Obserwatorzy

wtorek, 1 maja 2012

Ukraina 2012 r. Relacja z wycieczki (1).


Wróciliśmy z Ukrainy w nocy o 2.30. O szóstej rano już wstałam do pracy. Ukraińcy trzymali nas na granicy 1,5 godziny. Zapomniałam napisać, że wycieczka była organizowana przez PTTK, a jechaliśmy autobusem. To stanie na granicy jest koszmarem, jeden, jedyny autobus, ale swoje odstać musi. A tu stopy zmęczone dwudniowym łażeniem po górach, oczy same się zamykają, no i do pracy szło się jeszcze rano . Dlatego dziś rozbudowanej relacji z wycieczki nie będzie, gdyż zmęczona jestem okrutnie (jeszcze po południu skosiłam mamie cały ogród). W każdym razie wycieczka na Zakarpacie rewelacyjna pod względem turystycznym: wspaniałe, piękne, majestatyczne góry, cudowne widoki, dzika przyroda...

Te piękne góry...

Realia ukraińskie przytłaczające. Jakieś 40-50 lat do tyłu. Drogi jak ser szwajcarski, trasę około 120 km autobus pokonywał  4 godziny z szybkością około 30km/godz.

Przeciętna szosa na Ukrainie

Chodzący kantor: pani w kapturze na głowie...

Tankowanie benzyny - koła na podwyższeniu, by więcej nalać do baku

Wioski wyglądają jak skansen, a miasta zatrzymały się na etapie rozwoju, no powiedzmy w lat sześćdziesiątych (realia polskie). Ciemno w nocy, jak oko wykol, latarnie świecą fakultatywnie, całe ulice bywają zupełnie nieoświetlone. Nocna panorama miasta wygląda tak, jakby zostało ono specjalnie zaciemnione - widać pojedyncze światełka, nie ma żadnych widocznych  reklam, gdzieś tam można zobaczyć tylko nikło oświetlone witryny sklepów. Tam, gdzie sklepów nie ma - jest po prostu ciemno. Po tych pustych, niesamowicie dziurawych ulicach, przemykają pojedyncze samochody osobowe. Chodzą młodzieńcy, od których cuchnie wódą i panienki modnie ubrane z przewaga złoto-srebrnych strojów. Niedzielny wieczór, to czas dyskotek, wiec bawią się młodzi Ukraińcy. Starsi okupują jakieś skwerki, siedzą przy stolikach, zapijając wódę popitką. Obwoźny bar dowozi kolejne butelki: zajeżdża samochód, klient podchodzi do szofera, bierze butelkę, tamten kasę...  Zatrzymaliśmy się w jakimś przygranicznym miasteczku na obowiązkową przerwę dla kierowcy, stąd powyższe obserwacje.

Tak w budynkach miejskich  zabudowuje się balkony

Nasz hotel to budynek dość nowoczesny, pokoje pięcio-  trzyosobowe z łazienką (dość przyzwoity poziom, a przede wszystkim sprzęt i wyposażenie jeszcze dość nowe i niezniszczone). Widać próby zagospodarowania  terenu przyhotelowego: plac został wybrukowany kostką, wybudowano jakieś drewniane altany z ławeczkami, zrobiono rabatę i oczko wodne, zasiano trawniczek, posadzono krzewiki i rododendrony... a po tym trawniku  kogut wodzi  kury...


Za ogrodzeniem hotelowym obraz nędzy i rozpaczy:  rozwalająca się chałupa, nędzny pies na uwięzi, bród i smród. Smród dosłowny, bo na piętro pokoju  hotelowego raźno docierał intensywny zapach gnoju. No swojsko było, tylko okna zamykaliśmy...

Wieś taką, jaką tam zobaczyłam  - pamiętam z dzieciństwa. Na dachach króluje eternit - już nieco zmurszały  - kiedyś chałupki i budynki gospodarcze zapewnie były kryte gontem i strzechą słomianą - dziś eternitem.Wszędzie w obejściu porąbane sągi drzew (podstawowy opał), leżą w nieładzie lub są starannie ułożone pod okapem budynku gospodarczego.





Widać, że podstawową żywicielką jest krowa, hoduje się też kury wodzone przez cudownie urodziwe koguty (takich kogutów nie widziałam już wiele lat).



Poletka uprawiane są niemal ręcznie, orane z pomocą koni, okopywane motyką. Są niewielkie, mają wyżywić konkretną rodzinę. W większości jeszcze zarośnięte chwastem, widać, że właściciele dopiero szykują się do uprawy. Egzystencję zapewniają plony z tych niewielkich poletek i hodowane zwierzęta. Niektóre domki na miarę możliwości mieszkańców są dosyć zadbane, pomalowane na żółto z niebieskimi okiennicami (barwy narodowe Ukrainy to  niebieski i żółty).

W tej chatynce mieszka dwoje staruszków; siedzą na progu


Tradycyjne budownictwo kłóci się z jakimiś wpływami zewnętrznymi: zauważyłam, że Ukraińcom podoba się kolor  lila - jak opakowania czekolady "Milka". Nagle na przykład wyrasta przed oczyma chałupa pomalowana na taki kolor, albo brama wjazdowa, lub ogrodzenie - tworzy to oczywisty dysonans. Zwraca uwagę duża liczba opuszczonych walących się domostw, zarówno w miastach, jak i na wsi. Można też zaobserwować porzucone, niszczejące, zdewastowane budynki dawnych zapewne instytucji państwowych oraz rozbabrane i nigdy niedokończone inwestycje. Widać na przykład, że kiedyś zamierzono budowę jakiegoś kompleksu budynków (instytucji?, fabryki?, szpitala?, domu wypoczynkowego?) - teraz wygląda to tak, jakby ktoś nagle z dnia na dzień w popłochu opuścił to miejsce w połowie prac. Zostały jeszcze zgromadzone na murach cegły, które zapewne miały być wymurowane następnego dnia, wystają  ze ścian  metalowe pręty, kruszeje cement... Straszą takie  koszmarne budowle w zupełnie  dziwnych odludnych miejscach.

Schodzimy z gór a w dole taka właśnie porzucona budowla

Popadły w ruinę dawne zabudowania kołchozowe, tylko w nielicznych blokach (podobnie jak u nas w popegeerowskich) mieszka biedota pokołchozowa. Straszą liszajami  kruszejących murów i rozwalających się okien takie szeregowe blokowiska - baraki. I nagle w środku tego ohydnego budynku można zobaczyć okno plastikowe i fragment obity sidingiem na szerokość jednostkowego mieszkania. Ogólnie: bieda, po prostu wielka bieda.


Sklep wiejski. Pani liczy należność na liczydle

25 komentarzy:

Agnieszka Rucińska pisze...

ktoś by pomyślał, że to scenariusz do filmu, ja też wiem, że tak jest. Ciekawie to opisałaś. Pozdrawiam

tojatenia pisze...

Widoki na góry piękne.
Kilka lat temu (2 - 4) mój syn był na podobnej wycieczce i jego relacja były podobne do Twojej. Jednak Zakarpacie go zachwyciło.
Pozdrawiam.

tonka pisze...

Przeczytałam z zainteresowaniem,bardzo ciekawa relacja,w gruncie rzeczy niewiele wiemy o naszych sąsiadach ze wschodu,zwłaszcza jesli mieszka się na zachodzie Polski i nie ma bezpośrednich kontaktów.A widoki na góry fantastyczne :))

ankaskakanka pisze...

Krajobrazy ogólnie piękne, reszta mniej. Ja mieszkałam niedaleko Równego i tam wioseczki były ładne i schludne, a i ludzie trochę bogatsi. Ta wycieczka była nie lada przeżyciem, jak widzę. I takie doświadczenia w życiu są potrzebne. Z utęsknieniem czekam na resztę relacji. Pozdrawiam

Joanna pisze...

jedna wielka tragedia ...

pimposhka pisze...

Wow! Pani ma liczydlo, ale widze, ze kalkulator i waga elektroniczna tez byly? (ale liczydlo i tak the best).
Bylam na Ukrainie kilka razy, jako dziecie z najbardziej wysunietego na polnocny zachod punktu Polski na Wschod bylo mi raczej daleko. Zakochalam sie w Ukrainie. Zadna 'zachodnia' eskapada nie zapadla mi tak w serce. Serio! Mam chyba jednak Slowianska dusze.
Bylam we Lwowie, Odessie, Kijowie i Charkowie, sporo przejechalam pociagiem 'zamknieta kupa'. Naprawde mam nadzieje, ze uda mi sie tam kiedys wrocic. Choc moze to juz nie bedzie to?
W Sankt Petersburgu bylam dwa razy w 1991 roku i w 2003 roku i to juz wogole nie bylo to.

anabell pisze...

No cóż, tak tam właśnie jest na co dzień.Turyści, którzy zjadą na Euro będą mieli wiele wrażeń.To nie tylko bieda, to również efekt wieloletniego zabijania w ludziach własnej inicjatywy, samodzielności myślenia i działania. To ciągłe czekanie by "państwo dało, zadbało, zarządziło". U nas też tak jest w tych "popegeerowskich" miejscach.
Miłego, ;)

Zielony Kamyk pisze...

Ciekawa relacja. Kilka lat temu, kiedy pierwszy raz zobaczyłam jak wygląda ukraińska rzeczywistość, byłam bardzo zszokowana i nie mogłam uwierzyć, że zaledwie 100 km od mojego miejsca zamieszkania ludzie żyją w takich warunkach. Zupełnie inny świat.

persjanka pisze...

czytalam z zainteresowaniem..nie wiedzialam,ze tam tak jest a to przeciez nasi sąsiedzi...hmm...my lubimy narzekac jako narod...mysle,ze pora cieszyc sie tym co mamy i dązyc by bylo jeszcze lepiej...pozdrawiam ania

Noelka pisze...

Z łezką w oku popatrzyłam na liczydła. pamiętam z dzieciństwa, jak moja mama, która była główną księgową robiła na takich bilans. długo w nocy było słychać ich stukanie.
Pozdrawiam
Noelka

El. pisze...

I ja czytam z zainteresowaniem takie relacje, bo sama zawsze zwracałam większą uwagę na ludzi i codzienne życie niż na zabytki.
Ten sklepik prawie jak nasze GSy 50 lat temu. A obok liczydeł taca ze szklankami i otwarte butelki z napojami. Czyli możesz wejść i kupić szklankę napoju do wypicia "na miejscu". Szklaneczki jak z saturatora, nikt nie myśli o jednorazówkach.
Natomiast tankowanie wyjaśnił mi mój mąż (ja nie jestem kierowcą) - tankuj, ile wlezie, bo nie wiadomo kiedy będzie następna stacja, czy będzie otwarta i czy w ogóle będzie paliwo.
Pozdrawiam :)
Ela

Elula pisze...

Umiejętność liczenia na liczydłach to jest naprawdę "coś". Teraz rzadko kto potrafi! Na kalkulatorku każdy głupi policzy. Mój szacun dla tej pani.
A dziurawa droga i dachy kryte murszejącym eternitem....cóż wybierz się np. w okolice Słupska. Widziałam tam popegeerowskie wsie i powiedziałabym, że nawet gorzej to wygląda.

aga66 pisze...

W zeszłym roku córka była na rajdzie konnym na Ukrainie i jej relacje były podobne, bieda, bieda i nawet konie wypożyczone na rajd trzeba było najpierw podkarmić bo sił nie miały jechać.Smutne.

Anonimowy pisze...

Dziękuję za rzeczową informację, wiedziałam, że góry warte połażenia, ale o realiach życia niewiele wiem, Ukraina z perspektywy Krymu to jednak inny świat, pozdrawiam hel

k studio handmade pisze...

Góry piękne. Cieszę się, że mieszkam tu gdzie mieszkam, pozdrawiam:)

Kapsaicynka pisze...

no tak, nawet tylko wizytując czasem Medykę, którą mam za miedzą, też to wszystko widać, choć tam jeszcze nieco inaczej, bo kwitnący (choć już coraz bardziej dychawicznie) handel przygraniczny tworzy dodatkowy koloryt i nieco wypacza obraz...
a co do kogutów - zapraszam do mnie, też mam takich urodziwych wodzirejów (wodzikurów?...)i to trzech! :)

Robótki Tereski pisze...

To już chyba taka mętalność ludzi tam mieszkających.

Wildzik pisze...

Pani Antonino, przeczytałam posta z ogromną ciekawością. Ciekawa jestem czy gdyby nie Unia (nie piszę tylko o samym wejściu do niej, ale i o latach przygotowań), my też byśmy dziś tak wyglądali, zwłaszcza nasza ściana wschodnia. Pozdrawiam

Krafty i Arty pisze...

Byłam kilka lat temu na Ukrainie - Lwów i Podole. Widziałam biedę oraz paskudztwa architektoniczne. nie zapomnę bloku mieszkalnego z zabudowanymi balkonami, a na balkonach w klatkach kury, króliki itp. Na podolskiej wsi widziałam dzieci bose bawiące się na łące. Taka Gmina...

aniam1009 pisze...

Byłam na Ukrainie jakieś 3 lata temu, widziałam niemal to samo, mimo że zwiedzaliśmy Lwów i okolice. Przypomina to niesamowitą wędrówkę w czasie, także w sensie pozytywnym. W przypominającym melinę barze, wśród jedzących i popijających wódkę tubylców zjedliśmy pyszną kurę (nie maleńkiego jak u nas kurczaka)do tego surówki i te pomidory... Cała reszta była dokładnie jak opisujesz

Aga pisze...

O rany, liczydło mnie dobiło.....

KonKata pisze...

liczydło, umiejętność u nas zapomniana
fajna wycieczka i jej opis
pozdrawiam

evejank.blogspot.com pisze...

Tam faktycznie jest bieda straszna, choć i u nas jej nie brakuje jak się człowiek rozejrzy. Kilka dni temu byłąm u znajomych, którzy wybudowali sobie piękny nowy dom, a na przeciwko ich domu taka rozwalająca się chałpka i tam ludzie mieszkają. Ech to są dopiero kontrasty. Fotki piękne widoki niesamowite. Choć wiesz to liczydło naprawdę robi wrażenie Czegoś takiego to już u nas nie zobaczysz.Pozdrawiam serdecznie.

Niespokojne zacisze pisze...

Wspaniała opowieść:) U mnie masz miano blogowej reportażystki!

*gooocha* pisze...

Wiesz Antonino miła - obserwując ten pęd do nikąd, wolałabym żyć na etapie liczydeł w sklepach i z uśmiechniętą ekspedientką w chustce i możliwością kupienia czegoś do jedzenia bez tych wszystkich "witamin" E. Ta tzw cywilizacja i nowoczesność wychodzi mi bokiem konserwantami, pusto-sztucznym nadęciem. Wolałabym biedniej, ale szczęśliwie, bardziej naturalnie.

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails