Obserwatorzy

niedziela, 21 marca 2021

Na Luboń Wielki

Na Luboń Wielki (1022  m n.p.m.), zwany przez miejscowych "Biernatką", wybrałyśmy się z córką i wnuczką. Należało przywitać pierwszy dzień wiosny.😁
Wyruszyłyśmy szlakiem żółtym z Rabki  Zaryte. Jak się okazało był jednym z trudniejszych, ale co tam...
Dziwiłyśmy się  tylko, że tak mało ludzi idzie na tę niewielka przecież górę. Minęło nas jakieś młode  towarzystwo i jeden pan. Szlak jest jednak atrakcyjny, chociaż w zimie inaczej postrzega się jego uroki. 
 

 

Już na początku okazało się, że nasze pierwsze wiosenne wejście będzie zupełnie zimowe. W nocy było blisko -8 st. C, rano jeszcze trzymał mróz.

 
No i kiedy odeszłyśmy nieco z Zaryte, stało się widoczne, że w miarę drogi - śniegu przybywa.


 Najbardziej atrakcyjną częścią podejścia było przedarcie się przez tzw. gołoborze, które w porach bezśnieżnych musi wyglądać bardzo interesująco. Teraz jednak przysypane śniegiem i wyślizgane kamienie, zupełnie nie prezentowały się się przyjaźnie.



 
Gołoborze zwane „Dziurawe Turnie” znajduje się na terenie rezerwatu przyrody nieożywionej „Luboń Wielki”. A przejście prowadzi przez  rumowisko skał  i powalonych starych drzew. Ponoć jest tam 13 jaskiń. 

 
Na szczycie przywitało nas okazałe schronisko PTTK (teraz nie wpuszczające ludzi do środka). Jego budowę rozpoczęto w 1929 r., a ukończono w 1931 r.


Pod koniec okupacji pojawiła się realna groźba spalenia budynku przez Niemców, którzy niszczyli obiekty turystyczne, jako potencjale bazy partyzantów. Na szczęście nie doszło do tego, zapobiegła mu ówczesna gospodyni schroniska Karolina Kaleciakowa. Wg opowieści, kiedy na początku 1945 r. na Luboniu pojawił się oddział hitlerowców, Karolina Kaleciakowa stanęła przed komendantem jednostki likwidacyjnej z niemowlęciem i flaszką wódki. Niemcy odstąpili od realizacji planu. Próbowali jeszcze później zniszczyć schronisko pociskami, ale bezskutecznie. (źródło: https://gorydlaciebie.pl/wyprawy/lubon-wielki-polane-surowki/).

Na szczycie schroniska widnieje wieża przekaźnikowa
wybudowana w 1961 r., w celu poprowadzenia transmisji mistrzostw świata FIS w Zakopanem w 1962 r. Obecnie jest przekaźnikiem dla telewizji oraz telefonii komórkowej.

Niestety na szczycie okazało się, że aura jest zupełnie nieprzyjazna. Sypał drobny śnieg, niesamowicie wiał mroźny wiatr, mróz mroził palce w rękawiczkach. Wydawało mi się, że za chwilę zupełnie odmrozi mi twarz. Okazało się jednak, że jest tam sporo ludzi, którzy weszli łatwymi szlakami: głównie niebieskim, albo zielonym. Tradycji nie stało się zadość, zrezygnowałyśmy z jedzenia kanapek - było tak zimno, że kawa która polała się po termosie - zamarzła na nim. A więc zrobiłyśmy błyskawiczne zdjęcia i hajda w dół niebieskim szlakiem.

 
Im niżej, to cieplej i mniej śniegu. Jednak popadywał drobny śnieżek, a przez chmury próbowało się przedrzeć słońce. Aczkolwiek zupełnie mu się to nie udało.



9 komentarzy:

GaMa pisze...

Piękna wycieczka, cudne krajobrazy. Cieszę się, że wróciłaś na swojego bloga. Pozdrawiam

Nowe Przygody z drutami pisze...

Swietna wycieczka,ciesze sie,ze jestes na blogu,pozdrawiam cieplo

Urszula97 pisze...

Ale wyprawa, wnusia dzielna.Cudowne widoki ale szczerze to ja nie poszłabym. Pozdrawiam.

Ewa Bera pisze...

Podziwiam, dzielne z Was kobiety. Piękne widoki więc było warto. Pozdrawiam serdecznie.

W Harmonii pisze...

Dla takich widoków warto było się trudzić.

Unknown pisze...

No i powedrowalam razem z Wami.Zupelnie zapomnialam,ze istnieja ciekawsze trasy niz moja codzienna na Plac Imbramowski;
Ciekawa jestem jak Twoja wnuczka Antonino dala rade na tak trudnym szlaku,sniegu i mrozie.


Pozdrawiam serdecznie

Ewa z Krakowa

Juta pisze...

Podziwiałam tą Twoją wyprawę na Instagramie. Ale tu jest więcej. A skoro ja również wróciłam do blogowania to z przyjemnością zajrzałam i TU . Wiem ,że to nieładnie ale tak zazdroszczę Ci tych wędrówek. Tak bardzo kocham góry i oczywiście wędrowanie po nich. Niestety los mi coraz bardziej odbiera tą frajdę. Pozostają mi zdecydowanie niższe partie i to w okresie letnim. O zimie w górach muszę zapomnieć. Tak bardzo uwielbiałam noclegi w schroniskach. No ale dosyć tego biadolenia.
Pozdrawiam bardzo cieplutko zapraszając do siebie:)

Antonina pisze...

Ewo mieszkam teraz w Krakowie, więc częściej możemy z córką i wnuczką robić jakieś wypady w góry. Stąd nie tylko w Tatry jest blisko. W zimie "robiłyśmy" Beskid Wyspowy.
A Wandzia maszeruje coraz lepiej. Tym razem nawet ani razu nie narzekała. W drodze powrotnej korzystała ze śniegu, bez przerwy upadając i tarzając się w nim. Dzielnie weszła na górę pokonując w ostatnim etapie szlak z kamieni.
Pozdrawiam.

Juta pozdrawiam. Nie śpimy w schroniskach. Celujemy w takie jednodniowe wycieczki. Najważniejsze, żeby mieć z kim iść w te góry.

Ewa pisze...

Wspaniała rodzinna wyprawa. Dziękuję za foto-relację! Pozdrawiam!

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails