Minęła wojenna tzn. weselna zawierucha. Robótkowo zastój, bo piorę, krochmalę, suszę, prasuję, magluję… i piorę (tak już trzy dni): pościele, obrusy itp. Zebrało się tego trochę, bo i wcześniej czasu nie było na jakieś sensowne prania i prasowania (zrobiły się zaległości). Jednocześnie już dość leniwie dopieszczam wyposażenie chałupki w Zagórzu, a że pomysłów dużo, a czas jakoś tak niewyobrażalnie ucieka, to i nie wszystko co kłębi się w głowie, udaje wcielić w czyn. Jednocześnie mocno zachwaszczony ogród wzywa. A mnie ogarnęła nowa pasja: przeglądam i podglądam blogi z tematyką vintage … I niekiedy zdumiewam się bardzo, jak zwykłe, niepotrzebne z pozoru rzeczy, są wykorzystywane. Tak naprawdę to nie powinno się niczego wyrzucać, bo zawsze może się przydać. Niestety trzeba mieć miejsce do magazynowania. Jestem typem tzw. „manelary” (jak nazywa mnie mąż) i trudno mi rozstawać się z różnymi rzeczami – to coś o tym wiecznie brakującym miejscu wiem…
* * *
Dziękuję za liczne komentarze na temat szala ślubnego. To nie jest to co miało wyjść. Jednak tak długo szukałam, kombinowałam, aż przekombinowałam i musiałam zrobić szal, który robi się dość szybko (poza wrabianiem koralików) Przydał się dopiero w nocy, gdyż pogoda cudownie dopisała. Kurs, jak wrabiać koraliki jest na blogu w dziale „Technika”, jednak może w najbliższych dniach napiszę od siebie coś więcej.
* * *
A teraz zapraszam na „wędrówkę” po chałupie. Zaczniemy od miejsca przed domem i ganku:
Ganek od zewnątrz nie został pomalowany - brakło czasu ( przewiduję pomalowanie go na zielono - taki był pierwotnie) - pewnie zrobimy to dopiero w przyszłym sezonie, tym bardziej, że trzeba zedrzeć wierzchnią łuszczącą się warstwę farby, a oznacza to opalanie opalarką i skrobanie.
Jak widać nie zdążyłam położyć krawężników - chyba nie będę kupować gotowych tylko wykorzystam starą cegłę
Na ganku:
Niestety potem padły akumulatorki w aparacie i musiałam czekać na doładowanie, żeby przenieść zdjęcia do komputera, dlatego dzisiaj tylko tyle.