Ja zapaliłam pod piecem w chałupie. Jeszcze odśnieżyliśmy ścieżki i zajęliśmy się pilnowaniem ognia (pod beczką i w chałupie). U nas - przyznać trzeba - zima jak się patrzy. Rośliny przykryte śnieżnymi czapami, które trudno usunąć, na dachu również sporo śniegu, w ogrodzie do połowy łydki.
Zimno. Nie było mrozu, ale takie około zerowe, wilgotne zimno dawało się porządnie we znaki. Szczególnie dokuczały stopy - nie pomogły ocieplane buty i grube wełniane skarpety. Przemarzłam okrutnie...
Psy po zaliczonym spacerze naszczekiwały zniecierpliwione: "Dlaczego nie pakujecie się i nie idziecie do auta? Wszystko już było - spacer, porcja rosołowa. Wracamy!"
Niestety szczekanie nie pomogło i w końcu zrezygnowane ułożyły się w chałupie na chodniku. Kiedy już daliśmy hasło do odwrotu, pierwsze biegły do samochodu. Widać dzisiejsza aura nie sprzyjała spacerom.
Tylko kilka zdjęć zrobionych komórką - zapomniałam włożyć aparat fotograficzny do torebki.
9 komentarzy:
Aż mi zapachniało jak czytałam wpis,szynka jest,szata zimowa jest,śnieg jest,prawie święta.
Niezła zimka. Szynka będzie z pewnością pyszna. Nie ma to jak swojszczyzna.
W trakcie czytania poczułam klimat bieszczadzki. Również zdjęcia pokazują piękną, choć jak widać, dokuczliwą zimę. Pozdrawiam serdecznie z trochę mniej zaśnieżonego Przemyśla :)
Jestem ciekawa smaku wędzonki :) Pamiętam taką :) do tej pory mój tata wędzi :)
Oj, narobiłaś smaku , zwłaszcza, ze jeszcze śniadania nie jadłam. mniam mniam :-))
U nas nadal bez śniegu. Własna wędzonka też będzie, ale bliżej świąt. Pozdrawiam M
Warunki do pracy na dworze faktycznie nie najlepsze ale dla smaku swojskiej szynki warto się pomęczyć. Wiem, bo my z mężem też wędzimy. Pozdrowienia
smak takiej szynki, ech dzieciństwo...
Prześlij komentarz