Prawdziwie szalona w tym roku, bo ciepła i sucha niezwykle. Daje się obserwować spokojne przebarwianie się kolorów listowia, no i jeszcze rozpaczliwe próby kwitnięcia niektórych kwiatków. Popołudniowe słońce ślizga się, rażąc oczy, a słoneczne refleksy kładą po łąkach i lasach. Kiedy więc przyjeżdżam z pracy, nie ma czasu na jakieś tam spożywanie posiłku. Szybko się przebieram i jedziemy z Ifą "na pobieganie". Generalnie nie lubię listopada i grudnia, kiedy dzień skraca się tak znacząco, że czasu po pracy na normalny spacer w świetle dziennym już nie starcza. Toteż korzystamy z tej ciepłej jesieni. Dziś jedna z wypraw.
Samochód zostawiam na parkingu policyjnym (tak policyjnym), bo duży i chyba daje gwarancję bezpieczeństwa. Przekładam do kieszeni aparat fotograficzny, telefon, kluczyk; krótką smycz przywiązuję do paska spodni (psa trzeba wziąć na smycz, kiedy niespodziewanie pojawi się inny spacerowicz). I hajda....
Wychodzimy nad stawy:
Kiedy maszerujemy wzdłuż brzegów daje się zauważyć zniszczenia dokonane przez bobry:
Potem wychodzimy na dróżkę z widokiem na łąki:
Po drodze mijamy sztuczne jeziorko, w którym woda tej jesieni zrobiła się szmaragdowa:
Z góry zakole Sanu:
Wracamy buczynowym zagajnikiem:
Ponoć to już ostatnie tak piękne dni...