Strony

środa, 27 kwietnia 2011

Kapliczki przydrożne. Kapliczka z Pogórza Przemyskiego

Taka sobie zwyczajna, stara kapliczka przydrożna z Pogórza Przemyskiego:


Troche krzywa, kryta gontem:

A w ogrodzie wiosna szaleje:


Drugi rok z rzędu doczekaliśmy się kwitnienia magnoli. Sprawia nam to ogromną przyjemność, gdyż poprzednie próby  zasiedlenia ogrodu  tym drzewem - kończyły się niepowodzeniem: drzewko nie wytrzymywało srogich zim. U mojej mamy w ogrodzie także zakwitła magnolia - po raz pierwszy, ma wprawdzie tylko  dwa kwiaty (w kolorze zdecydowanie ciemniejszym, niż nasza).
Kolejne drzewko (prezent od teścia), "chuchane" przez nas, to kasztanowiec (nie ustaliłam jeszcze jaki to gatunek, ale nie jest to kasztanowiec zwyczajny). Mąż troszczący się o drzewko, ogrodził je siatką (w innym przypadku  koziołek już dawno uszkodziłby je rogami, co uczynił ostanio z młodą wierzbą, której  koronę znalazłam obok  pieńka). W tym roku  drzewko zakwitnie:


A to wspaniale w tym roku kwitnąca szachownica kostkowata:


i brunera wielkolistna, której kwiaty  przypominają niezapominajki:


Marzyłam zawsze, by w moim ogrodzie posadzić  drzewa rosnące w parkach, dość rzadkie gatunki. Teraz można właściwie kupić prawie wszystkie, jakie nam się zamarzą.  Różnie bywa z ich aklimatyzacją. Jednak niektóre gatunki zupełnie  dobrze i ładnie  rosną w tym dość surowym podgórskim klimacie. Parku z naszego ogrodu już nie uczynię (brak sił na  pielegnację wszystkich roślin).

*   *   *
Drugą chustę ginkgo skończyłam, jednak nie było czasu na wykonanie fotografii, gdyż całe popołudnie kosiłam trawę w ogrodzie mamy. Robiłam ją z innych gatunkowo nici i wyszła całkiem, całkiem. Jednak nie udało mi się uzyskać  ładnego  zakończenia. Chyba powinnam  była spuszczać oczka szydełkiem. No nic -   ewentualnie zrobie kolejne podejście do tego wzoru, by  uzyskać zadawalający efekt.

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

Ginkgo 1

Ta chusta podobała mi się od dawna. Zaczęłam nawet ją  robić z wełny w zimie, ale projekt nie wyszedł poza  kilkadziesiąt oczek  trójkata  wykonanego ściegiem  gładkim. Ostatecznie z powodu wiosennej fascynacji  zielenią wykonałam  w czasie świąt szybką chustę z "Kalinki"  -  innego zielonego nie było pod ręką. Później znalazłam jeszcze  włóczkę oliwkową, z której kręcę "ginkgo 2".

Druty 4 mm; włóczka "Kalinka" (63% akryl + 37% wiskoza) 550m/100g; zużycie  ok. 60 g

Mam wrażenie, że  ten wzór liściowy znacznie ładniej będzie się prezentował  we włóczce nieco grubszej.  Początkowo, kiedy jeszcze chusta była na drutach, wydawała mi się  po prostu brzydka i miałam chęć, by rzucić robótkę w kąt. Dobrnęłam jednak do końca, namoczyłam, wyprasowałam i  stwierdziłam, że może być.


Fatalnie się robi z "Kalinki", ślizga się toto po drutach, a kiedy oczko spadnie to "se leci", druty mają też dziwną tendencję do wyślizgiwania się z robótki.

Detal

Chustę wykończyłam jednym rzędem wzoru francuskiego,  inaczej aniżeli w opisie (nie pamiętałam jak tam było wykończone, a nie chciało mi się otwierać komputera). Może w następnej wersji zrobię tak, jak ma być. Dodałam też  jeden motyw wzoru z obu stron trójkąta - bo chusta wychodziła  niewielka. Na razie włożyłam ją do  białej bluzki i jedynego zielonego sweterka znajdującego się w moim posiadaniu. Jakoś nawet  pasowała ta jasna zieleń "Kalinki" do zieleni irlandzkiej  mojego swetra i zieleni wiosny.
Korzystałam ze wzoru zamieszczonego tu. A tu opis i wzór w języku angielskim.

Aura w czasie świąt nie była  porywająca, wczorajsze słońce przeplatało się z  opadami  przelotnymi deszczu, dzisiaj było już zdecydowanie zimniej.  Trawa rośnie jak szalona i  zaczęły kwitnąć mlecze:

piątek, 22 kwietnia 2011

Przed świętami

Szybko umykający przedświąteczny tydzień powoli finiszuje. Pogoda cudowna (chodziłam dziś w bluzce z krótkim rękawem), w ogrodzie nagle zrobiło się wiosennie. Nie miałam czasu na prace ogrodowe, bo pochłonęły mnie inne obowiązki.  Zazieleniło się:  dzisiaj zakwitła magnolia, kwieciem obsypało dzikie czereśnie, a  czeremcha już ma prawie rozwijające się pąki:


Wielość spraw różnych, które zbiegły się w tygodniu, plus jakieś zakupy i przygotowania świąteczne spowodowały, że tak prawdziwie wiosną nie udało się nacieszyć. Sfinalizowalismy dzisiaj ostatecznie podłączenie  chałupy do kanalizacji miejskiej:

Rura podłączona, rów zasypany, prace odebrane; pozostało jeszcze złożenie licznika i podpisanie umowy na odbiór ścieków. Ale to już nieco później. Niestety przed samymi schodami mam kopczyk z ziemi i znów trzeba będzie po jej uleżeniu się  położyć płytki i kostkę. Cieszymy się jednak niezmiernie, że udało się to przedsięwziecie ukończyć przed świętami.
Święta niestety obchodzić będziemy tylko z moimi rodzicami, gdyż dzieci jadą na wesele do rodziny i  do nas zawitają dopiero na długi majowy weekend.

Wieczorami  troszeczkę zajmowałam się tworzeniem szydełkowych pisanek w kolorze zielonym (obszydełkowałam cztery),  powstała też  rustykalna serwetka. Wymyśliłam sobie w tym roku  wielkanocne dekoracje właśnie w kolorze jasnej zieleni.  Pisanki jednokolorowe, w kolorze nieśmiałej zieleni stały się dla mnie symbolem tęskonoty za  wiosną, która w miedzyczasie  się rozbuchała.



Pokazuje też dzisiaj piękną, haftowana kartkę od Teni:


Pragnę też złożyć  Wszystkim moim Czytelnikom i Odwiedzającym bloga  życzenia spokojnych, szczęśliwych Świąt Wielkanocnych spędzonych w wiosennej atmosferze


Chciałbym te życzenia wpisać indywidualnie  w komentarzach blogów, które obserwuję i odwiedzam, ale jest ich taka wielość, że po prostu nie jestem w stanie tego uczynić, za co przepraszam. Tydzień był dla mnie dość intensywny i  jestem zmęczona. Liczę, że odpocznę podczas świąt.

środa, 20 kwietnia 2011

Urok starych dworców

Zdjęcia  dworca w Nowym Zagórzu zrobiłam jeszcze w zeszłym roku. Miałam przygotować porządną notatkę na temat kolei galicyjskiej. Niestety  jakoś czasowo nie wyszło, a fotografie chciałabym w końcu pokazać. W wielu miejscowościach ostały się jeszcze stare budynki dworcowe, chociaz życie na nich prawie zamarło. Ludzie niewiele podróżują pociągami. Składy jeżdżą coraz krótsze,  wagony niemal puste. Zamyka się budynki dworcowe, perony zarastają trawą. Mało tego -  często wyburza się  na stacjach stare budyneczki czy  budki drużników pochodzące  niekiedy z XIX wieku. Niszczejącym jest m.in.  dworzec  w Nowym Zagórzu. Tory zarosły trawą, najczęściej przejeżdzają tamtędy pociągi towarowe i te nieliczne pasażerskie wyruszające ze stacji ze Starego Zagórza.


Życie tutaj, jakby stanęło w miejscu. Przed budynkiem stary  popererelowski skwerek z  bukszpanem. Na balkonie  ohydny dywan wiszący tam chyba cały sezon, bo przyjeżdżałam kilkakrotnie, by zrobić zdjęcia i wycofywałam się ze względu na ten dywan psujący mi widok budynku... W końcu wyjścia nie było i  został uwieczniony na fotografii.

Dworzec od strony  torów. Trawa wdziera się już niemal  pod zadaszenie pierwszego peronu


 ...i zbliżenie

detal




*   *   *
Tydzień przedświąteczny nie sprzyja robótkom, zresztą jakoś tak dużo pracy i zajęć mam ostatnio i mało czasu wolnego. Sweterek Audrey  utknął na etapie połowy pierwszego rękawa.  Realizacja kanalizacji w chałupie - chwilowo też. Umówieni na dzisiaj fachowcy, którzy mieli podłączać rury - nie dotarli. Kolejne podejście jutro.
Dziękuje za komentarze. I miło mi powitać kolejne czytelniczki  mego bloga: Annę z Leska i Marię z Pogórza Przemyskiego.
Pragnę też podziękować Teresie za cudowną pięknie haftowaną kartę świąteczną. Teniu - dziękuje bardzo!Oczywiście pochwalę się nią na blogu, ale nie  było jeszcze  okoliczności, by zrobić fotkę. To już jest druga haftowana  karta od Teresy - pierwszą dostałam na Boże Narodzenie. I też sobie ją oprawię w ramki. A podziwiam  hafty Teresy bardzo - bo ja tak pięknie haftować nie potrafię. Dodam jeszcze, że warto zajrzeć na blog Teresy, która podaje  tam przepis na ser suszony do żuru wielkanocnego. Arcyciekawa i niezwykła propozycja  dania wielkanocnego.

sobota, 16 kwietnia 2011

W ogrodzie

Po zimnym tygodniu sobota podarowała słoneczną pogodę i umożliwiła  pracę w ogrodzie, w którym jak zwykle, zaległości mam ogromne. Wciąż jeszcze  wykonuję prace  porządkowe,  działki z grządkami nawet nie tknęłam. Zakwitły pierwsze kwiaty, nawet hiacynty już się rozwinęły - niestety kwiatostany mają mało dorodne i jakieś takie rzadkie. Nie wiem dlaczego? Przecież zasiliłam je w jesieni i wczesną wiosną po zejściu śniegu.


Mój mąż kopał  dzisiaj rów  na założenie rury kanalizacyjnej prowadzącej do budynku:


W całej miejscowości założono kanalizację - jest to inwestycja  gminna wsparta funduszami unijnymi. Zanim jednak  tę  kanalizację doprowadzono  do naszej posesji (konkretnie bramy), uszarpaliśmy się nieco, bo sąsiedzi  protestowali. Jednemu było za blisko granicy, drugiemu za blisko chałupy. Sprawdziłam w gminie plany kanalizacji i wychodziło, że  ma być tak poprowadzona, jak  ją wyrysowano.W końcu musiałam wykonać telefon do  kierownika firmy wykonującej prace, któremu dostało się też za robotników. Robotnik, któremu  tłumaczyłam przez telefon, że  ma robić zgodnie z planem, a nie słuchać protestów sąsiadów, wyłączył mi się bezczelnie i potem nie chciał odbierać telefonu. Zagrzało mnie to  niemożliwie, bo wiedziałam wcześniej, że dogadał się z jednym sąsiadów, któremu nie  widziało się, że do nas też ta kanalizacja ma  dotrzeć. Ludzie  niektórzy są jacyś tacy konfliktowi i protestują  nie mając racji, dla jakieś tam swojej zasady. Człowiek jeszcze nie mieszka w swoim domu (kupił go parę lat temu od  pełnomocnika zmarłej  właścicielki) i właściwie nawet nie ma wyznaczonych granic swej posesji, ale ciągle twierdzi, że droga dojazdowa należy do niego i opowiada  różne inne banialuki. Droga na mapie była od zawsze... Zapowiada się na konfliktowego sasiada. Cała sprawa ciągnęła się od jesieni, bo już, już mieli kopać. Mąż kilkakrotnie brał sobie urlop, żeby dopilnowac robót, ale nieustannie   prace przesuwały się w czasie. Potem spadł  śnieg. Ostatecznie  przekopali się do nas, któregoś  zimowego dnia i nawet o  tym nie  wiedzieliśmy. Po prostu  odśnieżając ścieżkę do chałupy zobaczyłam  wysypany żwir. Teraz, kiedy zima się skończyła, musimy   podłączyć się do tej kanalizacji do końca kwietnia, dlatego mąż kopie rów od  bramy do domu.
Musiał zerwać położoną latem kostkę granitową (będę ją kładła po podłączeniu kanalizacji po raz  trzeci, bo już raz zrywaliśmy, kiedy  przerabialiśmy instalację wodną).
I tak to  teraz wygląda:


Żeby nie było tak zupełnie bezrobótkowo, dziś małe, białe, szydełkowe serduszko:


i zbliżenie:


piątek, 15 kwietnia 2011

Kapliczki przydrożne. Przy drodze do Dobrej

Kolejna kapliczka przy drodze do Dobrej:


Stojąca przy podjeździe pod górkę,  przyciąga wzrok  oryginalnym dwuspadowym dachem. Kapliczka  częściowo odnowiona - została pobielona. Niestety pozbawiona jest drzwi. Nieco skorodowany blaszany daszek dodaje uroku tej niewielkiej budowli.
Zbliżenie:


Można zajrzeć do środka:

niedziela, 10 kwietnia 2011

Rękaw robiony od góry

Panie  prezentujące swe sweterki na blogach z powodzeniem  wykonują w nich rękawy od góry. I nie chodzi tu o robienie rękawa na prosto, ale o rękaw dziany od góry, od tzw. główki w sweterku z pachą z podkrojami. Metoda ta ma swe plusy:  nie trzeba rękawa wszywać, można go robić na okrągło - bez szwu bocznego na rękawie, a  w przypadku   małej ilości włóczki i niepewności na ile nam jej wystarczy, robić rękaw do momentu jej wykończenia.
Nie jest to metoda trudna i większość dziewiarek z powodzeniem sobie z nią radzi, jednak może niektórym pomoże instrukcja przygotowana przeze mnie.  Robiłam takim sposobem rękaw w swetrze z motywem liści, tak jest też zrobiony w Audrey.
Opiszę oczywiście  sposób w jaki ja wykonywałam rękaw.

1.Po zeszyciu  ramion swetra nabrałam  na  druty  oczka wokół pachy dołączając  oczka  z podkroju przodu i tyłu odłożone wcześniej na agrafki (nie zamykałam ich).

Czerwona kreska -  oczka  nabrane z dodatkowej nitki; niebieska  - oczka przełożone z agrafek

Miejsce,  gdzie wypadałby szew rękawa  zaznaczam markerem - jest to szczególnie przydatne, kiedy wyrobimy już główkę i przejdziemy do wykonywania  rękawa na długość oraz gubienia oczek w celu jego zwężania.
2. Przesuwam teraz  drut tak, by zacząć wyrabianie główki rękawa  od góry, w tym celu  przy szwie  ramienia odliczam z obu stron po 6, 7 oczek, czyli razem 12- 14 - jest to początek główki, której  wykonanie zaczynam dowiązując nową nitkę. Teraz robię już główkę rękawa dobierajac po jednym oczku z podkroju pachy raz z lewej, raz z prawej strony.

Początek główki rękawa

Mamy już  kilkanaście rzędów główki

Tak wygląda główka rękawa  w rzucie bocznym


A to widok "na okrągło" pachy swetra  i główki rękawa  

3.Dobieram oczka do momentu, kiedy się okazuje, że  z tyłu doszłam  już do miejsca, gdzie  zgubiłam kilka oczek na podkrój pachy (na prosto 4/5/6), a z przodu zostało mi tych oczek więcej  - dzieje się tak dlatego, że podkrój  pachy z przodu  jest zwykle  głębszy.  Wobec tego przekładam  pozostałe oczka z przodu i tyłu na drut podstawowy i robię rękaw na długość na okrągło (liczenie rzędów na długość ułatwia marker) ujmując co kilkanaście rzędów po 1 oczku przed i za markerem, aby otrzymać efekt zwężania się rękawa (w zależności od grubości włóczki, oczekiwanej długości i szerokości rękawa ) - jest to zwykle co 10/12/14/16 rzędów.

Kolorem czerwonym zaznaczyłam oczka przodu, które zostały  przełożone na drut podstawowy

Rękaw kończę mankietem ze ściągacza lub wzoru francuskiego.
Można  robić rękaw w ten sposób na podstawie  podkroju pachy, w którym zamkniemy wszystkie oczka (nie odkładamy ich  na agrafki w trakcie spuszczania na przodzie i tyle), wtedy oczywiście  nabieramy  oczka na drut  wokół całej pachy swetra.
Dodam jeszcze, że w wyniku tzw. "doświadczenia"  ładniej wychodzi mi rękaw robiony od góry, kiedy wcześniej jednak zamknę wszystkie oczka podkroju pachy (nie odkładam oczek przodu i tyłu na agrafki - unikam  "luźnych" oczek i tendencji do robienia się dziurek pod pachami) i nabieram wokół wszystkie oczka na rękaw.

sobota, 9 kwietnia 2011

„Resetować się”

Czytuję niekiedy artykuły czy wywiady umieszczane w Internecie. Jest to wygodne - rzadziej kupuję gazety „papierowe”. I  nieustannie dziwi mnie współczesna polszczyzna młodych dziennikarzy, których często poziom znajomości języka narodowego jest mierny, i którzy chyba mało czytają dobrej literatury. Żyją szybko, piszą szybko. Może i znają języki, co ułatwia im poruszanie się w świecie bez granic i Internecie. A jednak drażni mnie ich polszczyzna. Wiem, że nie unikniemy zapożyczeń i kalek językowych, wiem, że świat mknie do przodu z niewyobrażalną szybkością, wiem, że żeby być, trzeba mieć nie tylko talent, ale i siłę przebicia, często tupet i pewność siebie.

No więc przeczytałam wywiad z Ewą Ewart autorką filmu „W milczeniu” (rozmowy z rodzinami ofiar katastrofy smoleńskiej). Młoda dziennikarka Joanna Bartmańska zadaje pani Ewart pytania bardziej lub mniej zgrabnie sformułowane (mam jednak wrażenie, że nie do końca przemyślała strukturę i tematykę wywiadu). W pewnym jednak momencie dobiła mnie pytaniem: Jak się Pani resetuje po trudnych rozmowach? Oczy mi się zrobiły po tym pytaniu, jak przysłowiowe talarki. W swej naiwności sądziłam do tej pory, że „resetuje się” komputer lub jakiś inny sprzęt, co potwierdził mi słownik podający taką oto definicję: resetować - uruchamiać ponownie, rozpoczynać od nowa pracę danego urządzenia bądź programu. Ale człowiek? Pani Ewart zgrabnie wybrnęła odpowiadając na pytanie (zdaje się, że ze dwadzieścia lat przebywa za granicą, sprawnie posługuje się językiem angielskim – dlatego pewne ten koszmarek językowy jej  nie zdziwił). Odpowiedziała, że „resetować się” czasu jeszcze nie miała i ma nadzieję, że „zresetuje się” dopiero po 10 kwietnia.
A o co właściwie tak naprawdę chodziło obu paniom z tym „resetowaniem się”? Zapewne o jakieś odreagowanie emocji po etapie trudnej pracy, pozbycie się stresu, wyciszenie wewnętrzne, odpoczynek psychiczny. Czyż wymienione przeze mnie synonimy nie byłyby zgrabniejsze? Potem przeczytałam sobie jeszcze profil pani Bartmańskiej i dowiedziałam się, że jest redaktorką serwisu „Życie gwiazd” „Grupa Onet.pl”  i może warto by było, żeby jednak swój warsztat dziennikarski tam pilnie  nadal szlifowała, a nie brała się za prowadzenie wywiadów na poważne tematy. Celebrytów (słowo robiące obecnie karierę w mediach) może pytać o to jak „resetują się” po ciężkim dniu.

A na takiej stronce  znalazłam jeszcze jedną definicję: resetować się - (od ang. reset) celowe odreagowanie alkoholowe; upić się do utraty świadomości.
Przeczytałam też tam dialog udowadniający znaczenie związku wyrazowego „resetować się”:
-Roman,co ty dzisiaj taki przedwczorajszy?
-A...stara mnie wnerwiła i się musiałem zresetować.

Odprężywszy się dzisiaj nieco po ciężkim tygodniu pokazuję:

A ) prezent z rozdawajki od anabell :
której bardzo, bardzo dziękuję - bo naszyjnik mnie zauroczył, kiedy zobaczyłam go na  jej blogu.

B) symptomy wiosny w mojej okolicy:


C) prezent, który sprawiłam sobie z okazji bez okazji: druty „KnitPro” metalowe:



Kiedy zakosztowałam robótkowania na addikach (a kupiłam sobie niemal wszystkie rozmiary, niektóre  po dwa komplety), przestałam robić na innych drutach. "KnitPro" zapowiadają się równie ciekawie – mają ostrzejsze szpice i lepiej nadają się do włóczek np. rozwarstwiających się. W każdym razie zrobiłam sobie na tych drutach próbkę i robota na nich zapowiada się rewelacyjnie. Mało tego przełożyłam dotychczasową robótkę na  "KnitPro" 4 mm i  na nich "jadę" dalej. Oczywiście kombinowałam (jak koń pod górę) z kluczykiem dodanym  do kompletu, a mającym się przydać do skręcania drutów z żyłką i rozgryzałam   jego działanie, by w końcu na "Forum u Maranty" przeczytać, że kluczyk owszem służy tylko  do lepszego obracania druta podczas skręcania i wcale nie ma zadania, które klasycznie kluczom przypisujemy...

wtorek, 5 kwietnia 2011

Kapliczki przydrożne. Przy drodze do Dobrej

Przy drodze do Dobrej  widzieliśmy  kapliczki. Odremontowane, odnowione, nawet uwspółcześnione zachowały jednak dawny klimat  przydrożnych kapliczek. Ta - odnowiona w 2009 r.  ze starą  rzeźbą twórcy ludowego przedstawiającą świętego Jana Nepomucena przykuła wzrok właśnie figurą świętego:


Zbliżenie:



*   *   *
Dzisiaj "elektronika" jakoś sprzysięgła się przeciwko mnie. Najpierw przez kilka godzin nie było  internetu. Po telefonie  do dostawcy i obiecankach, że   pracownik do mnie przyjdzie - poprawiło się (pracownik nie przyszedł). Potem  okazało się, że w moim telefonie wysiadł głośnik, nie ma sygnału dźwiękowego, nie można odtwarzać  muzyki i nie dzwoni budzik. Sprawdziłam wszystkie ustawienia,  pozmieniałam na najgłośniejsze i nic. Jest to szczególnie bolesne, bo telefon służy mi również jako budzik (a sprawnego budzika w domu nie ma i jak tu wstać do pracy?!). Awaryjny aparat jest u Matyldy. Będę musiała  poprzeglądać jakieś inne "trupy" zalegające w domu, bo mój pewnie powędruje do naprawy...  Robótkowo powoli -  rozpoczął się sezon ogrodowy i głównie pracuję w ogrodzie, na razie  przy pracach porządkowych.

niedziela, 3 kwietnia 2011

Sweter z motywem liści

Zaczynany  przynajmniej  trzy razy. Za każdym razem okazywało się, że to nie jest to, co miało wyjść. Miał być z tej włóczki najpierw Miette, potem Audrey, ale wydała mi się za gruba. Właściwie to robiłam  sweterek na zimę, ale nie zążyłam i skończyłam  dopiero teraz - z wielką niechęcią. Włóczka 100% wełny - wcześniej przykładana do szyi i twarzy - nie gryzła, w wyrobie drapie. Cardigan musi być wkładany na jakąś bluzkę. Zresztą dziwna ta wełna jakaś, w motku delikatna i puszysta,  miękka i niegryząca. Na drutach  jakoś sztywniała i wyrób wyglądał tak, jak robiony  z drutu. Dopiero po namoczeniu i wypłukaniu w płynie zmiękczjącym sweter  wydelikatniał (ale nie przestał podgryzać).

Druty 4 mm; włoczka 100% wełny, zużycie 400 g

Sweter robiony całkowicie bezszwowo od dołu, w całości: przody i plecy; rękawy  z główką wykonane od góry (po zrobieniu główki) na okrągło.


Na przodzie wzdłuż plisy motyw wzoru liściowego:


Wzór  liściowy

Tak wygląda łączenie rękawa i  pachy swetra przy metodzie  robienia rękawów od góry

No to skoro już wiosna - to zniosłam dzisiaj  ze strychu  siatę  włóczek bawełnianych. Czas robić swetry z bawełny. A wełny pochować, by sięgnąć po nie dopiero w jesieni.

piątek, 1 kwietnia 2011

Cerkiew w Dobrej

Dobra (do 1949 r. wieś podzielona była na Dobrą Szlachecką i Dobrą Rustykalną) – położona na zachodnim skraju Pogórza Przemyskiego nad Sanem (województwo podkarpackie, powiat sanocki). Wieś lokowana w 1402 r. W 1870 r. liczyła 1275 mieszkańców oraz 254 domy.  Do roku 1772 wieś znajdowała się w starostwie mrzygłodzkim, w ekonomii samborskiej, klucz ulucki. Do roku 1882 w powiecie dobromilskim, następnie w powiecie brzozowskim w austriackiej prowincji Galicja.
W okresie I Rzeczypospolitej należała do dóbr królewskich. W roku 1772 została sprzedana Piotrowi Starzyńskiemu, po roku 1785 została ponownie reinkamerowana. Od roku 1828 własność Kaliksta Dobrzańskiego i Teodora Tergonde.

Na niewielkim wzniesienu w centrum wsi posadowiono cerkiew - obecnie kościół p.w. Podwyższenia Krzyża Świętego. Cerkiew zbudowano w 1897 r., a od 1946 r. pełni funkcję kościoła.


Konstrukcja  cerkwi zrębowa, oszalowana. Bryła trójdzielna: prezbiterium, nawa i babiniec. Każda z części kryta osobnym kalenicowym dachem.


Polichromię wewnątrz malowali w latach 1899- 1904 Antoni i Michał Bogdańscy, którzy rówież są autorami ikonostasu w stylu klasycystycznym.





Jednak prawdziwą perełką architektoniczną jest trójkodygnacyjna dzwonnica bramna, przez którą prowadzi wejście  na teren przycierkiewny:


Według tradycji  była kiedyś samodzielną cerkwią, pełniąc jednocześnie funkcję obronną. Budowla pochodzi z XVII w. (górne partie XVIII w.). Zbudowana na rzucie kwadretu, dół  murowany. Drugą kodygnację stanowi  zrębowa kaplica nakryta stropem balowym z gankiem wspartym na słupach z zastrzałami.


Najwyższa kondygnacja o konstukcji słupowej nakryta  gontowym dachem namiotowym - mieszczą sie tam dwa  dzwony z XVII w.

 Detale dzwonnicy -  cerkwi: wejście - drabina;  mur kamienny;  górne zdjęcie - widok od strony dziedzińca

Nieopodal zespołu cerkiewnego  stoi  dawna rozłożysta plebania - dziś opuszczona:

 
a szkoda, gdyż budynek jest piękny (zapewne niezbyt opłacalny jest jego remont).
Stary kamienny pomnik na terenie przycerkiewnym:
 


Kiedy rankiem w niedzielę przyjechaliśmy do Dobrej - właśnie trwała msza.  Pogoda mroźna, jednak  mocne słońce i kryształowe powietrze pozwoliły wykonać  chyba nie najgorsze  zdjęcia. Zachwyciliśmy się tam właśnie tą  piękną dzwonnicą-cerkiewką na pierwszym planie zespołu cerkiewnego.

Literatura
2.Magdalena, Artur Michniewscy, Marta Duda: "Cerkwie drewniane Karpat. Polska i Słowacja". Pruszków 2003.