłapała impulsy tv... 

A sporo tych letnich programów było, nawet na tych kilku kanałach.  Przez cały tydzień "leciały" jakieś miałkie seriale miłosne - zwykle tego nie oglądaliśmy, bo lato wynagradzało - w porywach - pięknymi  wieczorami i żal było siedzieć wieczorem w domu. Lepiej popiec kiełbaskę na patyku w nowym kręgu ogniskowym i śpiewać fałszywie piosenki z czasów młodości. Całe serce wkładaliśmy w te pieśni i tak powtarzalny repertuar: "A wszystko te czarne oczy", "Hej, hej sokoły" poprzez piosenki partyzanckie, harcerskie i biesiadne. Moją ulubioną, jeszcze z przedszkola, jest "Czerwona róża, biały kwiat". Tak się składa, że całości nie zna, ani mąż, ani córka, więc na mnie spoczywała odpowiedzialność wyśpiewania tej piosenki do końca. A słuchu muzycznego to  ja ci nie mam, no nie mam. Drzeć się tam mogliśmy do woli, bo z trzech stron otulający nas las nie pozwalał nieść w przestrzeń naszych popisów wokalnych. 

A w telewizji weekendowe  koncerty jak nie we Włocławku, to w Zabrzu, albo w jakimś Augustowie!  Mąż mój - wielbiciel muzyki disco polo nie potrafił przeboleć, że nie zawsze wysłuchał Zenkowych przebojów, szczególnie ulubionych: "Przez twe oczy zielone" czy "Życie to są chwile".  Z perspektywy czasu myślę, że ta muzyka była w miarę, bo teraz katuje mnie (wstyd powiedzieć) ludową muzyką niemiecką. Wynalazł sobie mój małżonek jakiś kanał, gdzie śpiewają artyści (dla mnie rodem z lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych ubiegłego wieku), pieśni ludowe, jodłują, grają w ludowych kapelach.  Ubrani są w elementy niemieckiego saksońskiego stroju ludowego. A jak akcja dzieje się w górach, w tle iskrzy się śnieg, to dominują swetry we wzory norweskie o klasycznych fasonach z przeszłości. (Ja, to głównie na te swetry patrzę). Wszystko to jakieś takie trącące myszką, czasem wzbudza we mnie nostalgiczne wspomnienia fotografii z ubiegłowiecznych niemieckich żurnali z modą m.in. dziewiarską.

W deszczowe dni spragnieni informacji oglądaliśmy TVP 24. I tu zdecydowanie nie byłam w stanie wytrzymać psychicznie. Miałam do wyboru: siedzieć w cieple, popijać herbatkę, zagryzając batonikien (co później przełożyło się na wzrost wagi), albo udać się do starej chałupy, gdzie ziąb i wilgoć dawały w skórę i tam słuchać radia (przeważnie ZET). Zostawałam więc w luksusowym, cieplutkim pomieszczeniu i słuchałam nachalnych bzdetów prowadzących TVP 24. Najlepsze jednak były weekendowe występy pani Ogórek i pana Jachimowicza. Jak tych dwoje potrafiło prowadzić program! Smutno mi się zrobiło, kiedy nagle pani Ogórek porzuciła pana Jachimowicza i ten zaprezentował się z nową partnerką (naturalnie antenową, nie wnikam wszak w prywatne życie prezentera). I ciągle otwierały mi się coraz szerzej oczy ze zdziwienia... W rzeczywistości nie udało mi się uzyskać pięknych, szeroko otwartych oczu, gdyż zmęczone za szkłami okularów, za nic nie chciały stać się takie przepastne, by ktoś mógł się w nich utopić...

I tak to zamiast dojść do meritum, wdepnęłam w dygresje...

Do zasadniczego tematu, którym jest dziewczyna disco polo może dojdę w następnym odcinku.


poniedziałek, 13 lutego 2023

Moje małe dekoracje

z szyszek zdobią zarówno wnętrze mieszkania, jak i drzwi wejściowe. Szyszki na drzwiach wejściowych zastąpiły bożonarodzeniowy wianek. W mej opinii taka zawieszka znakomicie nadaje się na jesienno-zimowe dekoracje:


Kolejne zawieszki wylądowały wewnątrz mieszkania:
 


Zgłaszam je więc do zabawy u Splocika Małe dekoracje



Szyszki nazbierałam w lesie w Zagórzu, następnie je dobrze wymyłam z piachu i suszyłam w piekarniku, żeby się otworzyły. Część szyszek namoczyłam na kilka dni w "Domestosie", żeby wybielały. Takie białe, niemalowane szyszki też mają swój urok. W Castoramie kupiłam, malutkie bolce z uszkiem, które wkręciłam w szyszki. Potem przewlokłam sznurek lub tasiemki przez uszko i razem związałam kilka sznurków z szyszkami.  Dodałam jutową kokardę i wisząca dekoracja gotowa.

czwartek, 9 lutego 2023

Lutowe serca

Kolejny miesiąc i następne wyzwanie u Splocika w zabawie Rękodzieło i przysłowia, albo...

Tym razem na luty przypada do interpretacji jedno przysłowie i jeden cytat:

1. Serce to pałac szklany, gdy pęknie nie można go naprawić.

2. "Usuń ze swojego słownika słowo problem i zastąp słowem wyzwanie. Życie stanie się nagle bardziej podniecające i interesujące." - Donna Watson

Naturalnie luty to miesiąc zakochanych - mamy Walentynki i czerwone serduszka otaczają nas wszędzie. Wydaje się, że jest to najłatwiejsza interpretacja, żeby wybrać jako słowo przewodnie: serce i ja też tak uczyniłam. Moje serca są szydełkowe, mogą służyć jako zawieszki: 


No cóż, dwie zawieszki w kształcie serca i nie w kolorze czerwonym. Mam jednak nadzieję, że zostaną uwzględnione w tej zabawie:


Wyznam też, że bardzo kusi mnie cytat i jeżeli zdążę do końca lutego to dodam pracę związaną ze słowem z cytatu. 

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails