Żegnam 2017 r. bez
żalu, raczej z ulgą, że w końcu odszedł. Naznaczony licznymi chorobami i
niesprzyjającymi zdarzeniami w rodzinie, nie kojarzy się zbyt dobrze. Pamiętam,
że na przełomie 2016 i 2017 roku życzyliśmy
sobie, żeby nie był gorszy od poprzedniego. Był. Mam nadzieję, że w tym 2018 r.
zła passa opuści naszą rodzinę.
Jedynym jasnym
promykiem były narodziny naszej drugiej wnuczki Melanii.
Mam za sobą dużo
trudnych dni. Niewiele też działałam robótkowo. Kontuzja ręki przeciągnęła się
niemal do końca roku. Samo złamanie wygoiło się dość szybko. Jednak uszkodzeniu
uległy nerwy. I tak w czerwcu miałam operację wyciągania drutów zespalających
kości. Już myślałam, że się poprawi i
zacznę odzyskiwać sprawność dłoni. Niestety dobrze było może z tydzień, a potem
cierpniecie i drętwienie bardzo dawało się we znaki. Wizyty u neurologa,
ortopedy, czekanie na badanie przewodnictwa nerwów w dłoni, doprowadziły do potwierdzenia diagnozy
(mojej), że cierpię teraz na cieśń nadgarstka.
Jak się okazało stan nerwów był taki, że należało operować jak najszybciej
po raz kolejny (nie było pewności powodzenia). I znów dochodziłam do siebie (tzn.
ręka dochodziła) dwa miesiące. Tym razem dłoń bardzo oszczędzałam, bałam się
kolejnych powikłań. Zresztą w poprzednich miesiącach z powodzeniem przestawiłam
się na lewą rękę: wykonywałam nią prawie wszystkich czynności,: dźwiganie zakupów, nawet jedzenie sztućcami, odkurzanie, sprzątanie itp.).Obecnie jest jako tako: cieśń ustąpiła, ale okazało się, że
mam tzw. trzaskający (strzelający) palec
- raczej palce: serdeczny i piąty. Mogły zostać zoperowane przy cieśni, ale
wtedy sobie nie uświadamiałam, że coś się dzieje. Po prostu nie wiem czy już
były objawy, czy zauważyłam je po operacji. Na razie jakoś funkcjonuję, może
w przyszłości zdecyduję się na kolejny zabieg. Ponadto z lewą dłonią dzieje się
podobnie - mam już objawy cieśni. Generalnie dłonie są dość słabe jeszcze np. nie odkręcę sobie samodzielnie zakrętki z butelki z wodą, nie zacisnę mocno w pięść.
Powyższe perypetie
zdecydowanie wykluczyły działania dziewiarskie. Kocyk dla Meli robiłam na
drutach prawie osiem miesięcy. Po prostu się nie dało. Dłoń cierpła, bolała
i czasem udało się przerobić 2-4 rzędy.
Skończyłam, kiedy dziecko było już na świecie, a zaczynałam mając jeszcze
rękę w gipsie.
Stopniowo zaprezentuję
moje nieliczne robótki wykonane w tym
czasie. Na razie kocyk i ośmiorniczka dla malutkiej.
Włóczka "Grażka"; 100% akryl, 120m/50 g; druty 3,5 mm; zużycie 350 g
Kocyk został spersonalizowany: otrzymał naszywkę z imieniem Meli:
Czas wracać zarówno do
równowagi psychicznej, codziennego życia i blogowania. Jest to trudne po takim
czasie, jednak mam nadzieję na stabilizację życiową i spokój.
PS. Nigdy jednak nie
można ufać, że będzie OK.
Dzisiaj uciekł nam Hirek. Wpis przygotowałam przed
południem, ale nie zdążyłam opublikować. Potem pojechaliśmy na działkę, jakoś nie chciało mi się iść z psami (codziennie chodzę po kilka kilometrów).
Zamierzałam pospacerować (nie chodzić daleko) po ogrodzie i lesie. A Hiruś,
który został u nas na ferie zimowe, zdążył w ogrodzie siknąć kilka razy, zwalić
kupsko na kretowisko i zanim się obejrzałam, pobiegł za Tolą w las. Prawie
natychmiast zaczęłam go wołać. Tolka wróciła po 10 minutach. A tego łapserdaka
nie było - darliśmy się z mężem na zmianę: "Hirek". Obeszłam kawał
lasu. Zapadał zmrok. Postanowiliśmy, że ja wrócę do domu, a mąż zostanie do
20.00, będzie czekał i nawoływał. Kiedy już byłam w domu - mąż zadzwonił, że
nicpoń wrócił. Nie było go prawie dwie
godziny. Kiedyś w lecie nam tak uciekł, ale wrócił po niecałej godzince. A tu
już szybko zapał zmrok, zaczął padać deszcz. Wsiadłam w auto i pojechałam po
nich. Brudny był po same uszy, zmęczony. Już zastanawiałam się jak go jutro szukać,
że może zawiozę męża o siódmej rano, żeby szukał. Zastanawiałam się nad
ogłoszeniami...
I co robić z łobuzem: niewybiegany dokucza w domu, zaczepia Ifę,
rozrabia. Kiedy biorę na wybieg: czasem ucieka.
A teraz dokucza mi zdarte
gardło. Diabli wzięli plany spędzenia spokojnego popołudnia.
W nowym roku 2018 życzę
Wszystkim moim Czytelnikom
braku
problemów, dużo zdrowia
oraz zadowolenia z życia.