wybraliśmy się do Krakowa. Oj nieprosta to była wprawa dla nas. Raczej razem (czyli ja z mężem) wyjeżdżamy niezwykle rzadko (bo nie wszędzie można pojechać ze zwierzętami), a kiedy wyruszamy razem, psom trzeba zapewnić opiekę. Teraz było to jeszcze trudniejsze (bo zima). Ostatecznie mały pies poszedł do mojej mamy, która niezbyt chętnie, ale zaopiekowała się Tolką. Nie dziwię się mamie, jest już zdecydowanie starsza i sama ma wiele obowiązków. Z Ifą był większy problem. Początkowo przyjęliśmy wersję, że zawieziemy ją do teściowej do Brzeska (są tam już dwa psy). Niestety teściowa się nie podjęła opieki: po pierwsze Ifunia wobec osób, których nie zna, nie zachowuje się zbyt przyjaźnie; po drugie nie mogliśmy jej zostawić w kojcu na zewnątrz, bo byłoby dla niej za zimno - jest nieprzyzwyczajona. No to zaczęłam szukać hoteliku - i w końcu znalazałam miejsce w "Psiej kości" pod Wieliczką. Rano przed wyjazdem w piątek wyekwipowaliśmy Tolkę w legowisko i zwieźliśmy do mamy. Ifka pojechała z nami - siedziała sobie na tylnym siedzeniu i patrzyła przez przednią szybę. Tak strasznie denerwowałam się faktem, że oddaję psicę w obce ręce, że nie mogłam o tym przestać myśleć. Zostawiłam psa zszokowanego tym, co jej robię. Dzwoniłam i do mamy, i do hoteliku, jak się nasze psy mają. I tak Tolka, przez te dni ponoć nic nie jadła, biedactwo nie sikało prawie 24 godziny (pierwsza doba), chociaż mama ją wyprowadzała, oczywiście na smyczy, bo przecież jest zbyt stara na bieganie za pieskiem. W domu Tola omijała mamę, którą przecież znała. I kiedy mama szła do kuchni, piesek umykał do pokoju; kiedy kobieta była w pokoju, mała spała na krześle kuchennym. Z legowiska mniej korzystała, bo zaanektowała je Usia (piesek - staruszka należący do mamy). Tola niesamowicie tęskniła - dopiero pod koniec pobytu sama przyszła do mamy.
Ifunia z kolei dostała miejsce w ogrzewanym pawilonie. Jednak obok były kojce z innymi pieskami głośno szczekającymi, co pewnie ją szokowało. Ponoć była grzeczna i w ogóle nieagresywna, raczej zdziwiona tym, co się wydarzyło. Kiedy ją odbieraliśmy w niedzielę po południu, psica długo nie mogła dojść do siebie z radości. U teściowej jednak pokazała wieczorem zęby i warczała na gospodarzy. Rano w poniedziałek jej się odmieniło i już była przyjemnym pieskiem, który dał się nawet pogłaskać. Ponoć zeżarła w kuchni szynkę przeznaczoną na śniadanie (bo zachęcona przez otoczenie spuściłam ją ze smyczy). O tej szynce mąż powiedział mi dopiero w czasie drogi powrotnej.
Psy wczoraj odsypiały stres. Ifka spała tak mocno, jakby cały dzień biegała po lesie - tak była zmęczona. Okazało się, że z kolei Tolkę bolą uszy, więc zaaplikowałam jej krople...
No już jesteśmy w domu, w komplecie.
Oto dowód na to, że faktycznie byłam w Krakowie
A w Krakowie, wreszcie zwiedziłam Podziemia Rynku - szlak "Śladem europejskiej tożsamości Krakowa". To interaktywne muzeum bardzo mi się podobało. Wcześniej już przecież zwiedzałam podobne: "Muzeum Powstania Warszawskiego" i muzeum browaru Guinnessa w Dublinie, więc ten typ ekspozycji mnie nie zaskoczył. Najbardziej jednak zdumiewające jest to, że chodząc po płycie Rynku w Krakowie nie zawsze pamięta się, że tam w podziemiach kryje się bogactwo historii średniowiecznej miasta. Filmiki opowiadające o tejże historii są świetnie nakręcone i właściwie to późna pora wypędziła nas stamtąd. A można w podziemiach spędzić i cały dzień, bo obejrzenie samej ekspozycji to jedno, a pooglądanie filmów to zajęcie na kilka godzin.
Była jeszcze wyprawa do kina i połażenie po "Ikei".
"Słodkie" zdjęcia witryny " Krakowskiej manufaktury czekolady" (ul. Szewska)
To też ul. Szewska - specjalnie sfotografowałam witryny. Czytałam niedawno, że właściciele kamienic w ścisłym centrum Krakowa do 7 czerwca powinni dostosować elewacje budynków zgodnie przepisami o "Parku
Kulturowym Stare Miasto", co oznacza konsultowanie wyglądu szyldów
i reklam z plasytkiem miejskim, tak aby nie szpeciły centrum miasta; dało się już zauważyć, że pstrokacizna reklam znika z centrum Krakowa
Miło spędziliśmy czas, mnie jednak ciągle niepokoił los psów. Jednak zdecydowanie wolę, gdy któreś z nas zostaje w domu. W czerwcu czeka nas znów wyjazd na 3 dni (bez zwierząt) - tym razem na wesele.
14 komentarzy:
My mamy ten sam problem z pieskiem -
rodzice są już starsi a nasza sunia sporych rozmiarów. Dotąd udawało nam się np. na noc zostawić u znajomych, ale dłuższy wyjazd staje się kłopotliwy.
No to sobie pieski trochę użyły stresu... Ale niestety, są takie sytuacje, gdy inaczej się nie da. My raz tylko musieliśmy wyjechać całą rodziną - do swojego mieszkania sprowadziłam wówczas teściową, żeby się zwierzętami zaopiekowała. Koty znoszą takie rzeczy bez problemu, ale pies też nie jadł z tęsknoty cały weekend...
Fajnie, że wycieczka się udała. Muszę kiedyś koniecznie odwiedzić te podziemia, bardzo lubię takie miejsca:)
Wyjazd z domu gdy ma się zwierzaki to wielki problem i wielki stres dla piesków.Od chwili gdy uległam wypadkowi moje psy i koty nie mogą sie pozbierać,wszystko jest nie tak,godziny karmienia,spacery itp.Teraz jest trochę lepiej bo już mogę wstać ale i tak na dwór jeszcze nie wychodzę i tylko na chwilkę mogę wypuścić na załatwienie potrzeb z obawy by psy nie poszły w las.Młodych nie ma cały dzień ale i tak ich się nie słuchają psy.Najszczęśliwsze to są koty bo całymi dniami wylegują się w moim łóżku.Zawsze wszystkim powtarzam jeśli decydujesz się na zwierzaka to musisz sobie zdawać sprawę,że jesteś uwiązany do końca ich życia.Dużo pieszczot dla Toli i Ifki - pozdrawiam
Oj znam ten ból, biedne pieski, z pewności był to dla nich szok. My też ze względu na koty nie wyjeżdżamy nigdzie na dłużej, choć tak 2 dni mogą same zostać, ale i tak wtedy myśli się tylko o nich. Przydałaby się "instytucja babci" w domu ;-) Fajna wyprawa, człowiek czasem też potrzebuje jakiegoś oderwania. Pozdrawiam serdecznie.
Cudna wycieczka :-)
A jeśli chodzi o psy... to Twoje i tak były kochane i grzeczne :-) Moja Sonia podczas ostatnich wakacji (pojechaliśmy na kilka dni do Czorsztyna) uciekła od mojego taty i postanowiła zamieszkać u mojej teściowej :-)) Śmiejemy się, że uciekła od dziadka ciemiężcy :-) A ile nerwów zjadłam wydzwaniając do wszystkich...
Pozdrawiam serdecznie.
No tak Antonino jak się ma psa lub psy to niestety ale nasze życie musi być inne niż wszystkich miałem też pieska podobny do haski nie żyje,pies to tak jak dziecko przez ponad 17 lat praktycznie nigdzie nie wyjeżdżałem, pozdrawiam i miłego dzionka życzę.
Uwielbiam Kraków , mam nieziemski sentyment do tego miasta po studiach !!!!:)Pozdrawiam
Biedne psinki, dobrze, że już wróciły do siebie.
Czytałam gdzieś o tej akcji usuwania nadmiaru szyldów na Rynku w Krakowie. Ogromnie się cieszę, bo dopiero mieszkając za granicą a będąc podczas wizyt w Polsce zdałam sobie sprawę, jak bardzo Polska przestrzeń społeczna jest usiana reklamami. W Świnoujściu każdy sklep, zakład fryzjerski itd. jest obwieszony szyldami jak choinka, każdy innym kolorem i czcionką paskudztwo. Nie lepiej jest na osiedlach, szczególnie tych dużych gdzie każdy blok należy do innego developera a każdy z nich miał inny pomysł na elewację i zagospodarowanie przestrzeni.
Witaj, tylko raz zostawiłam swego jamnika na 3 dni, gdy jechaliśmy na ślub córki. Ale zostawiłam go w domu i była z nim moja przyjaciółka, którą b.d. znał i lubił. Z Niemiec telefonowałam codziennie, przyjaciółka przystawiała mu do ucha słuchawkę, a ja przemawiałam,żeby jadł. Po każdym spacerze nie chciał wracać do domu, ciągle nas szukał. Gdy wróciliśmy przywitał się wpierw radośnie, a potem strzelił focha- odszedł i obrócił się do nas tyłem, nie przychodził na wołanie- on się zawsze obrażał, gdy czuł się poszkodowany.Ale gdy wyjechaliśmy na święta do Niemiec, pojechał z nami. Wszędzie z nami był, zwiedził pół Europy.W Niemczech wolno z psem wejść do restauracji, jeszcze mu miskę z woda przyniosą.Tylko zabytki zwiedzaliśmy na raty, jedna osoba zostawała z psem, druga zwiedzała.
Był tez z nami na wszystkich wyjazdach wakacyjnych. Był idealny w podróży, na obcym miejscu też - hołdował zasadzie, że tam jego dom, gdzie pani i pan. Dawno nie byłam w Krakowie, miło było popatrzeć na zdjęcia.
Miłego, ;)
Oj dawno nie byłam w Krakowie. To miast zawsze fascynuje. Wiem coś o stresie psa pod nieobecność właścicieli. Kasta też przeszła mieszkanie w hoteliku. To właśnie są uroki posiadania czworonogów. Pozdrawiam
Oj ja tez lubie wracac do Krakowa :))
to Ty z moich okolic chyba jesteś. nasz psiak też sam nie lubi zostawać
Taaaaak z pieskami jest problem.
Ja nie zostawiam swojej nigdy ,oczywiscie mam na mysli dluzszy wyjazd.
Jedziemy albo z roxi,albo wogole.
Ewa
Dobrze że Wam się jednak udało razem wyjechać:))Zanim zaczęłam na roboty wyjeżdżać, siedziałam ciągle w domu bo w domu też pracowałam,pies był przyzwyczajony że zawsze jestem.Raz wyrwałam się na dwa tygodnie.Po powrocie moi sąsiedzi z ulgą powiedzieli,no,nareszcie pani wróciła.Okazało się ze pies, pomimo tego że wszyscy pozostali domownicy byli w domu,siadał na moim miejscu i wył z tęsknoty.
Prześlij komentarz