Jeżeli chodzi o założenia programowe bloga - miał być robótkowym. Jednak z czasem pojawiły się nowe wątki będące wyrazem mych zainteresowań. A to notki o roślinach i zwierzętach, a to dokumentowanie wycieczek po okolicy, aż wreszcie archiwizowanie prac w ogrodzie i w chałupie. I tak jakoś tematyka bloga rozrosła się. Oczywiście mogłabym zakładać kolejne blogi tematyczne, jednak stwierdziłam, że taka różnorodność wcale nie szkodzi blogowi. I to by było tyle podsumowań.
1 stycznia 2011 r. nie był zbyt pogodny, zza okna mieszkania nie wyglądało to źle, około -5 stopni, to świetna pogoda na spacer po lesie. Jednak na miejscu okazało się, że wietrzysko tak duło, że czuło się jakby na dworze było co najmniej -10 stopni... Nie mniej jednak śnieg skrzył się w oczach:
Ostatecznie Ifunia po okołoświątecznych stresach wybiegała się do woli:
A przygody Ifa ostatnio miała, oj miała. Ponieważ przedświateczne przygotowania dosyć mnie zaabsorbowały, zarządziłam że z psem na dłuższe spacery będzie chodził małżonek. No to chodził. Z jednego spaceru wrócili pogryzieni tzn. psica została pogryzniona. Jak było naprawdę - to nie wiem, mąż zeznawał niejasno. Tzn. na pewno nie on ją pogryzł, tylko ponoć jakiś piesek i to w dodatku będący na uwięzi oraz mniejszy od wyżlicy. Podgardle spuchło, suczydło nie dość, że nie dało sobie rany przemyć, warczało na swą żywicielkę (czyli na mnie) ilekroć wkładała okulary i chciała podgardle pooglądać. Pani weterynarz też szyję oglądała z dystasem, chociaż pysk uzbroiłyśmy w kaganiec i trzymałyśmy naszą "dziewczynę" we dwie z córką, kiedy dzielna weterynarz dawała zastrzyki w psi kark. Potem jeszcze seria antybiotyku - rana się już zabliźnia. Wybaczam wyżlicy jej zachowanie - gdyż po traumatycznych przeżyciach ze szczenięctwa (zanim do nas trafiła), nigdy nie odzyskała pewności siebie i od zawsze jest psem z problemami psychicznymi. Co objawia się strachem w różnych sytuacjach np. pod blokiem - jeżeli się czegoś przestraszy, to np. ma problem z załatwieniem się: kuca-wstaje, kuca-wstaje i tak wędrujemy kilka minut zanim uda jej się wysikać. Boi się niespodziewanych hałasów, wiatru, ptaków, które w jednym roku upodobały ją sobie i ilekroć wychodziłyśmy na skwerek, to latały nad nami głośno skrzecząc i niedeliktanie mówiąc osrywając nas z lotu ptaka (mnie się też dostawało).
Wrócę jednak do spacerów mojego męża z psicą. Kolejny zakończył się tym, że małżonek po powrocie wręczył mi łańcuszek, który został po kolczatce. Ponoć psica tak ciągnęła, że w końcu jakieś ogniwko łańcuszka się rozciągnęło i kolczatka wpadła w zaspę (nie udało się jej odnaleźć). Zakończyło się to zakupem nowego łańcuszka, bo w zimie nie lubię obroży dla psa, gdyż zamaka na śniegu.
Chociaż jest psem mysliwskim, Ifa jak inne, bała się odgłosów petard i sztucznych ogni. I nawet w polach nie biegała wyluzowana (słychać było wystrzały), tylko z ogonkiem przylepionym do pupci. Miejmy nadzieję, że rok 2011 został już skutecznie przywitany, dni będą dłuższe i pomaszerujemy szybkim krokiem do wiosny.