Strony

sobota, 1 stycznia 2011

Na całej połaci śnieg

Ostatni dzień starego roku, lub pierwszy dzień nowego to czas podsumowań i  przyrzeczeń. Nie będzie ani tego, ani tego. No może malutkie blogowe podsumowanie. Kiedy we wrześniu 2009 r. rozpoczęłam pisanie bloga, cieszyły mnie każde odwiedziny (tak około setki wejść dziennie, to była wielka radość). Obecnie liczba odwiedzin kształtuje się  w granicach uśrednionych od 1000 do 1500 osób dziennie, choć padały i rekordy np. ponad 2000  wejść na dobę. Cieszy mnie to bardzo  - dziękuję za tak liczne odwiedziny.  Rok 2010 to ponad 300 000 odsłon bloga. Komentarzy do tej pory napisano 1955.
Jeżeli chodzi o założenia programowe bloga - miał być  robótkowym. Jednak z czasem pojawiły się nowe wątki będące wyrazem mych zainteresowań. A to notki o roślinach i zwierzętach,  a to dokumentowanie wycieczek po okolicy, aż wreszcie archiwizowanie prac w ogrodzie i w chałupie.  I tak jakoś tematyka bloga rozrosła się. Oczywiście mogłabym zakładać kolejne blogi tematyczne, jednak stwierdziłam, że taka różnorodność wcale nie szkodzi blogowi. I to by było tyle podsumowań.


1 stycznia 2011 r. nie był zbyt pogodny, zza okna mieszkania nie wyglądało to źle, około -5 stopni, to świetna pogoda na  spacer po lesie. Jednak na miejscu okazało się, że wietrzysko tak duło, że czuło się jakby na dworze było co najmniej -10 stopni... Nie mniej jednak śnieg  skrzył się w oczach:


Ostatecznie Ifunia po okołoświątecznych stresach wybiegała się do woli:


A przygody Ifa ostatnio miała, oj miała. Ponieważ przedświateczne przygotowania dosyć mnie zaabsorbowały, zarządziłam że z psem na dłuższe spacery będzie chodził małżonek. No to  chodził. Z jednego spaceru wrócili pogryzieni tzn. psica została pogryzniona. Jak było naprawdę - to nie wiem, mąż zeznawał niejasno. Tzn. na pewno nie on ją pogryzł, tylko ponoć jakiś piesek i to w dodatku będący na uwięzi oraz mniejszy od  wyżlicy. Podgardle spuchło, suczydło nie dość, że nie dało sobie rany przemyć, warczało na swą żywicielkę (czyli na mnie) ilekroć wkładała okulary i chciała  podgardle pooglądać. Pani weterynarz też szyję oglądała z dystasem, chociaż pysk uzbroiłyśmy w kaganiec  i trzymałyśmy naszą "dziewczynę" we dwie z córką, kiedy dzielna weterynarz dawała zastrzyki w psi kark. Potem jeszcze seria antybiotyku  - rana się już zabliźnia. Wybaczam wyżlicy jej zachowanie - gdyż po traumatycznych przeżyciach ze szczenięctwa (zanim do nas trafiła), nigdy nie odzyskała pewności siebie i od zawsze jest psem z problemami psychicznymi. Co objawia się strachem w różnych sytuacjach np. pod blokiem - jeżeli się czegoś przestraszy, to np. ma problem z załatwieniem się: kuca-wstaje, kuca-wstaje i tak wędrujemy kilka minut zanim uda jej się wysikać. Boi się niespodziewanych hałasów, wiatru, ptaków, które w jednym roku upodobały ją sobie i ilekroć  wychodziłyśmy na skwerek, to latały nad nami głośno skrzecząc i niedeliktanie mówiąc osrywając nas z lotu ptaka (mnie się też dostawało).
Wrócę jednak do spacerów mojego męża z psicą. Kolejny zakończył się tym, że małżonek po powrocie wręczył mi łańcuszek, który został po kolczatce. Ponoć psica tak ciągnęła, że w końcu jakieś ogniwko łańcuszka się rozciągnęło i kolczatka wpadła w zaspę (nie udało się jej odnaleźć). Zakończyło się to zakupem  nowego łańcuszka, bo w zimie nie lubię obroży dla psa, gdyż zamaka na śniegu.
Chociaż jest psem mysliwskim, Ifa jak inne,  bała się  odgłosów petard i sztucznych ogni. I nawet w polach nie biegała wyluzowana (słychać było wystrzały), tylko z ogonkiem przylepionym do pupci. Miejmy nadzieję, że  rok 2011 został już skutecznie przywitany, dni będą dłuższe i pomaszerujemy szybkim krokiem do wiosny.