Fachowcy remontujący u nas kuchnię i przedpokój wczoraj szczęśliwie sfinalizowali ułożenie płytek. Jako, że przedpokój to punkt newralgiczny w naszym mieszkaniu (z konieczności musi się tamtędy przechodzić), musieliśmy podjąć decyzję o opuszczeniu domostwa na dobę (żeby świeżo ułożona podłoga się ustabilizowała). Właściwie to wychodziliśmy razem z fachowcami, którzy wycofywali się do wyjścia w miarę układania płytek. Wcześniej przygotowałam sobie na korytarzu wiadro z mopem (żeby umyć z pyłu klatkę schodową). Musieliśmy też zorganizować sobie nocleg poza domem (nie skorzystałam z zaproszenia mamy, bo było nas za dużo: my, plus dwa psy i królik - to byłoby ponad siły prawie dziewięćdziesioletniej staruszki). Padło na nocowanie w chałupie w Zagórzu (śpimy tam raczej sporadycznie). Rano zawiozłam psy i królika na działkę.
Królik poszedł do zagrody, psiska zamknęłam w chałupie i wróciłam po męża. Już, już mieli kończyć - jednak spędziliśmy nieco czasu na schodach klatki schodowej oraz na ławeczce przed blokiem (nigdy nie siedzę przed blokiem). W końcu drzwi mieszkania zamknięto - ruszyliśmy do ogrodu. Stęsknione zwierzęta szalały z radości. A my rozpoczęliśmy "biwakowanie". Kiedy zapadał zmrok psy były wyraźnie zdziwione, że nie zbieramy się do odjazdu. Nie pomogło nawet poszczekiwanie na panią i prowadzenie do auta z wyraźnym wskazaniem "no już jedźmy". Mało tego państwo ułożyło się w chałupie, pan zaległ na kanapie, pani rozsiadłszy się na krześle wyciągnęła robótkę. Jakoś nie bardzo chciało się leżeć na przygotowanych kocykach. Tola ulokowała się przy panu. A Ifunia cierpiała śpiąc w dziwnej pozycji: tyłek na kanapie głowa na kolanach pańci, przednie łapy na podłodze. Kiedy psicy się dobrze przysypiało, nogi się rozjeżdżały...
Nie mniej zaskoczony był Czesio, który wprawdzie na noc znalazł się w swojej klatce, to jakoś nie bardzo akceptował widoki roztaczające się przed nim. Kiedy mu otworzyłam drzwiczki, wyskakiwał nie bacząc na polujące na niego dwie suki. A kiedy mu już było za dużo psich awansów, salwował się ucieczką do klatki.
Noc była dla wszystkich kiepska, psice spały czujnie, co oznaczało, że systematycznie reagowały na wszelkie odgłosy z zewnątrz, a to jakieś stuki (jabłka spadały z jabłoni), a to dalekie szczekanie psów. Na zmianę co jakiś czas szczekały, pani się darła: "cicho mi tam być"; Ifka wędrowała, a to polegiwała na chodniku, a to na fotelu, a to na dywaniku obok łóżka męża.
Ranek przywitał nas srebrzystą pogodą, rosą na trawie, przenikaniem promieni słonecznych.
Jastrzębie chyba już wywiodły z gniazda młode - pojawiły się z krzykiem rankiem - kołowały trzy sztuki. Potem przepadły na cały dzień...
Dziś odpoczywaliśmy: śniadanie przed domem, spacer, kąpiele w basenie.
Późnym popołudniem wróciliśmy do domu. Nieco posprzątaliśmy. Zwierzęta po "trudnej" nocy śpią mocno, czują się bezpiecznie, Ifka poszczekuje przez sen.
Nie ma to jak w domku.