I jeszcze spojrzenie na ogród wykoszony w piątek (te zdjęcia robione dzisiaj, niestety przy pochmurnej aurze):
Obserwatorzy
niedziela, 13 maja 2012
Wiosenny ogód
piątek, 11 maja 2012
Siatka dla dziewiarki i kociarki...
Hafty powstały już jakiś czas temu. Siatkę z czerwonym hafcikiem uszyłam już dosyć dawno. Ta z kotami także trochę się przeleżała, bo jakoś nie było okoliczności, by wyciągnąć maszynę do szycia. Wczoraj w końcu zmuszona zostałam do tego by skrócić mężowi dżinsy, to i przy okazji uszyłam siatkę. Niestety musiałam sfotografować ją komórką, bo aparatu jeszcze nie mam:
Wzór rysowałam sama. Talentów plastycznych nie posiadam, posłużyłam się jako pierwowzorem jakimś obrazkiem znalezionym w internecie. Powiedzmy szczerze nie jest to rysunek najwyższych lotów, jednak jego prymitywizm jest zamierzony:
Wzór na siatce dla dziewiarki znalazłam w Internecie:
Spodobał mi się bardzo i musiałam go wykonać.
A tak uszyłam uchwyty, czyli ucha siatek:
wtorek, 8 maja 2012
Leje
już dwa dni - mocno. Świat nagle się mocno zazielenił, a rośliny prześcigają w kwitnieniu. Wiosny w tym roku na moim blogu nie było, toteż skromnie nadrabiam zaległości:
Zdjęcia zrobione zostały jeszcze podczas długiego weekendu. Dzisiaj ogrodowy świat wygląda już zupełnie inaczej. Niestety zgniotłam sobie wyświetlacz w aparacie fotograficznym i nie mam czym robić zdjęć, zanim nie kupię następnego (nie opłaca się inwestować w naprawę). A jakieś działania w kierunku kupowania mogę dopiero podjąć około soboty (nie mam czasu wcześniej). Faktem jest, że potrzebowałam nowego aparatu, lepszej jakości, jednak miał to być zakup zaplanowany i przemyślany. Teraz jednak muszę kupić po prostu jakąś przeciętną cyfrówkę, żeby móc w ogóle cokolwiek fotografować. A do tego, że mam aparat w torebce, po prostu już się przyzwyczaiłam. Generalnie planowałam najpierw wymianę komputera, a w następnej kolejności kupno jakiegoś porządniejszego aparatu. No w życiu trafiają się nieprzewidziane zdarzenia, oby były tylko takie...
niedziela, 6 maja 2012
Zaległości
Już dawno otrzymałam wyróżnienia - jakoś dużo czasu upłynęło, a ja za nie nie podziękowałam. Wobec tego dziękuję dzisiaj: Asi 305, Zielonemu Kamykowi, Kokotkowi, Urszuli 97, Ani 75. Wszystkie przyjmuję z radością i zadowoleniem. Czasu upłynęło jednak tak wiele, że obecnie już nie widzę możliwości realizowania zasad zabawy związanej z przyznawaniem i przekazywaniem dalej wyróżnień. A więc wybaczcie. A te wyróżnienia są takie:
Umieszczę je z radością na blogu.
Druga sprawa, to podziękowanie i prezentacja kolejnej pięknie wyhaftowanej przez Tenię karty świątecznej.
Haftowane karty, które od niej otrzymuję tworzą już poważna kolekcję. Sprawiają mi wiele radości, bo są mistrzowsko wykonane. Tereso dziękuję i przepraszam, że dopiero teraz; okres okołoświąteczny był bardzo trudny dla naszej rodziny i po prostu nie miałam głowy do organizacji i myślenia o świętach.
Czy Wam też czas tak niesamowicie umyka, ciągle go mam za mało i zawsze coś jest niezrobione, zaległości piętrzą się niebotycznie, a codzienność, to ciągłe wybory. Jeżeli zrobię jedno, nie wykonam drugiego... i tak nieustannie. Zawsze muszę z czegoś rezygnować - najczęściej rezygnuję ze snu, by poblogować i robótkować. Zamiary i pomysły zdecydowanie wyprzedzają moje możliwości czasowe i fizyczne. Wydaje mi się, że im starsza jestem, tym tego czasu na wszystko mam mniej.
Weekend majowy przemknął błyskawiczne, na robótki jakoś czasu nie było; poświęciłam go ogrodowi. Nie nadrobiłam zaległości, chociaż sobie obiecywałam (ten weekend powinien trwać drugie tyle, żeby wszystko zrealizować). Zakończyłam go jednak spotkaniem z koleżanką poznaną w czasie studiów, z którą lat wiele w Krakowie się przyjaźniłyśmy, a która przyjechała do sanatorium do pobliskiego Rymanowa. Pojechałam na spotkanie z radością. No te 25 lat od czasu kiedy widywałyśmy się często (obie mieszkałyśmy jeszcze wtedy w Krakowie) - do teraz, to z jednej strony jakby mgnienie oka, z drugiej jednak ileż to może się nadziać przez te 25 lat i jakże może zmienić się życie człowieka.Córki nasze wyrosły, studia pokończyły, za mąż powychodziły. A życia nasze jakże dziwnie się poplątały, poukładały, pozmieniały. Te cztery godziny migiem przeleciały, rozmawiało się jak dawniej. Szkoda tylko, że lat nam przybyło...
Umieszczę je z radością na blogu.
Druga sprawa, to podziękowanie i prezentacja kolejnej pięknie wyhaftowanej przez Tenię karty świątecznej.
Haftowane karty, które od niej otrzymuję tworzą już poważna kolekcję. Sprawiają mi wiele radości, bo są mistrzowsko wykonane. Tereso dziękuję i przepraszam, że dopiero teraz; okres okołoświąteczny był bardzo trudny dla naszej rodziny i po prostu nie miałam głowy do organizacji i myślenia o świętach.
Czy Wam też czas tak niesamowicie umyka, ciągle go mam za mało i zawsze coś jest niezrobione, zaległości piętrzą się niebotycznie, a codzienność, to ciągłe wybory. Jeżeli zrobię jedno, nie wykonam drugiego... i tak nieustannie. Zawsze muszę z czegoś rezygnować - najczęściej rezygnuję ze snu, by poblogować i robótkować. Zamiary i pomysły zdecydowanie wyprzedzają moje możliwości czasowe i fizyczne. Wydaje mi się, że im starsza jestem, tym tego czasu na wszystko mam mniej.
Weekend majowy przemknął błyskawiczne, na robótki jakoś czasu nie było; poświęciłam go ogrodowi. Nie nadrobiłam zaległości, chociaż sobie obiecywałam (ten weekend powinien trwać drugie tyle, żeby wszystko zrealizować). Zakończyłam go jednak spotkaniem z koleżanką poznaną w czasie studiów, z którą lat wiele w Krakowie się przyjaźniłyśmy, a która przyjechała do sanatorium do pobliskiego Rymanowa. Pojechałam na spotkanie z radością. No te 25 lat od czasu kiedy widywałyśmy się często (obie mieszkałyśmy jeszcze wtedy w Krakowie) - do teraz, to z jednej strony jakby mgnienie oka, z drugiej jednak ileż to może się nadziać przez te 25 lat i jakże może zmienić się życie człowieka.Córki nasze wyrosły, studia pokończyły, za mąż powychodziły. A życia nasze jakże dziwnie się poplątały, poukładały, pozmieniały. Te cztery godziny migiem przeleciały, rozmawiało się jak dawniej. Szkoda tylko, że lat nam przybyło...
sobota, 5 maja 2012
Ukraina 2012 r. Relacja z wycieczki (3). Połonina Borżawa
Nasza niedzielna trasa obejmowała przejście części Połoniny Borżawa. Z miejscowości Pilipiec wjechaliśmy wyciągiem krzesełkowymna Gimbę (1491 m n.p.m.) . Następnie podejście na Magurę Żydowską (1516 m n.p.m.), Grab (1378 m.n.pm.); zejście do Riczek, gdzie czekał na nas autobus.
Pilipiec to miejscowość wypoczynkowa. Obok przycupniętych wiejskich chatynek wyrosły potężne hotele i domy wczasowe.
Śnieg jeszcze tu leży, toteż w sezonie zimowym jest to doskonałe miejsce do uprawiania narciarstwa zjazdowego i snowboardu. Teraz na wiosnę można było, obok amatorów górskich wędrówek, zobaczyć jeszcze narciarzy i snowboardzistów. Na górę wjeżdżali też rowerzyści.
Wcześniej jednak wybraliśmy się, żeby zobaczyć piętnastometrowy wodospad Szypot (teren rezerwatu przyrody).
Trasa do wodospadu prowadzi przez wieś, pełną architektonicznych sprzeczności (obok biednych chat, bogate domy). Wodospad oglądają liczne grupy turystów, wszak to niedzielny poranek i wielu Ukraińców także wybrało się na wypoczynek na łonie przyrody. Dolinkę przecina górski potok, a przy wejściu na kładkę prowadzącą do do wodospadu żeruje świnka:
Wracam jedank do wyprawy na Połoninę Borżawa, która dzieli się na trzy grzbiety: zachodni ze szczytami Tomnatyk (1344 m n.p.m.) i Płaj (1334 m n.p.m.); południowy ze szczytami Pohar (792 m n.p.m.), Magura (1088 m n.p.m.) i z najwyższym
szczytem całego pasma – Stohami (1677 m n.p.m.). Wielokrotnie dłuższy od nich jest grzbiet południowo-wschodni ze
szczytami Magura Żydowska(1516 m n.p.m.) i Hrad (1374 m n.p.m.). Grzbiet ten
w połowie długości jest przedzielony przełęczą Prislop. W jego
końcowej części wyodrębnia się niekiedy małą Połoninę Kuk, dalej masywy Wodica i Jasienie
(kulminacje Jasieniówka, a na samym
krańcu, w zakolu Riki, masyw Paleny Hruń. Grzbiety zbiegają się na szczycie Wełykyj Werch (1598 m n.p.m.) w północnej
części pasma.
Pasmo Połoniny Borżawy w swoich wyższych partiach ma charakter wysokogórski – szczyty są stożkowe, pokryte specyficzną dla Wschodnich Karpat formacją połoniny. Grzebiety są szerokie, doliny – głęboko wcięte.
Pilipiec to miejscowość wypoczynkowa. Obok przycupniętych wiejskich chatynek wyrosły potężne hotele i domy wczasowe.
Przed dużym hotelem leży w nieładzie porąbane drewno
Wcześniej jednak wybraliśmy się, żeby zobaczyć piętnastometrowy wodospad Szypot (teren rezerwatu przyrody).
Ścieżka przyrodnicza w drodze do wodospadu
Trasa do wodospadu prowadzi przez wieś, pełną architektonicznych sprzeczności (obok biednych chat, bogate domy). Wodospad oglądają liczne grupy turystów, wszak to niedzielny poranek i wielu Ukraińców także wybrało się na wypoczynek na łonie przyrody. Dolinkę przecina górski potok, a przy wejściu na kładkę prowadzącą do do wodospadu żeruje świnka:
Zwierzątko wyraźnie dawało do zrozumienia turystom, że chętnie by się coś zjadło...
Wracam jedank do wyprawy na Połoninę Borżawa, która dzieli się na trzy grzbiety: zachodni ze szczytami Tomnatyk (
Pasmo Połoniny Borżawy w swoich wyższych partiach ma charakter wysokogórski – szczyty są stożkowe, pokryte specyficzną dla Wschodnich Karpat formacją połoniny. Grzebiety są szerokie, doliny – głęboko wcięte.
Poniżej linii 1200 m n.p.m. zbocza są
pokryte lasami, głównie bukowymi, które jednak są w ostatnich dziesięcioleciach
masowo wyrąbywane. Na połoninach prowadzi się wypas owiec. Połonina Borżawa nie
jest objęta żadną formą urzędowej ochrony przyrody. Przez pasmo przebiega
gazociąg. Na Stohach do 1995 działała stacja radarowa. Na Płaju
działają stacja meteorologiczna i przekaźnik radiowo-telewizyjny. Coraz
intensywniejszą w ostatnich latach turystykę górską ułatwia sieć pasterskich
dróg i ścieżek. Głównymi punktami wypadowymi w Połoninę Borżawę są miasteczka Wołowec i Miżhirja,
leżące na jej obrzeżach.
Schodziliśmy do Riczek ufając intuicji naszego przewodnika, który prowadził nas nieomylnie na przełaj poprzez krzewy borówek i zaspy śnieżne, by w końcu dojść do leśnej drogi wiodącej przez bukowy las.
Pokonywaliśmy dość duża stromiznę, co wyraźnie dało się odczuć (mnie dokuczało lewe kolano). Na dole we wsi poczyniliśmy pierwsze zakupy. Amatorzy piwa raczyli się tym trunkiem (ja piwa raczej nie pijam, dopiero na granicy kupiłam je dla męża).
Subskrybuj:
Posty (Atom)