Most nad Czeremoszem (dopływ Prutu)
To tu gdzieś niedaleko zakrętu rzeki był most, którym rząd polski przekraczał granicę...
Centrum miasteczka - bruk z kamienia
Kuty nad Czeremoszem
– na pograniczu Bukowiny w obwodzie iwanofrankowskim, rejonie kosowskim. W
okresie międzywojennym Kuty słynęły jako miejscowość wypoczynkowa i ośrodek
lokalnego rzemiosła artystycznego (tkactwo, hafciarstwo, garncarstwo). Uważano
też, że jest to najcieplejsze miejsce w Polsce.
Do II wojny światowej miasteczko było największym skupiskiem Ormian
Polskich w II Rzeczypospolitej (stanowili około 50% mieszkańców), a trudnili się m.in. handlem i produkcją safianu. Szukając śladów polskości trafiliśmy najpierw do kościoła rzymskokatolickiego z przełomu XVIII i XIX w.:
Jak się okazało, kościółek był w remoncie - dokładnie obecnie malowano wnętrze. Stąd pewien nieład w środku i mnóstwo puszek z farbami...
I w tym dalekim miasteczku, w kościele nagle usłyszeliśmy język polski. Spotkaliśmy polskiego konserwatora zabytków, który tu, daleko na Kresach, trudnił się odtworzeniem malowideł ściennych w kościele. To Ormianie amerykańscy zebrali pieniądze na remont kościoła, resztę dołożył polski rząd.
Powędrowaliśmy do centrum miasteczka, wart uwagi okazał się dziewiętnastowieczny ratusz:
Obejrzeliśmy też budynek, dziś odremontowany, dawną synagogę:
Miasteczko było przecież kiedyś miejscem, gdzie obok siebie mieszkali tzw. Rusini, Polacy, Żydzi, Ormianie. Do dziś zachowały się na cmentarzu nagrobki Ormian, mieszkańców Kut, będących kiedyś znamienitymi obywatelami miasta:
To dlatego poszliśmy na ten cmentarz:
Jak się okazało - nadal jest wykorzystywany w celu pochówku katolików.
Kapliczka cmentarna
Kiedy wędrowaliśmy po miasteczku, zobaczyliśmy pogrzeb:
Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, że umrzyk wieziony był w otwartej trumnie!
Nie, nie zrobiliśmy fotki - uznaliśmy, że po prostu nie wypada. Niemal za pogrzebem dotarliśmy na cmentarz i byliśmy świadkami zmagania się grabarzy z pochówkiem w suchej, kamienistej ziemi.
Nagle zobaczyliśmy coś, co nas niesamowicie zaskoczyło! Po zakończonym pochówku, część żałobników skupiła się w jednym miejscu: przy nakrytym stole. Stały na nim półmiski z potrawami, chlebem, butelki z wódką i napojami. I znów nie wypadało robić zdjęć. Brat dyskretnie cyknął jedno, oto dowód na stypę na cmentarzu:
Oczywiście będą jeszcze następne relacje z podróży.