Mam mnóstwo włóczek. Połączyły się zapasy po mojej mamie razem z moimi. Wiem, że nie zdołam wszystkiego przerobić do śmierci. Postanowiłam więc część włóczek przeznaczyć na pledy, które zawsze się przydają. Zrobiłam więc kolejny w barwach beżowych, szydełkiem, samymi słupkami, w pasy:
Obserwatorzy
wtorek, 24 czerwca 2025
Pled (2)
niedziela, 8 czerwca 2025
Takie sobie byle co...
zrobiłam ze sprężynek, pochodzących z połamanych spinaczy do bielizny czyli miniaturowe breloczki, które mogą dołączyć do kluczy. A z pozostałych (jeden lub kilka) nanizanych na sznurek może powstać np. naszyjnik (dla dziewczynki).
Jak wyglądają sprężynki ze spinaczy z nanizanymi koralikami - widać na fotkach.
Tę drobną pracę dedykuję zabawom blogowym: u Splocika Małe dekoracje i u Reni Coś Prostego.
czwartek, 29 maja 2025
Poduszka Zosi (2)
To dopiero druga odsłona mojego wyszywania poduszki Zosi.
Najwięcej trudności sprawiło mi wypełnienie czarnym konturem środków czworokątów. Ileż to ja się naprułam, tego co wyhaftowałam, to moje. Jakoś mi to nie szło. Potem wypełnianie zarysowanych konturów to już sama przyjemność. Prace przyspieszyły z powodu deszczowej aury w maju. Były dni, że lało całymi dniami, co w efekcie przełożyło się na fakt, że w ogrodzie nie dało się pracować. Po prostu tonęło się w rozmoczonej glinie. A, że haftowanie to nie do końca moja bajka, to na poduszce widać drobne błędy i niedociągnięcia. Dla mnie sukcesem jest, że porwawszy się na to co jest dla mnie trudne, udaje mi się to jako, tako realizować:
Nie tak dużo zostało do końca, może uda się nie za długo ukończyć pracę.
Na koniec przyszła poduszka, jako tło dla czerwonych korali. Niosą one jednoznaczne przesłanie dla wszystkich moich czytelników.
niedziela, 25 maja 2025
Coś prostego
pokazuję moją bardzo prostą dekorację ze ściany chałupy. No jest i serce, ptaszek, wiklina. Serce na jutrzejszy Dzień Matki - proste i prymitywne. Ta dekoracja jest dedykowana zabawie majowej u Renaty.
czwartek, 15 maja 2025
Taką kartkę
haftowaną, otrzymałam zupełnie bezinteresownie od Czarnej Damy z blogu Misiowy Zakątek. Pomimo tego, że kartka "szła" 10 dni, sprawiła mi wiele radości:
Po pierwsze zdziwiła mnie zupełna bezinteresowność Czarnej Damy, która sama zaproponowała mi, że wykona dla mnie kartkę. Po drugie kartka powala starannością wykonania: haftu i ozdób. Po trzecie była bardzo elegancko zapakowana. Po czwarte zawiera piękny wpis:
Mogłabym tak mnożyć superlatywy na temat karteczki.
Dodam jeszcze, że w kopercie znalazłam przydasie - naklejki ze skrzatami:
Nie ukrywam, że prezent sprawił mi ogromną przyjemność. Sama już tak pięknie i precyzyjnie nie potrafię haftować (haftowałam ostatnio ponad trzydzieści lat temu). Kartka zyskała miejsce za szybką regału i cieszy oczy.
Czarna Dama zapowiada, że wykona dla mnie kolejną kartę.
niedziela, 11 maja 2025
Siatka
jest kolejną którą wydziergałam, gdzieś tam przy okazji, z jakiejś bawełny z odzysku.
Takie szydełkowe, rozciągliwe siatki najbardziej przydają się do pakowania np. sześciopaku wody mineralnej czy soków. Są po prostu niezastąpione w transporcie ze sklepu do samochodu i z samochodu do domu.
Tę siatkę dedykuję zabawie blogowej u Splocika Moje dekoracje 2025
wtorek, 6 maja 2025
Obrusy
Uszyłam dwa obrusy w kratkę (jakbym miała mało obrusów), ale podobały mi się właśnie takie w krateczkę. Jeden z jakiegoś materiału niewiadomego pochodzenia (jest to chyba bawełna, ale nieco grubsza):
"Kreatywność
jest wyjściem poza wyobraźnię, bo wymaga, żeby daną rzecz rzeczywiście wykonać,
a nie tylko myśleć o niej". - Ken Robinson
![]() |
poniedziałek, 28 kwietnia 2025
Mój duży ogród
Do Zagórza zjechaliśmy po świętach. Ogród chociaż zaniedbany (najlepiej rośnie trawa), to powitał nas kwitnącymi kwiatami. Hiacynty już dogorywały. Mam ich mniej tutaj, aniżeli w Krakowie, ale i tak cieszyły jeszcze chwilkę. Tulipany kwitną ładnie, a część jest jeszcze w pąkach. W moim małym ogrodzie w Krakowie 90% cebul zeżarła nornica.
W apogeum kwitnięcia mam żonkile:
Po zrobieniu zdjęć odkryłam za chałupą jeszcze białe narcyzy, które zakwitają nieco później.
Magnolia także w ciągu tych czterech dni zakwitła i traci teraz kwiaty bardzo szybko:
Niestety druga, młodsza padła łupem koziołka, który rozniósł ogrodzenie drzewka i uciupał tak, że został mały złamany kijek. Trzecia żółta zastanawia się czy kwitnąć, czy jeszcze nie.
Cieszy mnie szachownica kostkowana, która objawiła się w dwóch miejscach, zarówno kostkowana fioletowa, jak i biała:
Runianka już przekwita:
Dalej mahonia, pigwowiec, porzeczka ozdobna:
I jeszcze szafirki, brunera, barwinek i bergenia:
A to nie wszystkie rośliny, które uraczyły nas kwitnieniem wiosennym.
piątek, 18 kwietnia 2025
Życzenia
czwartek, 17 kwietnia 2025
Płaskie pisanki
zostały wykonane dzisiaj przez moje wnuczki. Przed każdymi świętami dziewczynki przychodzą do mnie na warsztaty plastyczne. Muszę więc wymyśleć zadania tematyczne dostosowane do wieku wnuczek (teraz 7 i 11 lat). Tym razem poszłam na łatwiznę i sama przygotowałam tylko tulipanki z rolek po papierze toaletowym (pomysł z bloga Ani). Jednak nie zostały pokolorowane, tylko wzięte do domu i tam mają dostać szatę.
Dziewczęta zajęły się wykonywaniem pisanek haftem diamentowym. Wydawało mi się to dość trudne dla młodszej, ale radziła sobie doskonale.
W sumie zrobiły cztery pisanki (ostatnia nie załapała się na zdjęcie, bo przyjechała mama dziewczynek, by je zabrać i nie było już czasu na fotografowanie).Tym razem praca wydała się interesująca i wnuczki zabrały swoje pisanki do domu, by pochwalić się tatusiowi (mama zobaczyła pisanki u mnie).
Jestem bardzo dumna z moich wnuczek, że tak doskonale sobie radziły.
środa, 16 kwietnia 2025
Pastelowe pisanki szydełkowe
powstały dlatego, że zachciało mi się obrobić jajka pastelowymi włóczkami. Miałam pod ręką jajka styropianowe, znalazłam kilka pastelowych kolorów włóczki i tak bardzo szybko udało się je obrobić półsłupkami.
Nowe pisanki dedykuję zabawie blogowej u Splocika Małe Dekoracje na kwiecień.
piątek, 11 kwietnia 2025
Wycieczka do Lasku Zabierzowskiego
niemal zakończyłaby się płaczem i wyrzutami sumienia. A było to tak: jakieś trzy tygodnie temu w niedzielę po obiedzie córka zaproponowała mi taką niewielką wycieczkę z psami. Ona wybrała się z córkami i ze swoimi pieskami.
Chociaż nie znałam lasku, ani tras podkusiło mnie, żeby spuścić Lusi ze smyczy. Wszak do tej pory reagowała na przywołanie i zawsze wracała do mnie, Hirek też wracał do swej pani, więc obaw dużych nie było. Ludziska spacerowali, niektórzy z psami (na smyczy i bez), jeździli na rowerze.
Nagle nasze psy poczuły sarnę, wszystkie cztery pobiegły za nią, z tym, że Tola i Heca wróciły natychmiast. Córka przywoływała swego Hirka, który już był tuż, tuż, ale się odwrócił i ponownie pobiegł w las. W końcu przyszedł, a mojej Lusi nie było. Fakt nie darłam się od razu, ale psiczka nie wróciła. W końcu córka musiała wracać, bo dziewczynki miały już niedługo basen. Zostałam, wędrowałam po ścieżkach (sama już nie wiem, gdzie mnie wiodły), wołałam Lusi, ale pies nie wracał. Dotarłam ponownie do wyjścia mając nadzieję, że piesek plącze się gdzieś na parkingu.
W sumie w nogach miałam prawie 10 km. Córka zadzwoniła, że jadą do mnie zięć z wałówką i mąż. Kiedy ponownie znalazłam się przy wyjściu, z brakiem nadziei, klapnęłam na ławce.
Wtem podjechał jakiś pan samochodem i powiedział mi, że dalej na dróżce dojazdowej spotkał białego pieska w kagańcu (to była moja Lusi), ale nie dał się złapać. Zabrał mnie do auta i niestety Lusi już nie było, zjechaliśmy niżej i zobaczyłam, że pewna pani (która wędrowała z partnerem przede mną), próbuje Lusi złapać. Niestety spanikowany pies uciekał przed nią. Jestem jednak jej ogromnie wdzięczna, że zatrzymała suczkę (wołała ją nawet po imieniu). Wysiadłam jak w amoku z samochodu i przywołałam pieska. Przybiegła do mnie, wzięłam na smycz...
Podziękowałam państwu zaangażowanym w pomoc dla mnie. Kiedy stanęłam na poboczu, by się nieco ogarnąć, przyjechał zięć i mąż.
No i tak mam nauczkę, nigdy nie spuszczać psa ze smyczy w nieznajomym terenie. Wszak to jrt. Moja wyżlica nigdy by się nie zgubiła, bo zawsze musiała mnie mieć w zasięgu wzroku. Pewnie dlatego byłam pewna siebie. Wszelki żal, że piesek nie wybiega się luzem, ma się nijako do tego, że może zaginąć bezpowrotnie. Mogła być wszędzie, do domu by nie trafiła, bo do lasku przyjechałyśmy samochodem. Wprawdzie ma wszczepionego czipa, jednak nie dawała się złapać, nie mogłaby nic zjeść, bo miała kaganiec (nosi, bo wszystko co spotka jadalnego na swej drodze, to "odkurza", co oznacza potem dolegliwości żołądkowe). Właściwie szanse znalezienia pieska były równe zero.
Ileż mi ta historia zżarła nerwów, to tylko ja wiem.