Dziękuję za liczny odzew na post: "Moje zmagania". Za słowa wsparcia, rady, zachętę do dalszej pracy nad sobą. Odezwały się licznie osoby zdrowe, dotkniętych cukrzyca raczej niewiele. Jednak nie zmienia to mojego wcześniejszego zamiaru, że od czasu do czasu coś na temat cukrzycy napiszę. Dziś nieco o pracy nad utratą wagi ciała. Właściwie odchudzać zaczęłam się zanim zdiagnozowano cukrzycę (jakieś 3 tygodnie wcześniej). Doszłam do takich rozmiarów, że zaczęłam już kupować ubrania większe (największe jak do tej pory). Jakoś mój dawny rozmiar 42/44 dziwnie się powiększył... Był to ostateczny sygnał, żeby zabrać się za siebie. Lato sprzyjało, a córka moja, pracująca nad odzyskaniem formy i linii po ciąży, poleciła mi książkę Chodakowskiej. Zaczęłam więc od gotowania potraw zaproponowanych przez panią Ewę. Jak się później okazało, przepisy te w dużym stopniu wpasowują się w dietę cukrzyka. Na początek też zdecydowanie zwiększyłam dzienną aktywność fizyczną (co najmniej godzina bardzo szybkiego marszu z kijami).
Zdrowe odżywianie a nie głodzenie się, pięć małych posiłków dziennie, zero słodyczy, słodzonych soków owocowych, sosów, pieczywa, makaronów, pierogów, knedli itp. szybko przełożyło się na utratę średnio jednego kg na tydzień i gdzieś do połowy sierpnia schudłam sześć kg. Potem jeszcze dwa. Wrzesień przyniósł kolejna utratę dwóch. Razem dziesięć kg. Teraz walczę o jedenaste kilo.
W międzyczasie zdiagnozowano cukrzycę, więc poczytawszy na temat odżywiania, zaczęłam sprawdzać indeksy glikemiczne poszczególnych produktów, by wybierać te o najniższym. Jem dużo warzyw, ryb, trochę mięsa (głównie gotowanego), nabiału (najczęściej biały ser i czasem jajka; ostatnio mały kubek jogurtu naturalnego). Stałym "posiłkiem" jest spożywanie - przeważnie na drugie śniadanie zielonych koktajli. Bazą zawsze jest seler naciowy (IG 15) blendowany z różnymi dodatkami: kawałek awokado, kawałek brzoskwini, szpinak, rucola, śliwka, gruszka itp.do tego dodaję łyżkę otrąb owsianych, 2 łyżki oleju lnianego i rozcieńczam zimną zieloną herbatą lub wodą mineralną (niegazowaną). Jest to napój o niskim IG i raczej małokaloryczny, ale bardzo zdrowy. Zawsze rano przygotowuję sobie taki koktajl do kubka termicznego i zabieram do pracy na drugie śniadanie. Ostatnio wprowadziłam do diety chlebek "Pro-biotyk" (ziarna) - nie podnosi mi cukru, zjadam co drugi dzień 1-2 kromeczki.
Druga ważna rzecz - ruch. Kiedy dni zaczęły robić się krótsze, nie zawsze udaje mi się po powrocie z pracy iść z psami i kijami, więc od września wprowadziłam ćwiczenia fitness - są to przeważnie treningi E.Chodakowskiej z YouTube. I przyznać muszę, że początkowo była to porażka. Nie mogłam wykonać poprawnie i wytrzymać większości ćwiczeń. Jednak po prawie 1,5 miesiąca ćwiczeń, są zdecydowane efekty: tkanka tłuszczowa się zmniejszyła, masa mięśniowa zwiększyła. Kondycja wzrosła - co jest widoczne podczas wędrówek górskich. Dawniej wspinaczka pod strome wzniesienie okupiona była przystankami, urywanym oddechem, czerwona twarzą i oczyma zalanymi potem. Teraz mogę iść pod górę, jak czołg, nie muszę tak często odpoczywać.
Kiedy zbyt późno wracam z pracy i nie mam możliwości wyjścia - biegam 4 x 3 piętra w moim bloku. To też jest ruch.
Reasumując: do utraty wagi przyczynia się: zdrowe odżywianie i dużo, dużo ruchu oraz oczywiście konsekwencja. W moim przypadku właściwe odżywianie i ruch - poza schudnięciem - ma wspomagać leki w obniżaniu cukru we krwi. Przyznam, że w tym czasie (od początku lipca) ze słodkich rzeczy zjadłam: 2 kawałki tortu (jeden na weselu, drugi na roczek wnuczki), 3 śliwki w czekoladzie, 3-4 pomadki z likierem, kawałek gorzkiej czekolady w górach. Owszem czasem mnie nachodzi na słodkie - ale trwam w uporze. Może, kiedy ustabilizuję wagę i cukier czasem sobie pozwolę na więcej.
Teraz właściwie nie mam co na siebie włożyć, gdyż ubrania stały się za duże (nawet te mniejsze, które czekały na moje schudniecie). Znalazłam się między rozmiarem już nie 42, ale jeszcze niezupełnie 40. Nawet spodnie od córki (kiedy schudła, dała je mnie), w które w sierpniu nie wchodziłam - teraz wiszą mi na tyłku. Na piątek potrzebuję ubrać się bardziej reprezentacyjnie - muszę sobie kupić nowy żakiet i coś na tyłek, gdyż po dzisiejszych próbach stwierdziłam, że dawny kostium, po prostu na mnie wisi.