Strony

czwartek, 30 czerwca 2011

Lato...


Chyba zaczynam wakacje. W końcu więcej popracuję w ogrodzie. Chociaż już od kilku dni wykopuję i wykopuję; głownie cebule  narcyzów, żonkili i ostatnio zimowitów (wiadro cebul, oczywiście zimowitów,  już wykopałam). Zimowity rosną  spokojnie na jednym stanowisku kilka lat. Jednak wykopuję je co jakiś czas, a ten czas  teraz przyszedł, kiedy moja kondycja fizyczna  na tyle się poprawiła, że mogę trochę odrobić się w ogrodzie. Wracając jednak do zimowitów - mają to do siebie, że cebule namnażają się w ciągu tych kilku lat, że trzeba je wykopać porozdzielać i potem posadzić ponownie. Co, jak co,  zimowity  u mnie co roku są piękne i kwitną całymi łanami. Jak tylko cebule się podsuszą i je  porządniej oczyszczę  z resztek ziemi, ogłoszę  na nie rozdawajkę. Mam nadzieję, że chętni na zimowity się znajdą?

wtorek, 28 czerwca 2011

Kapliczki przydrożne. Kapliczka w Niebieszczanach

w cieniu trzech drzew posadzonych  na planie prostokąta (pewnie kiedyś rosło i czwarte...); o klasycznej bryle,  zeszpecona niestety upiększeniem w postaci zaszalowania  frontowej ściany plastikowym sidingiem:


Zdjęcie robiłam tak, by tego brzydactwa plastikowego nie było wyraźnie widać . Dlatego wolałam sfotografować boczne ściany z  uroczymi okienkami umajonymi gałązkami jeszcze  z okazji zielonych świątek:



Wnętrze też nieciekawe ze stylonowymi firnko-obrusami i plastikowymi kwiatami.  Nie wiem dlaczego zapanowała moda na zdobienie kapliczek, które urok mają same w sobie, tymi koszmarnymi  kwiatkami z plastiku? Wolałabym już prosty bukiet  polnych kwiatów umieszczony nawet w słoiku... Kiedyś nie sfotografowałam pięknej architektonicznie kapliczki, która ustrojona była cała girlandami  jarmarcznych sztucznych kwiatków. Teraz troszkę żałuję, bo bryła kapliczki była śliczna...

*   *   *
Dzisiaj powody do radości mam ogromne - córka obroniła mgr na pięć; jeszcze niespełna dwa tygodnie i broni pracę licencjacką z języka angielskiego. Dumna jestem jak paw z mojej  mądrej i pięknej córeczki. Ileż to wysiłku musiała włożyć, by w terminie napisać i oddać obydwie prace!
A teraz  chwila relaksu przy drutach po całym dniu klepania w komputer.

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Trawy...

Od kiedy wiosna się rozbuchała, przestałam z Ifą chodzić w pola. Po pierwsze bardzo wysoka trawa utrudnia  wędrówkę, po drugie pojawiły się kleszcze, niemal jak "krokodyle". Kleszcze nam niestraszne, bo mamy dobrą obrożę przeciwkleszczową tzn. Ifa  ma. Bo ja nie mam żadnej i po wyjściu z traw  te kleszcze po prostu z siebie zdejmuję, zanim wsiądę do auta.
Poza tym raczej w nielicznych wolnych chwilach w ostatnich miesiącach wolałam wyjazdy do ogrodu, który swoje prawa ma i wymaga nieustannej harówki. Tam psica ma do dyspozycji spory areał ziemi do pobiegania, czasem też korzysta  z tego, że zabieramy ja na spacer do lasu, gdzie takich traw wysokich nie ma.



Wracając jednak do pól - jeszcze w poprzednich latach główne ścieżki były koszone i łatwe do przejścia, ludzie wprawdzie już od  x lat nie uprawiają tam nic (niektórzy założyli sobie takie rekreacyjne ogródki). Jednak teraz, kiedy starsze pokolenie  wymiera, z roku na rok obserwuję, że potem praktycznie nikt już nic nie robi w tych ogrodach. Zarastają trawą nieliczne  grządki, opadają z drzew niezbierane owoce nikomu niepotrzebne - bo nie opłaca się robić przetworów. Nikt prawie nie kosi trawy, nie mówiąc już o  koszeniu ścieżek. Wszędzie trawy i trawy sięgają prawie  do  głowy...

O takie trawy! że psa prawie nie widać. A to jest ścieżka...

Wędrujemy do potoku, gdzie pije się wodę, brodzi i sika  do tej wody (no Ifa sika, pewnie woda ją tak pobudza):



Dzisiaj  na tej zarośniętej ścieżce dosłownie spod stóp   wyfrunęła mi mama bażancica  ze swymi pisklakami. Małe dzielnie  machały skrzydełkami i wylądowały w  trawach nieco dalej. Rodzina błyskawicznie zniknęła z oczu.
Wracamy, by dość do kolejnego miejsca, gdzie ten potok płynie:


A po drodze jeszcze takie widoki:


A teraz zmykam. Szczęśliwie zakończyłam pewien poważny projekt (do pracy); jeszcze kilka dni  zwiększonego wysiłku umysłowego i potem, mam nadzieję, wreszcie zacznę prawdziwe  wakacje.

niedziela, 26 czerwca 2011

Biecz (2)


Kolegiata - kościół parafialny p.w. Bożego Ciała najbardziej reprezentacyjna budowla miasta. 
Budowla zaliczana jest do najcenniejszych zabytków architektury sakralnej w Polsce. Jest to budynek późnogotycki, trójnawowy, halowy z bocznymi kaplicami. 
Zdjęcie całościowe kolegiaty  (W.Bugno) pochodzi  z przewodnika wydanego przez Muzeum Ziemi Bieckiej i z http://www.biecz.pl/asp/pl_start.asp?typ=14&sub=26&menu=28&strona=1. 
Po prostu nie potrafiłam zrobić fotografii ukazującej całą budowlę. Stąd tylko detale architektoniczne:












Najstarszą częścią kościoła jest prezbiterium zbudowane przed 1480 rokiem. Ceglane sklepienie prezbiterium stanowi ostrołukowa kolebka z lunetami, ozdobiona bogatą siecią żeber. 
Prezbiterium zdobi polichromia wykonana w 1905 roku przez Włodzimierza Tetmajera. 
Wystrój kościoła  odzwierciedla kolejne epoki: gotyk, renesans i barok.
Bardzo cennym zabytkiem jest ołtarz główny wykonany około 1604 r. w stylu późnego renesansu.  W części centralnej ołtarza widnieje znakomite dzieło malarstwa włoskiego, obraz „Zdjęcie z krzyża” z XVI wieku, przypisywany warsztatowi Michała Anioła. 
Zespół kolegiaty - późnogotycka dzwonnica z XV w. z elementami obronnymi: 






Pełniła funkcje baszty obronnej, broniona przez cech rzeźników, stąd zamiennie zwana basztą rzeźnicką. Dzwonnica w górnej partii zdobiona dekoracją sgraffitową; przedstawieni zostali: św. Wojciech i św. Stanisław. Dzwonnica łączy się z neogotycką kaplicą św. Barbary.




Znajduje się tu także stara plebania z XVI/XVII w., wielokrotnie przebudowywana. Pozostałość klasztoru Norbertanek.
Kolegiata otoczona jest takim murem:




O Bieczu jeszcze będzie (o tym co najbardziej mnie urzekło)...

sobota, 25 czerwca 2011

Letnia bluzeczka

Powstała z cieniowanej bawełny. Robiona od góry, całkowicie bezszwowo:

Druty 3,5 mm; włóczka "Alize Bahar Batik", 100%  bawełny, 260 m/100 g; 
zużycie 300 g 


Rękawki wykończyłam sznureczkiem (I-cord Bind Off):


Przed wykonaniem sznureczka  zwęziłam rękawek robiąc na środku  10 x 2 oczka - co dało efekt niewielkiego przymarszczenia. Początkowo planowałam zrobienie niewielkiej bufki, ale zapomniałam sobie dodać oczka w odpowiednim miejscu, więc  robiłam normalnie.  Nie chciałam jednak szerokiego rękawa - stąd to gubienie oczek. 
Ta bluzka także mocno traciła kłaczki bawełny. Któraś z pań poradziła mi wypranie, potraktowałam  ją także płynem do płukania i jest jakby lepiej  - mniej się kłaczy. Bawełna bardzo przyjemna w robocie, jednak to kłaczenie wyraźnie obniża jej jakość. Kiedy wkłada się  bluzkę z tej bawełny, trzeba się liczyć z tym, że spodnie czy spódnica, szczególnie w ciemniejszym kolorze, zyskają mało eleganckie  paprochy z bawełny.

piątek, 24 czerwca 2011

Biecz (1)

Wycieczka do Biecza - miasta położonego  w dolinie rzeki Ropy na jednym ze wzgórz Pogórza Karpackiego; administracyjnie leżącego w województwie małopolskim (powiat gorlicki). Przeciętnemu turyście  Biecz kojarzy się ze szkołą katów,  która tu ponoć istniała. Jednak w Bieczu szkoły katów nie było. Tak ten wątek tłumaczy legenda:


Szkoła katów powstała w umyśle jakiegoś dziennikarza w XIX stuleciu. Błyskawicznie przyjęła się wśród żądnych sensacji nawet nie rzeczywistych i tak trwa do dziś dnia. Do rzadkości należy bowiem wycieczka czy indywidualny turysta, który przybywszy do Biecza nie postawiłby pytania o szkole katów. A informatorzy zgodnie z prawdą historyczną opowiadają jak to w dawnym Bieczu 600, 500, 400 czy 300 lat temu, gdy Biecz był stolicą rozległego powiatu, tu zlokalizowane były sądy i miasto miało prawo miecza a więc był i kat zwany mistrzem świętej sprawiedliwości, który wykonywał wyroki śmierci; ścinając głowy skazańcom toporem lub mieczem w zależności od stanu pochodzenia, wbijał na pal czy wieszał skazańców, których było wielu w tych pogranicznych okolicach. Do kata należało także torturowanie przestępców np. wkręcanie na koło, czy darcie żywcem pasów skóry z przesłuchiwanych. Do dzisiaj zachowana jest w podziemiach wieży ratuszowej w Bieczu turma w której więziono złoczyńców, a w muzeum pokazują miecz, którym kat biecki ścinał głowy i wpis w księdze miejskiej z XVI w., gdzie wymienione są miasta jakie miasta w Bieczu pożyczały i ile za tę usługę płaciły. Czasem dla żartu ktoś opowiada, że aby uzyskać dyplom mistrza katowskiego (czyt. Mistrza świętej sprawiedliwości ) trzeba było oprócz paruletniego pomagania katowi, uciąć głowę malutkiej mrówce wielkim toporem. Na zakończenie trzeba stwierdzić, że z samym katem w Bieczu związanych jest wiele podań.

Biecz nazywany bywa Perłą Podkarpacia”  ze względu na unikatowe walory architektoniczno-urbanistyczne. Liczne zabytki, skupione na stosunkowo niewielkiej przestrzeni w obrębie średniowiecznej zabudowy ograniczonej murami obronnymi, nadają miastu niepowtarzalny charakter. 

Dziś pokażę Klasztor OO. Franciszkanów ( z 1624 r.). Usytuowany na wzgórzu, otoczony murem obronnym z czasów Potopu szwedzkiego. 


Centrum zespołu stanowi kościół p.w. Św. Anny i budynek klasztorny. Kościół barokowy, jednonawowy wybudowany w latach 1645-1663 na miejscu zamku starościńskiego. 





W podziemiach kościoła pochowany jest Wacław Potocki, największy poeta doby baroku. W klasztorze na uwagę zasługuje cenna biblioteka starodruków. 






Rynek  to centralny punkt miasta, zbudowany w kształcie prostokąta był przystosowany do celów handlowych. Na jego środku usytuowany jest ratusz:  w założeniach gotycki, przebudowany w kolejnych wiekach: posiada bryłę klasycystyczną po przebudowie w 1890 r. Przy ratuszu -  wieża ratuszowa, najbardziej charakterystyczną budowla miasta.




Wieża z 1569 r. zdobiona sgraffitem. Jest to najwyższa budowla miasta licząca  56 m. Na szczycie wieży, pod barokową kopułą, znajduje się galeria widokowa. W podziemiach  zlokalizowane jest średniowieczne więzienie tzw. turma, miejsce wymuszania zeznań tzw. konfesat i przetrzymywania więźniów do czasu egzekucji. 

Ciekawostką jest zegar na wieży ratuszowej pokazujący 24 godziny

Kapliczka św. Floriana - na bieckim Rynku, p. XIX w., wsparta na czterech kolumnach, nakryta dachem namiotowym. W środku kapliczki figura św. Floriana, przedstawionego w stroju rzymskiego rycerza:



Legenda o Beczu, który założył miasto Biecz
W dawnych czasach żył zamożny rycerz zwany Beczem, który w młodości brał udział w wyprawach krzyżowych aby bronić Ziemię Świętą. W wyprawach tych wiele stracił, ale wrócił na nasze ziemie i kilku jego druhów także. Mimo, że nie był biedny, lubił od czasu do czasu niespodziewanie napadać ze swoją drużyną na bogate karawany kupców zamorskich. Były to niemal zawsze karawany, które prócz towaru ogólnie wożonego, prowadziły kupionych nie zawsze uczciwie młodych ludzi przeznaczonych na targi niewolników, bowiem handel niewolnikami przynosił największe zyski. Becz zabierał tylko kosztowności w postaci naczyń czy biżuterii, nie gardził też złotymi czy srebrnymi monetami. Jednak szczególną przyjemność sprawiało mu uwalnianie niewolników przeznaczonych na sprzedaż. Kupców i całą karawanę puszczał wolno. Uprowadzał tylko uwolnionych, których nakarmiwszy, a czasem i jakim groszem obdarzywszy w nocy puszczał, tak że sami mogli robić to co chcieli. Najczęściej szukali schronienia i pracy w pobliżu miejsca uwolnienia, nigdy bowiem nie wracali tam gdzie ich sprzedawano. Raz zdarzyło się, że wśród uwolnionych była mała dziewczynka Bietka. Dziecko było sierotą, którą mimo, że po rodzicach miała wielki majątek, stryjowie sprzedali. Nieznana siła kazała otoczyć Biedkę szczególną opieką. Becz wyposażając ją hojnie oddał na dwór książęcy z prośbą o jej wychowanie. Samą dziewczynkę zobowiązał, aby nigdy nie wspominała o swojej przeszłości i o nim, może wspominać tylko wzgórze nad rzeką Ropą, na którym ją uwolnił. Kupcy, którzy ponosili znaczne straty w wyniku napadów przez Becza dokonywanych, zanosili skargi do księcia. Książe rozsyłał swoich wojów aby pojmali Becza. Becz jednak długo im się wymykał i w najmniej oczekiwanym miejscu napadał na karawany, które łupił. Becz słynął nie tylko z napadów na kupców zamorskich, nie tylko z uwalniania niewolników ale i z pobożności. Modlił się żarliwie, a do modlitwy zdejmował zbroję i odkładał miecz. Był wówczas zupełnie bezbronny. I w czasie takiej modlitwy, wykorzystując nieuwagę druhów Becza, wojowie Księcia otoczyli i pojmali Becza. Becz bez zbroi i miecza, opuszczony przez druhów został doprowadzony przed oblicze Księcia. Książe w imię sprawiedliwości skazał go na karę śmierci przez cięcie mieczem. Lotem błyskawicy rozeszła się wieść o pojmaniu Becza i o mającej odbyć się egzekucji. W dniu egzekucji do miasta przybyło bardzo dużo ludzi. Jedni ciekawi widowiska, inni ciekawi wyglądu słynnego rycerza Becza. Straż przywiodła skrępowanego Becza, który idąc powoli między stróżami prawa rozmyślał nad swoją przeszłością, przypomniał sobie jak cudem uniknął śmierci z rąk Saracena w Palestynie, jak później podstępnie schwytany został sprzedany w niewolę, z której wykupił go nieznany rycerz, jak udało mu się mimo trudności wrócić do Polski, jak pragnąc uwalniać sprzedanych napadał na kupców, jak żądza bogactwa pchała go do rabowania kosztowności i gromadzenia ich w sobie tylko wiadomych miejscach. Ogarnęła go myśl, że gdyby darowano mu choć trochę życia mógłby to wykorzystać na dobry cel. I z tą myślą wszedł otępiały na podwyższenie, na którym oczekiwał go kat z mieczem gotowym do cięcia. Heroldowie odczytali wyrok: za napady, rabunki i mordy Becz będzie cięty mieczem. Becz uniósł ręce w górę na znak, że chce przemówić, Książe dał znak zgody. Becz oznajmił, że źle czynił i poniesie zasłużoną karę, ale oznajmia że nigdy nikogo nie mordował, zabijanie drugiego człowieka nie było jego celem od chwili powrotu z wyprawy do Ziemi Świętej. Nagle w tłumie widzów powstało zamieszanie. Z pośpiechem przeciskała się do przodu piękna młoda dwórka książęca, prosząc bliżej stojące mieszczki o białą chustę. Jakaś kobieta ściągnęła w pośpiechu biały czepek i podała dziewczynie. Ta wbiegła na podwyższenie, na którym na śmierć oczekiwał Becz, zarzuciła nań darowany czepek wołając " mój ci on ", bo tak nakazywało prawo zwyczajowe, w myśl którego skazaniec stawał się wolny. Gdy tłum ucichł młoda dziewczyna oznajmiła, że zwie się Biedka i jest jedną z uratowanych niewolnic przeznaczonych do sprzedaży. Uwolnił ją Becz, a miało to miejsce nad rzeką Ropą wiele lat temu, gdy była małą sprzedaną sierotą. I dziś mim, że Becz jest bez błyszczącej zbroi i włosy jego w nieładzie, głos jego ten sam. Zadowolony z takiego obrotu rzeczy Książe zwrócił się do Becza co zamierz czynić. Becz rzekł, że chce zmazać swoje grzechy i winy i dobra swoje rodowe oraz skarby zdobyte na kupcach pragnie przeznaczyć na wybudowanie miasta, w którym będzie mogło żyć i pracować wielu ludzi. Książe pochwalił zamiar i zapytał, gdzie to miasto chciałby wznieść. Becz pełen powagi, patrząc na Bietkę oznajmił, że prosi o zgodę Księcia aby miasto wznieść na wzgórzu, na którym wznosił się kiedyś gród, nad rzeką Ropą, bowiem jest to miejsce gdzie Bietce zwrócił wolność, a ona dzisiaj jego od śmierci wybawiła. Książę na pamięć rycerz Becza wydał akt lokacyjny miasta, które od imienia Becza po dziś dzień zwie się Biecz. A Becz dotrzymał słowa. Wydobył skarby, sprzedał dobra rodowe, zebrał licznych murarzy, cieśli i innych budowniczych, hojnie opłacił, sam budowę nadzorował i miasto niebawem swoim wyglądem przyciągało licznych kupców i rzemieślników, urzędników i uczonych. Miasto było warowne, w pobliżu zamku położone, toteż i opieką Księcia a później królów było otoczone. Herbem miasta Biecza stał się znak Biecza tj. duże B. 
http://www.biecz.pl/asp/pl_start.asp?typ=14&sub=26&menu=29&strona=1

czwartek, 23 czerwca 2011

Książka Ysoldy

Kto obserwuje bloga Ysoldy Teague zapewne już wie, że ukazała się jej książka:




do kupienia np. tu




Książka zawiera siedem projektów i proponuje ich wykonanie nawet w rozmiarze XXXL.
Autorka  proponuje szereg rad technicznych przydatnych dla dziewiarek. Zajmuje się m.in. tym  jakie włóczki są dobre do wykonywania różnych dzianin oraz właściwościami tychże. Są tu wskazówki, w jaki sposób modelować  dzianinę do sylwetki. Omawia też różne techniki przydatne w procesie dziania.
Wzory Ysoldy można kupić na Ravelry;  tam też jest ta książka dostępna w formie elektonicznej.

niedziela, 19 czerwca 2011

Zapachy końca wiosny

Każdy  wiosenny przyjazd do ogrodu - to kolejne zapachy. Wczesną wiosną pachną  hiacynty:


Później czuć nieco duszącą woń kwitnących berberysów, gdzieś jeszcze dolatuje  intensywny zapach tarniny, czeremchy, czosnku niedźwiedziego:


Delikatną woń wydzielają kwiaty jabłoni:


W środku wiosny cały ogród pachnie wiciokrzewem:


Nagle  do feeri zapachów dołączają niepozornie kwitnące kwiatki tzw. "srebrnej wierzby". A jedne z ostatnich zapachów wiosny, to  kwiaty czarnego bzu:


tłumione  przez  zapach piwonii. Z końcem wiosny finiszuje odurzający jaśmin:

Krzew jaśminu rośnie przy bramce wejściowej od zawsze. Posadzony został jeszcze przez babcię. 
I kiedy otworzy się okna do chałupy, jego zapach wdziera się do środka

Napracowałam się wczoraj w ogrodzie okrutnie. W końcu udało mi się spalić gałęzie zgromadzone po wiosennych higienicznych  cięciach drzewek i krzewów.  Trudno było, bo przerosły trawą, a wcześniej jakoś nie udało się z nich rozniecić ogniska, bo były zbyt mokre. Kto ma ogród, to wie, że po takiej fizycznej harówce człowiekowi nic się nie chce. Miałam wczoraj wieczorem zasiąść do pisania "jednej bardzo ważnej rzeczy" - jednak sił nie wystarczyło do siedzenia przy komputerze. Zmęczenie było tak wielkie, że nawet zasnąć nie mogłam. Dziś czas na intensywny wysiłek intelektualny.

piątek, 17 czerwca 2011

Koniec wiosny

Wiosna w tym roku prawdziwie letnia. Można zaryzykować stwierdzenie, że piękne lato mamy  tej wiosny.  Dziś fotoreportaż z wycieczki na górę zwaną Hyl we  wsi Niebieszczany. Na Hylu  posadowiono krzyż milenijny i corocznie odbywa się tam droga krzyżowa. A z góry roztacza się wspaniała panorama na  łąki, lasy, wieś rozłożoną w dolinie:



Po drodze mijamy chałupę, która wygląda na opuszczoną, jednak ponoć pomieszkuje w niej  mężczyzna  zwany "Szogunem". Chałupa  o urzekającej bryle , której uroda zakłócona została  paskudnym pokryciem  dachu eternitem:


Niekoszona trawa , wskazuje, że dom jest opuszczony; jednak  polana drewna  ułożone przy drzwiach, jakby temu przeczą.
Zanim przejdziemy przez kładkę możemy zobaczyć pień takiej starej wierzby:


A na potoku tama  - wprawdzie niewielka - zbudowana przez bobry:


Niestety zatrzymuje ona również puste butelki plastikowe płynące z nurtem potoczka...  Na drugim brzegu, między drzewami można zobaczyć powalone drzewa pocięte przez bobry.
Teraz idziemy polną jeszcze drogą w górę:


Za chwilę ta wygodna droga się skończy i powędrujemy zarośniętą trawami ścieżyną, a potem już  łąką.
Zmierzamy do tego krzyża:


A na górze trawy, trawy, trawy; pachnie świeżym pokosem i już podsuszonym sianem. Słońce grzeje, zieleń uspokaja. Można by tam siedzieć i nie schodzić na dół, by borykać się  z kłopotami dnia codziennego.
I widoki:





Jeżeli dobrze  wpatrzymy się - zobaczymy na horyzoncie wiatraki.

W drodze powrotnej jeszcze jedna opuszczona chałupa: