Strony

środa, 27 marca 2013

Świąteczne przygotowania

dopiero przede mną. Jutro sprzątanie i gotowanie. A dziś jeszcze serwetki płócienne obrobione koroneczkami. W zamyśle przeznaczone są do koszyka z pieczywem:





Schemat koronki serwetki w kratkę
 
I jeszcze pierwsze dni wiosny Anno Domini 2013:
 
 
 


 

sobota, 23 marca 2013

Pierwszy wiosenny spacer

Dzisiaj wybraliśmy się do ogrodu/chałupy. W planach było wędzenie szynek na święta. Na szczęście obyło się bez opadów śniegu (wczoraj intensywnie sypało niemal przez cały dzień). Pogoda dopisała. W południowym, marcowym słońcu było bardzo ciepło. Psy dzielnie  łapami miesiły błoto na odśnieżonym odcinku  trawnika. Wspaniale w słońcu skrzył się bielusieńki śnieg... No czułam się tak, jakbyśmy się szykowali do bożonarodzeniowych świąt. Samochodem na górę nie dało się wjechać, więc wiadra z wędlinami musieliśmy wtaszczyć. Mąż zajął się rozhajcowaniem ognia pod kanałem wędzalniczym, a ja sprzątaniem. Psy czekały na spacer.


 


W końcu poszłam z nimi do lasu. Oj nieprosta to była wyprawa, śniegu sporo napadało, ścieżki nieprzetarte (no bo kto o zdrowych zmysłach hasa po lesie, w którym leży marcowego śniegu niemal po kolana). Tolka wytropiła sarnę, którą z głośnym wrzaskiem przegnała, ja znalazłam wierzbę z baziami.




Kiedy jednak zaszło słońce, gwałtowny chłód spłynął do ogrodu. W jednej chwili poczuło się mróz. Na szczęście finalizowaliśmy już wędzenie.

To początek wędzenia

Teraz w domu miesza się zapach kwitnących hiacyntów i świeżej wędzonki. Pijemy gorącą herbatę i grzejemy się pod kocami.

czwartek, 21 marca 2013

Chusty ludowe raz jeszcze


Nie tak dawno pokazałam na swym  blogu chusty ludowe znajdujące się w moim posiadaniu. Ich prezentacja  spowodowała, że odezwało się wiele osób, które podobnie jak ja, takie chusty lubią i noszą, albo wspominają z sentymentem, że w domach rodzinnych podobne należały do babć, cioć itp. Jedna z komentatorek oslun tak wprowadza mnie i moje Czytelniczki w świat chust ludowych:

Takie kwieciste chusty i chustki kiedyś nosiły wszystkie wiejskie kobiety. Moje babcie mówiły na nie "szalinówki". Były jeszcze grubsze, większe chusty, bardzo miękkie zwane "puchówkami" - podejrzewam, że w składzie miały kozi puch (czyli moher). Były bardzo lekkie i ciepluteńkie, często nakładano je trochę starszym dzieciom na kurteczkę lub płaszczyk. Ostatnio miałam taką na sobie rok temu, ale nie kupiłam - pańcia chciała za nią 600 PLN - pewnie była tyle warta, ale... No i były jeszcze wielkie chusty w kratę tkane, najczęściej w brązach lub zieleniach - te nazywały się po prostu chustami i w nich często maleńkie dzieci noszono. To były wspomnienia z dzieciństwa z czasów wczesnego Gomułki. Pozdrawiam, wielbicielka chust i ludowości wszelakiej.

Oslun przypomniała mi młodość i dzieciństwo; w pamięci pojawiły mi się widziane kiedyś kobiety wiejskie okutane właśnie w wielkie kraciaste wełniane chusty. 

Zdjęcie z książki Stefana Stefańskiego: "Kartki z niedawnej przeszłości Sanoka". Sanok 1991 r.
Wydano nakładem własnym autora: 30 egzemplarzy numerowanych i podpisanych
(mam nr 20 książeczki)
I jeszcze inne wspomnienie: ponad  25 lat temu byłam ze znajomymi w Tylmanowej. Zapamiętałam drewniany kościółek i wiejskie kobiety, które w ludowych chustach na głowie przyszły na mszę. Z tyłu kościoła patrzyłam na taki obrazek: wspaniałe zdobienia wnętrza kościoła i trójkąty chustek na głowach kobiet. 

No i nie byłabym sobą gdybym nie podjęła "badań" związanych z chustami.
Na szczęście polscy etnografowie dość skrupulatnie opisują stroje regionalne, których niezbędnym elementem były chusty. I tak dowiedziałam się, że te chusty produkowane w  fabrykach (wzór drukowany na tkaninie) zwane "szalinówki" (salinówki), jedwabnice, chusty tureckie, francuskie i szabasówki w latach trzydziestych ubiegłego wieku wyparły te ręcznie haftowane. Można je było kupić na  rynku (jarmarku) i od wędrownych sprzedawców.
Z kolei badacze kultury łęczyckiej tak wypowiadają się na temat chust ludowych:
W Łęczyckiem było wiele rodzajów chust. Spośród nich warto wymienić duże ciepłe chusty, jak baranówki czy chusty francuskie (też tureckie) czy nieco mniejsze szalinówki i chustki kamletowe (też kamelowe). Zwykle chusty były wzorzyste, przykładowo szalinówka miała duże kolorowe kwiaty wzdłuż boków, a chusta francuska – motywy wzorowane na orientalnych. Jednak typowa dla tych terenów chusta kamelowa jest jednobarwna, można powiedzieć, bardziej elegancka, stylowa. Jest to chusta „biała lub czarna, ręcznie robiona szydełkiem z wełny najczęściej wielbłądziej, o wymiarach 87 x 87 cm, 90 x 90 cm, 102 x 102 cm i 105 x 105 cm, składająca się z kwadratowego płata dzianiny („stołu”) wykończonego wzdłuż wszystkich boków koronką szydełkową i robioną na widełkach. Muzeum w Łęczycy, które m.in. patronuje projektowi rekonstrukcji łęczyckich chust kamelowych, posiada obecnie w zbiorach wyjątkowo ładne takie chusty, nie tylko białe i czarne, lecz także beżowe czy czerwone.
 
Aleksandra Perkowska pisze, że chusty góralskie nazwano tybetankami:
Tradycyjne góralskie chusty o charakterystycznym kwiecistym wzorze na jednobarwnym tle (czerwonym, kremowym, białym, zielonym, żółtym, czarnym czy ciemnoniebieskim) oryginalnie szyte były z tkaniny tybetowej. Tybet – bo tak brzmi ogólnie przyjęta nazwa tego materiału – to cienka tkanina o skośnym splocie, wyrabiana z wełny owiec lub kóz tybetańskich. Właśnie z niej pod koniec XIX w. szyto tradycyjne góralskie spódnice oraz chusty.
Chusty w stylu ludowym były bardzo modne chyba ze trzy lata temu, teraz nadal pojawiają się czasem na ulicy. Maria Sadowska zainspirowana chustami ludowymi zaprojektowała bluzy z takich "chuścianych" materiałów.
Usiłowałam znaleźć miejsca, gdzie można kupić porządne chusty ludowe. Rezultat raczej mierny: takie chusty kupimy zapewne w sklepach Cepelii, może na stoiskach w krakowskich Sukiennicach oraz innych sklepach promujących rękodzieło. Wiele chust (zdaje się, że produkcji chińskiej) wyrzuci nam wyszukiwarka Allegro po wpisaniu hasła: "chusta ludowa". Są to jednak głównie chusty bawełniane. Ładne i myślę dobrej jakości wełniane i jedwabne oraz bawełniane znalazłam w sklepie internetowym Beskid Art Deco.
A na koniec jeszcze zdjęcia chust (które też dostałam od mamy), które kiedyś tam były kupione na targu od Ukrainek:





Są z prawdziwej wełny i gryzą niesamowicie, a ta w kolorze popielato-ziemistym jest rewelacyjnie ciepła i wkładam ją niekiedy w największe mrozy.

poniedziałek, 18 marca 2013

Zimowa aura

sprzyjała drobnym robótkom i odrabianiu zaległości. Nie dało się wybrać na jakiś sensowny spacer, gdyż obfite  opady śniegu i nieprzetarte trasy zwyczajnie to uniemożliwiły.  Psy wędrujące tylko przedeptanymi ścieżkami zupełnie się nie wybiegały. Stąd w domu zaczepki, przynoszenie zabawek, prowokowanie do zabawy. W końcu wyjęłam maszynę do szycia i poza drobnymi reperacjami uszyłam okrągły wsad do poduszki (tej):


 i wszyłam suwak:
 

Mam wrażenie, że poduszka zyskała dzięki temu regularnemu kształtowi.
Przyszyłam też do dwóch ścierek szydełkowe taśmy:


Te koronki robiłam osobno i przyszyłam na maszynie. Tutaj  ścierki jeszcze przed praniem.
Na drutach mam duży, żmudny, ale łatwy projekt. Tak że nie wiem, kiedy będzie coś sensownego do pokazania.

piątek, 15 marca 2013

Marzec

Marcowa zima pokazała co potrafi. Śniegu spadło pewnie ponad pół metra. Nawet nie zakładałam, że dzisiaj do pracy nie pojadę samochodem. Rano pięknie autko odśnieżyłam, odkopałam z zaspy. I... kiedy znalazłam się na głównej drodze już wiedziałam, że nie była to dobra decyzja. Jednak jeszcze desperacko postanowiłam jechać (w porywach na dwójce), bo autem nosiło, że ho, ho (mam opony zimowe). Zrezygnowałam z podjazdu do miasta tzw. "okopiskiem" czyli wjazdem do centrum pod stromą górę. Zdecydowałam się na obwodnicę i po chwili skonstatowałam, że jedyną słuszną decyzją jest powrót na przyblokowy parking. Jednokierunkowa szosa uniemożliwiała zawrócenie. Znalazłam się w potężnym korku, auta stały i już. W końcu pokonawszy w ciągu 30 minut trasę, którą zwykle robię w 5 minut  - szczęśliwie wylądowałam na parkingu pod blokiem. Zamknęłam auto i przez zaspy ruszyłam na przystanek autobusowy. Autobus był spóźniony jakieś pół godziny. W pracy byłam prawie po dwóch godzinach od wyruszenia z domu... Jakoś szczęśliwie wróciłam, też autobusem.


Tak wyglądała przelotowa ulica w mieście
 
A tak inne
 
 Zasypany samochód przy głównej drodze
 
 
Osiedlowe parkingi
 
Psy niepocieszone musiały się zaspokoić spacerem po osiedlu, na który szlaki także były nieprzetarte. Niemożliwością było wyruszyć gdziekolwiek czy to samochodem, czy na piechotę.

Śnieg sprawiał psom wiele radości, ludziom wprost przeciwnie
 

Tolka tonęła w białym puchu, jednak odważnie podążała za "Dużą", piszcząc przeraźliwie
 
Popołudnie spędziliśmy nie wyściubiając nosa z domu.

środa, 13 marca 2013

Berety

szydełkowe, które prezentuję dzisiaj, to nic nowego. Zrobiłam je wypróbowanym wzorem jodełkowym. Wiosna tuż, tuż - w czapach za gorąco, bez nakrycia głowy za zimno, wobec tego  mamy idealną porę na berety.


Taki beret robi się błyskawicznie - jeden wieczór i ma się nowe  nakrycie głowy.


Można wykorzystac resztki włóczek (grubość 400 - 500 m/100g). Oczywiście na ten beret nie wychodzi 100 g, tylko (w zależności od nitki) 50-60 g. Te berety powstały: popielaty z "Kocurka", w kolorze wielbładzim z jakiejś resztki akrylu, biały/ekri  z włóczki skarpetkowej (25% poliester, 75% wełna). Używałam szydełka Tulip 2,1 mm.

niedziela, 10 marca 2013

Rustykalne chusty

Pragnę dzisiaj pokazać chusty rustykalne, które mam i oczywiście noszę zamiennie z chustami dzianinowymi. Właściwie wszystkie te chusty dostałam od mamy. Niektóre mają już bardzo dużo lat (20 - 30). Ale jak widać na zdjęciach zachowały się znakomicie. Są to w większości chusty wełniane.
Ta jest jedną z najstarszych - dostałam ją jeszcze wtedy, kiedy studiowałam.  Z czasów studiów mam jeszcze jedną czarną, którą teraz używa Matylda. Kilka lat temu dorobiłam tej chuście frędzle:

 

A tej chusty prawie nie używałam do tej pory:


Jest prawie jak nowa; wczoraj wzbogaciłąm ją o frędzle:


Ta piękna, wielka, bordowa chusta ma około 25 lat. Rozmiar to kwadrat 1,5 m/1,5 m, a więc jest olbrzymia. Kiedyś bardzo wiele ją nosiłam, zarzucając na kurtki i płaszcze:



A tę czarną (kwadrat 92 cm/92 cm) ze swych przepastnych szaf wyciągnęła mama jakieś dwa lata temu i podarowała Matyldzie. Frędzle zaczęłam w tamtym roku (zrobiłam dwa boki i potem "pary" zabrakło) - dokończyłam w tym tygodniu. Wiązanie, bagatelka, "siatki" z trzech  oczek - to praca, która zajęła mi 6 godzin. Jednak z frędzlami chusta znacznie zyskuje.


 

Tę we wzory tureckie  (rozmiar 118 cm/118 cm) dostałam w tym roku. Jest na swój sposób równie piękna:


Zastanawiam się czy jej też dowiązać frędzle?


A te niewielką (również wzór turecki), bardzo lubię i noszę najczęściej pod kurtkę czy płaszcz:



Ma też ze 20 lat. Kilka lat temu dowiązałam jej frędzle i zyskała na wyglądzie.
Mam jeszcze jedną chustkę wełnianą po babci (ma pewnie ze 40 lat; babcia nie żyje już 20) - najczęściej noszę ją do skórzanych kurtek (kolor rudawy, wzór nierustykalny). Ma dla mnie szczególne, sentymentalne znaczenie.

Oczywiście wiem, że znów nie każdemu się takie chusty spodobają. Ja takie lubię i noszę. A dla Czytelniczek niech będą ciekawostką. Uważam, że z powodzeniem można łączyć tego typu chusty i ze skórzaną kurtką, i dżinasami.

sobota, 9 marca 2013

Kapliczki przydrożne. Kapliczka w Niebieszczanach - naprzeciwko dworu

Przyciaga wzrok oryginalną niebieskością, bo na taki kolor została pomalowana:


Niewątpliwie jest dość starą budowlą, krytą dwuspadowym, blaszanym daszkiem. W  środuku figura Jana Nepomucena: