Popołudnie okazało się wyjątkowe. Dłuższy dzień, pełne słońce, stosunkowo ciepło. Po śniegu pozostały tylko plamy, a w cieniu oblodzone ścieżki. Pozostałe były oczywiście błotniste. Psy po wyprawie obowiązkowo musiały przejść ablucje w wannie. Tymczasem radośnie myszkowały w trawie, przepłaszały bażanty, kopały doły. Nie pozwalałam jednak wchodzić na skute lodem stawy - nigdy nic nie wiadomo...
Na czołgowisku późne słońce kładło się długim cieniem:
A potem nagle szybko zapadał zmrok:
rozmazując chmury na niebie:
zbliżenie:
* * *
Także kupiłam sobie do kolekcji kolejny "dziewiarski" kubek":