Obserwatorzy

środa, 6 maja 2015

Majowy weekend

spędziliśmy poza domem. Pojechaliśmy do córki - do Krakowa. Pierwszy raz, od lat bardzo wielu, święta majowe nie upływały pod znakiem pracy na działce. Wyjazd nasz to przedsięwzięcie logistyczne. Trzeba było zapewnić opiekę zwierzętom. Ifunia poszła do hoteliku, gdzie miała jak w domu, gdyż opiekunowie poświęcali jej swój czas i bardzo się troszczyli. Ifa pozostawiona sama po prostu cały czas szczekała... A ponieważ poprzednio byłam bardzo zadowolona z hoteliku - tym razem bez obaw zostawiłam tam psa. Tola poszła do mojej mamy. Mały piesek swą tęsknotę demonstrował niejedzeniem - przeszedł na ostrą dietę i dopiero w ostatni dzień dał się namówić na odrobinę chrupek. Tolce - pomimo, że mamę traktowała z rezerwą, nie przeszkadzało to w pakowaniu się do łóżka starszej pani. Kiedy wróciliśmy wieczorem w niedzielę, zaraz po wrzuceniu bagaży do mieszkania, ruszyliśmy po odbiór naszych stęsknionych zwierzątek.
Harmonogram pobytu w Krakowie był dość napięty: w sobotę przed południem wizyta w ZOO z najmłodszym członkiem rodziny; po południu odwiedzaliśmy rodzinę mojego brata  mieszkającego poza Krakowem. W sobotę z córką wyruszyłyśmy na całodzienną wycieczkę w Pieniny (będzie osobna relacja). Niedziela do obiadu została spędzona rodzinnie. Potem wracaliśmy do domu.
Dziś tylko migawki z ZOO. Pogoda była dość kiepska, zachmurzenie, co jakiś czas popadywał deszczyk. Nie przeszkadzało to jednak, licznym Krakowianom z dziećmi, w zwiedzaniu ogrodu. Ostatecznie dość mocny chłód wypędził nas stamtąd.
Zależało nam by trafić na karmienie zwierząt.  Udało się to - obserwowaliśmy karmienie słoni:



Duże wrażenie na Wandzi robiły ptaki:





Jakoś nie bardzo interesowały ją dzikie koty i małpy:



Za to podziwiała zebry oraz żyrafy:




Najwięcej radości było w mini-zoo: gdzie można było dokarmiać zwierzątka, pogłaskać małe kózki, zobaczyć z bliska króliczki i kury.
A na koniec akcent włóczkowy - "pani lama":


7 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Antonino!
Bylas w moim miescie,a jesli w okolicach Pradnika
Czerwonego to do mnie jak rzut beretem.
Z pewnoscia nie jest to czyste miasto.Sprzatany jest non stop Rynek Glowny i okolice,oraz Dworzec Kolejowy,a reszta tonie w smieciach.Mysle,ze nie zawracalas sobie glowy takimi drobiazgami i milo i rodzinnie spedzilas wekeend
Pozdrawiam
Ewa

Sztuka rękodzieła pisze...

Krakowskiego Zoo nie widziałam, ale pamiętam z dzieciństwa, że bardzo lubiłam wrocławski ogród zoologiczny. I w Zoo w Warszawie raz byłam - też ciekawie się po nim spacerowało.

3nereida pisze...

Ta lama to od razu z gotowym pomysłem na łączenie kolorów .Bez bicia przyznaję , że nie miałam pojęcia , że w Krakowie jest ZOO.Ja jak Wanda najbardziej lubię ptaki , a flamingi dzialaja na mnie hipnotyzująco . W naszym Zoo to pierwszy wybieg na trasie zwiedzania i ja w zasadzie moge juz tam zostać :))) Jak na 3 dni to bardzo czynnie skoro jeszcze góry złapaliście .

Antonina pisze...

Ewo - córka mieszka niedaleko Ikei. Natomiast ja mieszkałam kiedyś w Krakowie prawie 14 lat (studia + praca). Później dopiero wróciliśmy do Sanoka. Jednak dzisiejszy Kraków zmienił się dla mnie bardzo - szczególnie jeżeli chodzi o rozwiązania komunikacyjne i budowę nowych obiektów. Zawsze jednak wracam tam z sentymentem.

Antonina pisze...

3nereido- Wandzia po raz pierwszy w życiu była w Z00 - mam wrażenie, że to dobry czas (1,5 roku życia), by zacząć pokazywać jej różne żywe zwierzęta.
No w Pieniny poszłyśmy we dwie z córka. Panowie zostali na nizinach i przemieszczali się samochodem (opiekowali się też wnuczką).

Przygody z drutami pisze...

gratuluje wyciezki, to swietnie, ze pokazujecie malenstwu rozne zwierzeta, piekne zdjecia,poizdrawiam cieplo

Anonimowy pisze...

Oczywiscie,Krakow bardzo sie zmienil,jest gesto zabudowany kosztem terenow zielonych.
Mysle jednak,ze mimo milych wspomnien z krakowa,lepiej Ci sie mieszka w Sanoku.
Ewa

LinkWithin

Related Posts with Thumbnails