Obserwatorzy

sobota, 31 stycznia 2015

Po wczorajszej

niemal wiosennej aurze, poranek przywitał nas obfitymi opadami mokrego śniegu. Kiedy postanowiłam wyruszyć na zakupy, musiałam się zdrowo namachać przy odśnieżaniu auta (mokrego paskudztwa było pewnie z 15 cm). Mimo, że nie był to wczesny ranek, ulice miasteczka niemal puste (ludzie zapewne obawiali się tej niepewnej i niebezpiecznej pogody). Zdziwiły mnie też luzy na parkingu pod centrum handlowym w mieście. Kiedy wróciłam zabrałam się za kucharzenie. Zrobiłam na obiad paluszki (dla męża i mamy), a następnie zabrałam się za przygotowanie różności dla siebie.
Mleko owsiane:



Na bazie mleka owsianego lub kokosowego robię sobie codziennie owsiankę. Taki słoik mleka  (przechowywany w lodówce) wystarcza mi na trzy razy.
Do wspomnianej wyżej owsianki dodaję około 2 łyżek jabłek ze słoika (rano przed pracą nie mam czasu, by bawić się w ucieranie jabłka), więc daję gotowe ze słoika. A, że zapasy na wyczerpaniu - należało je uzupełnić.


Potem - wykorzystując m.in. pulpę owsianą z mleka owsianego i wiórki kokosowe z poprzedniej produkcji mleka kokosowego upiekłam sobie ciasteczka owsiane. Są one efektem modyfikacji i własnych eksperymentów jakiegoś przepisu znalezionego w sieci. Wzbogacone ziarnami, otrębami owsianymi, płatkami owsianymi, żurawiną itp. stanowią doskonały deser na podwieczorek.


Na koniec przygotowałam miksturę czosnkowo-cytrynową, którą w zimie piję profilaktycznie.



Muszę jednak stwierdzić, że pita kilka razy dziennie, kiedy zapadłam na zapalenie oskrzeli - postawiła mnie na nogi. A herbatka z kwiatów czarnego bzu dała lepszy efekt leczniczy, aniżeli jakiekolwiek syropy. Polecam więc naturalne sposoby walki z przeziębieniami. Miksturę po 24 godzinach odcedzam, dodaję miód, następnie przelewam do ciemnych butelek, które przechowuję w lodówce.

wtorek, 27 stycznia 2015

Drobiazgi

Właściwie  jakiś komentarz  jest zbędny. Uzupełnić musiałam zapas markerów (jakoś szybko się gubią). Powstały z koralików zawieszone na sznurku woskowanym:


oraz w formie kulek szydełkowych:


Miałam jeszcze w zapasie drewniane kółko - zrobiłam mu czerwone ubranko i mam kolejną bransoletkę dziewiarki:



Pendrive wrzucone do torebki łatwo się gubią i trudno je znaleźć. Kiedy otrzymały "ubranka",  chociaż maleńkie, stają się bardziej zauważalne:


niedziela, 25 stycznia 2015

Altrernatywa dla kwadratów babuni - krosno dziewiarskie

Postanowiłam spróbować robótki na krośnie dziewiarskim. W Pasmanterii "Bocian" oferują różne rozmiary, a także kształt: kwadratowy i podłużny. Myślę, że kwadraty wykonane na tym urządzeniu mogą stać się doskonałą alternatywą dla szydełkowych kwadratów babuni.


Kto pragnie odmiany, albo jeszcze nie potrafi za dobrze posługiwać się szydełkiem, może wykonywać kwadraty na krośnie. Robótka prosta i nieskomplikowana, a do każdego egzemplarza dołączona jest instrukcja obsługi. Myślę też, że jest to ciekawa oferta dla pań prowadzących zajęcia robótkowe z dziećmi i młodzieżą - początkujące osoby mają szansę na szybkie wykonanie swej robótki i cieszenie się sukcesem.

Krosno dziewiarskie Maxi Loom M 20 x 20 cm + instrukcja obsługi.
Jak widać można robić kwadraty o dwóch rozmiarach, gdyż kołki można przestawiać
 
Ja spróbowałam robić kwadraty z dwóch typów surowca: nitki grubej: "Zpagetti" i sznurka papierowego. Wydaje mi się, że z grubszego surowca kwadraty wychodzą ładniejsze i ciekawsze. Moje w założeniu miały służyć jako podkładki pod kubki  i dzbanek.

 Kwadraty wykonane ze "Zpagetti"
 
A te zrobione ze sznurka:
 
 
 
 
Sznurek  jest w energetyzującym neonowym różu (w sam raz na ożywienie ostatnich ponurych dni). Te podkładki wykończyłam szydełkowymi pikotkami.
Nie ukrywam, że już znalazły zastosowanie.
Takie połączone ze sobą kwadraty (za pomocą szydełka) doskonale nadają się do wykonania, jak napisano w instrukcji: pledów, kocyków, szali, dywaników, toreb, czapek itd. Ja dodam od siebie, że można jeszcze zrobić podkładki pod talerze, poduszki, kocyki dla dziecka. A co robimy, zależy od zastosowanego surowca:  włóczka będzie dobra na odzież, ze "Zpegetti" można zrobić podkładki, dywaniki. Sznurki: papierowe, bawełniane i lniane można wykorzystać do wykonania podkaładek, dywaników, torebek.


piątek, 23 stycznia 2015

Prace mojej koleżanki pani Joli

Moja koleżanka w pracy od zawsze prezentowała na sobie dzianinowe wytwory. Najczęściej były to dzieła jej mamy, chociaż sama umie doskonale posługiwać się drutami i szydełkiem, i czasem coś tam dla siebie wydziergała. Wiadomo, życie człowieka pochłania, więc częściej koleżanka nie miała czasu, by w pełni oddać się hobby dziewiarskiemu. W tym jednak roku zapragnęła powrócić do drutów. A powrót, jak widać na poniższych fotkach, nastąpił w wielkim stylu: powstały żakardowe czapki i kominy do kompletu dla dorosłych już dzieci pani Joli. Koleżanka zgodziła się na to, żeby pokazać jej prace u mnie na blogu (sama bloga nie posiada).


 
Granatowy komplet - damski; popielaty - męski

Jak widać czapki i kominy są niezwykle udane i pozostaje mieć nadzieję, że powstaną następne -  równie piękne prace. Zdjęcia zrobione szybko, gdyż pani Jola biegła na pocztę wysłać dzianiny swym dzieciom.

środa, 21 stycznia 2015

Dlaczego kupujemy włóczkę?

Jak wiadomo kupowanie włóczki dla dziewiarki i magazynowanie zasobów jest tym, czym dla palacza - zapalenie papierosa, piwosza - wypicie piwa, kawiarza - filiżanka dobrej kawy... No i stąd wniosek niemal nachalny: większa część dziewiarek jest po prostu uzależniona od kupowania. Nie znam osób, które kupują włóczkę wyłącznie w celu realizacji konkretnego projektu, nie magazynują zapasów i pozbywają się wszelkich końcówek (czasem tylko czytam o tym na blogach). Ja tak nie mam. Mam natomiast wszelkiego rodzaju duże ilości dobra włóczkowego i to różnego rodzaju, i gatunku. Wystarczy na kilka lat. Moje ulubione twierdzenie brzmi: "moce przerobowe mam znacznie mniejsze, aniżeli zgromadzone zapasy". I to jest fakt. Póki co, przerabianie kolejnych kilometrów włóczki, nie jest proporcjonalne do kilometrów posiadania...
Jak kupuję? Po pierwsze - owszem bardzo często jest to zakup wykonany po to, żeby zrealizować konkretny projekt. Jednak nie zawsze się to udaje. Czas przeleci, zima czy lato minie, nie udaje się zrealizować pomysłu - włóczka zostaje i leżakuje. Do następnego sezonu już mi się zmienia i często nie wracam do pierwotnego zamiaru przeznaczenia surowca.
Drugim powodem kupowania, jest kupowanie na tzw. "zapas". A więc pojawia się np. pomysł na chustę, sweterek itp. - potrzebna określona włóczka - kupuję więcej, a bo nuż widelec przyda się na drugi taki sam projekt, albo podobny... Bardzo często - jak wyżej - nie dochodzi do realizacji. Zostaje mi podwójna ilość włóczki.
Trzeci powód - ciekawość. Na rynku pokazuje się nowy produkt. Kupiła ta pani i jeszcze ta - chwalą, polecają, pokazują gotowe dzianiny. Oczy rwą się do włóczki (dobry gatunek, piękne farbowanie, ciekawy melanż itd.). Warto kupić, przecież i tak na pewno coś z tego zrobię...
Czwarty powód kupowania to tzw. okazja - np. niska cena (patrz obniżki i promocje w sklepach internetowych) - przecież i tak się kiedyś taka włóczka przyda. Będzie jak znalazł, kiedy przyjdzie do głowy określony projekt. Znakomitym miejscem na realizację trzeciego powodu, poza pasmanteriami internetowymi, jest Allegro i szmateksy. Kupuję raczej i zdecydowanie nowe włóczki, no niekiedy w szmateksie decyduję się na coś takiego: zaczęta i porzucona w trakcie robótka do sprucia, a pozostałe motki nowe.
Tzw. okazja - w mej opinii - to największa zguba włóczkoholiczek. Zapasy rosną i szybko stają się nie do ogarnięcia. Motki, kulki, pasma utykane tu i ówdzie popadają w zapomnienie. (Schować przecież trzeba, żeby np. nie drażnić ilością dobra oczu mężowskich). Odnajdują się po latach, a to w skrzyni wersalki, a to w szafie, czy nawet w pudle w piwnicy.
Nie powiem: zakupy szmateksowe też uzależniają i mogą być dokonywane równocześnie z tymi sklepowymi, bo a to brakło mi akurat kilka metrów czerwonej... A, że przy okazji za grosze wygrzebało się z kosza 30  dkg nowej bawełny z jedwabiem czy dwa motki angorki na czapkę - to przecież grzech nie wziąć - skoro świetny gatunek i dobra firma... Więc wraca się do domu nie z kilkoma metrami czerwonej, a z kilogramem włóczki, która kiedyś się  przyda.
Nie rozwijam tu aspektu pozyskiwania włóczki z tzw. odzysku. Bo chociaż istotny - nie wiąże się z wydatkami.

A jakie są Wasze powody kupowania włóczek Drogie Czytelniczki?

EDYCJA
Powyższy post zyskał liczne komentarze. Jak miło, że odezwały się osoby prezentujące podobne zachowania. W kupie zawsze siła, no i "szaleństwo" nie jawi się jako wyraźne odstępstwo od normy... Jedni kolekcjonują modele samolotów, inni (raczej inne) włóczki (nie wspomnę tu o "przydasiach" dziewiarskich: drutach, szydełkach, zwijarkach itp.). 
Pojawiły się jeszcze dwa powody kupowania włóczek: GaMa podaje zauroczenie cudnej urody włóczką, natomiast Agnieszka Chodakowska-Gyurcis   - żeby wysyłka się opłaciła, przecież w tej samej opłacie mieści się np. 100 g włóczki jak i 1000 g - no więc trzeba to wykorzystać.
Dodatkowo Panie rozwinęły wątek i rozszerzyły go o aspekt: sposoby pozyskiwania włóczki w sensie ogólnym i szeroko pojętym. Jednak o tym chyba trzeba napisać nowy post.

niedziela, 18 stycznia 2015

Tak było w piątek...

Popołudnie okazało się wyjątkowe. Dłuższy dzień, pełne słońce, stosunkowo ciepło. Po śniegu pozostały tylko plamy, a w cieniu oblodzone ścieżki. Pozostałe były oczywiście błotniste.  Psy po wyprawie obowiązkowo musiały przejść ablucje w wannie. Tymczasem radośnie myszkowały w trawie, przepłaszały bażanty, kopały doły. Nie pozwalałam jednak wchodzić na skute lodem stawy - nigdy nic nie wiadomo...




Na czołgowisku późne słońce kładło się długim cieniem:





A potem nagle szybko zapadał zmrok:



rozmazując chmury na niebie:


zbliżenie:

*   *   *
Także kupiłam sobie do kolekcji kolejny "dziewiarski" kubek":

czwartek, 15 stycznia 2015

Skarpety spiralne

Widziałam na blogach tu i ówdzie. W końcu zapragnęłam sama takie zrobić . Chciałam zobaczyć jakie wyjdą i jak sprawdzają się w praktyce czyli w noszeniu.

Druty 3,75mm; włóczka skarpetkowa; 420 m/100 g  (podwójnie); zużycie około 80g

Ponieważ nie mam cierpliwości, by dziergać włóczkę skarpetkową na cieniutkich drutach  - wzięłam ją w dwie nitki i machanie skarpet na drutach 3,75 mm było już do przyjęcia. Robiłam, jak zwykle dwie razem na okrągło. Wykonałam dwie pary, obie robione od palców, kończone ściągaczem. Pierwsza para - skarpety jasne: oczka przesuwałam w każdym rzędzie, ciemne skarpety - oczka przesuwane co drugi rząd:

Fotka porównawcza - zdjęciu widać różnicę w układzie spirali
 
Tak wygląda pięta w tych skarpetach
 
Jeszcze kilka zdjęć obu par:
 

 
Kupiłam sobie w "Lidlu" precyzyjną wagę, dzięki niej mogę dokładnie podzielić motek włóczki na dwa osobne kłębuszki (przecież robię dwie skarpetki jednocześnie):
 
Różnica w wadze zależy zapewne od grubości włóczki
 
Na razie nie jestem w stanie stwierdzić, która wersja jest lepsza w noszeniu - obie jednak całkiem ładnie się prezentują. Dodam,  jeszcze że moje skarpety mają po 36 oczek w obwodzie, a układ oczek to 3 prawe i 3 lewe.

Jak wykonać skarpety spiralne? Opis znajdziecie na m.in. na blogu Renaty Witkowskiej, u Tonki oraz w tym poradniku.
 

niedziela, 11 stycznia 2015

Czapka i baktus - dla dziewczynki

Zima chwilowo w odwrocie, śnieg nieco się stopił, miejscami na chodnikach gruba warstwa lodu (ślizgawica). Wieje. Nie ma się co cieszyć, zapewne to tylko chwilowe ocieplenie. Tymczasem jeszcze zimowy komplet dla Wandy (czapka, rękawiczki i baktus) :

Druty 3,25 mm (ściągacz), 3,75 mm (reszta); zużycie niewiadome
 
Zrobiłam go z akrylu (dla dzieci) - różowy + nitka "Luny" - biała, do dało efekt delikatnego melanżu oraz nadało wyrobom puszystości. Czapeczka w sowy wyszła dosyć gruba, więc nie podszywałam jej polarem.



Baktus robiłam z pojedynczej nitki akrylu, żeby był miękki i delikatny. Córka twierdzi, że baktusy dla tak małych dzieci sprawdzają się zdecydowanie lepiej, niż tradycyjne szaliki.

piątek, 9 stycznia 2015

Czapka i komin

Zdaje się, że zima chwilowo w odwrocie. A tak realnie to dopiero dzisiaj zelżały. Mamy leciutką odwilż i mocno wiejące wiatry. A jeszcze ranek powitał pierzynką kilkucentymetrowego świeżego puchu. Jakoś moje stare auto zupełnie nieźle radzi sobie w te mrozy, nawet przy -20 st. C  - zapaliło. Zaopatrzyłam się w tym roku w:  a) odmrażacz do zamków, b) silikonowe smarowidło do uszczelek przy drzwiach, c) odmrażacz  do szyb, d) ciepłą rękawicę chroniące dłonie podczas skrobania szyb (taką w komplecie ze skrobaczką). Dzięki temu nawet bez dużego wysiłku dostawałam się do środka. Tylko ciągle zapominam założyć ochronę na przednią szybę... A bywało i tak, że kluczyk podgrzewałam zapalniczką, żeby otworzyć zamek, albo wsiadałam drzwiami od strony pasażera, bo te od strony kierowcy za nic nie chciały puścić. No problemem jest jeszcze zamarzający sygnał, ale nie używam go przecież nadmiernie. Trudności zimowe, ogólny ziąb i wczoraj awaria ogrzewania na naszym osiedlu (dobrze, że ciepła  woda była - rozebrałam się więc bohatersko do kąpieli w zimnej łazience) sprawiają, że zimy zbytnią estymą nie darzę. Trzeba przetrzymać...
Tymczasem dziergam skarpety, ale dziś pokażę komplet turkusowy zrobiony jeszcze przed świętami i wywieziony już do Krakowa. Zdjęć tylko tyle, bo jakoś nie udało mi się zrobić żadnych na leżąco.


Czapka i komin zostały wykonane z włóczki z bardzo starych zapasów (brak banderoli) o splocie bukli + dwie niteczki cieniutkiej przędzy ze szpuli - co dało przy nierównej strukturze włóczki, ryżowym  ściegu, ciekawy efekt kolorystyczny, którego na zdjęciach nie widać. Kolor raczej neonowy (włóczka leżała i leżała, i leżała - nie było na nią pomysłu).


Druty 6 mm; włóczka bukle + akryl ze szpuli (innych parametrów brak);
zużycie około 260 g
 
A wydajne toto niesamowicie - trzy motki miałam i jeszcze jeden został! Wydawało mi się początkowo, że wyrobię wszystkie, komin przecież ma prawie 70 cm długości.


Pompon ze sztucznego futerka. Całość zupełnie dobrze pasuje kolorystycznie do popielatej kurtki.

wtorek, 6 stycznia 2015

No to jest zima

ostra i mroźna - taka drzewiej bywała. Któregoś ranka ruszałam autem do pracy przy -18 st.C. Dzisiaj cały dzień około -10 st. C.  Mroźno i śnieżnie, gdyż w nocy dosypało.


Po obiedzie ruszyliśmy do Zagórza, z jednej strony po to, żeby przewietrzyć futrzaste, z drugiej, by przywieźć do domowej lodówki zapasy z zagórskiej zamrażarki (w domu w zamrażarce w końcu pokazały się luzy i nie ma sensu, aby chodziły dwie). Przy okazji było małe odśnieżanie dojścia do chałupy,szaleństwa psów po białym puchu





i obowiązkowo wyjście  do lasu na spacer.





Niestety, ziąb dał mi się porządnie we znaki (w tym roku niesamowicie marznę w palce dłoni i stóp) i pomimo tego, że włożyłam ciepłe, wełniane skarpety (jako drugą warstwę) i podwójne rękawice - nie dało się trzymać kijków w dłoniach. Chyba muszę sobie sprawić góralskie, kożuszkowe rękawiczki.
 
*   *   *
Pokażę też dzisiaj przepiękną (kolejną do kolekcji) kartę świąteczną od Teni, której hafty krzyżykowe nieustannie podziwiam, za dokładność, precyzję i piękno. Ta jest równie wspaniała i już zdobi świątecznie moje mieszkanie. Teniu - bardzo dziękuję.


A teraz znikam robić skarpety (przecież marznę w stopy).

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails