Strony

wtorek, 30 sierpnia 2011

Stacja kolejowa w Zagórzu

wciąż  wygląda tak, jakby czas się na niej zatrzymał. Bryła budynku jest taka, jak w czasach kiedy  budowano dworzec, jednak remonty z czasów PRL-u uczyniły z niego szarą, smutną budowlę.



Dworzec w Zagórzu  znajduje się na trasie tzw. Galicyjskiej Kolei Transwersalnej - są to linie kolejowe wybudowane  przez Austriaków (po podpisaniu  przez cesarza  Franciszka Józefa w 1872 r. ustawy o ich budowie). W 1884 r. zakończono  jedną z największych inwestycji kolejowych. Powstało kilka linii: Czadca -Zwardoń - Żywiec - Sucha Beskidzka - Chabówka - Limanowa - Nowy Sącz (z odgałęzieniem: Sucha - Skawina - Podgórze (Kraków Płaszów) oraz Skawina - Oświęcim); Stróże - Jasło - Sanok - Zagórz (z odgałęzieniem do Gorlic) oraz Chyrplin - Buczacz - Czortków - Husiatyn. Zbudowano 556 km linii kolejowych, wydano ponad 35 mln guldenów - była to jedna z największych inwestycji  monarchii habsburskiej. Poza znaczeniem  strategicznym kolej ta miała  znaczenie gospodarcze; przyczyniła się do rozwoju  przemysłu na Podkarpaciu, umożliwiła  na większa skalę wydobycie i przetwórstwo ropy naftowej  w okolicach Jasła i Krosna oraz eksploatację  lasów karpackich.

 Pusta, smutna, stara stacja...

ale zachowały się jeszcze piękne megafony  

i stara tablica informująca podróżnych

Budowę dworca kolejowego w Zagórzu ukończono w1917. W tamtych czasach miejscowość była maleńką, biedną wioską. Dzięki kolei rozwinęła się i stała miasteczkiem kolejarzy. 




Gdy zajrzymy do pierwszego  dla linii transwersalnej rozkładu  jazdy, zauważymy że w tym początkowym okresie  na każdym  z jej odcinków podróżni mieli do wyboru  zaledwie dwa pociągi na dobę w każdym kierunku. Były to pociągi  mieszane, a więc złożone z wagonów  osobowych  (I, II, III klasy) oraz towarowych. Fakt ten wpływał  decydująco na czasy przejazdów. Przykładowo: najszybszy pociąg  z Chabówki do Nowego Sącza jechał w 1884 r. 3 godz. i 56 min. (obecnie 2 godz. i 31 min.), a ze Stróż do Zagórza - 6 godz. 30 min. (teraz 3 godz. 38 min.). (za Marek Gręplowski).


Źródło:
Marek Gręplowski: "110 lat kolei Transwersalnej".
http://pl.wikipedia.org/wiki/Zag%C3%B3rz_(stacja_kolejowa)

niedziela, 28 sierpnia 2011

O firance na drutach i drutach

Wymyśliłam, że przydałaby mi się nowa firanka do kuchni. Tym razem jednak zrobiona na drutach. Przekopawszy zapasy, znalazłam nawet biały kordonek, który by się nadał. Potem myślałam nad wyborem wzoru. Sięgnęłam więc do starych zasobów książkowych szukając inspiracji:


Wzoru z tej książki nie wybrałam, chociaż kilka z nich przykuło moją uwagę:

Firanka "paprocie"

Firanka "supełki"


Zrobiłam nawet próbkę ażuru, który wydaje mi się, że wpasowuje się w moją wizję spadających kropli wody:

Próbka robiona na różnych rozmiarach drutów

I na razie tyle, bo czasu na wykonanie firanki w najbliższym okresie nie będzie...
Jednak jeden z fragmentów rzeczonej książeczki o firankach szczególnie przykuł moją uwagę. Książka została wydana w 1962 r., kiedy to jeszcze w Polsce nie można było kupić drutów, których końcówki połączone  zostały żyłką. Wydaje mi się, że w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku chyba już takie druty  można było dostać. Wiem, że później kupowałam nawet takie, które  świetnie nadawały się do podróży w pociągu, gdyż chociaż niepołączone  w jeden drut, miały  krótkie żyłki zakończone  zaślepkami:


Autorka książki pani Helena Gawrońska spory fragment wprowadzenia poświęca technice przygotowania odpowiednich drutów. Radzi też, jak uporać się z problemem dużej liczby oczek, kiedy  dysponuje się tylko drutami drewnianymi:


Tradycyjne metody: sznurek, korek jako zaślepki oraz drewniane druty, które "potrafi zrobić każdy tokarz" - zdecydowanie odeszły do lamusa.

Pamiętam, że moja mama miała takie drewniane druty wystrugiwane przez ojca oraz bardzo cieniutkie robione ze szprych rowerowych. Potem, kiedy  NRD otworzyło dla nas sklepy (na wycieczkach), kupowało się  tam akcesoria robótkowe,  m.in. właśnie druty z żyłką. Dziś mam cała szufladę  drutów plastikowych oraz z żyłką, a jednak przesiadłam się na "mercedesy", jak określiła eenyoo druty nowej generacji (mam na myśli druty KnitPro i Addi), a próby powrotu do starych, kończą się fiaskiem.

sobota, 27 sierpnia 2011

Kapliczki przydrożne. W Sanoku przy ul. Lipińskiego

Kapliczka pod wezwaniem Opatrzności Bożej przy ulicy Lipińskiego obok dworca autobusowego. Zwana „kapliczką Pani Ryniakowej” od nazwiska fundatorki w podziękowaniu  za uzdrowienie męża. Wybudowana w XIX wieku.
 


Odnowiona w latach 2003-2007. Poświęcona 23 maja 2007 roku przez ks. bpa Adama Szala. Znajdują się na niej dwie tablice pamiątkowe.


Pamiętam  jeszcze dawną rozsypującą się ze starości. Ta nowa imponuje ładnymi wykończeniami i detalami, ale właściwie została zbudowana na nowo (odtworzona).  Nie wiem czy to co zostało z dawnej kapliczki nadawało się do renowacji, czy  faktycznie  trzeba było odbudować od podstaw? Możliwe, że tak.


 

Detale:



czwartek, 25 sierpnia 2011

Bluzeczka "Pati"

Prezentuję mój projekt bluzeczki "Pati". Przyda się jeszcze na ciepłe wrześniowe dni:

Druty 3,5 mm; włóczka "Mariposa" 125 m/50 g; 100% bawełna; zużycie 300 g

Wymyśliłam taką bluzeczkę dla  córki. Jest robiona bezszwowo od góry; rękawek: mała bufka, naszywane kieszonki, wykończenie sznureczkiem przy dekolcie, rękawkach i kieszeniach, zapinana na 15  guziczków.



Bluzka może być noszona do spodni (nawet krótkich, tak jak na fotce) oraz do spódniczek.
Przy dekolcie zrobiłam wzorek - ażurek na podobieństwo Audrey - jednak ażur był robiony od góry, więc układa się nieco inaczej, aniżeli przy swetrze  robionym od dołu.

Tutaj na płasko- podczas suszenia

Tak prezentuje się kieszonka - robiona tym razem od dołu i potem wykańczana sznureczkiem:


I jeszcze zbliżenie na rękawek:


Szczegóły - jak  bluzka zrobiona - innym razem.

środa, 24 sierpnia 2011

Dostałam

od koleżanek blogowych prezenty. Wszystkie śliczne i ofiarowane z serca. Przedstawię w kolejności otrzymywania.
Piękna karta imieninowa, wykonana drobniutkimi krzyżykami:

od Teni 

To już trzecia do kolekcji haftowana karta od Teresy - równie piękna, jak dwie pozostałe, które już oprawiłam sobie w ramki.

Komplet biżuterii  z ametystów:


Jest wyjątkowo piękny - zdjęcie nie oddaje jego urody i misternego wykonania. A ametysty, jak pisze twórczyni biżuterii: To taki "wyważony" kamień, a jeśli wierzyć w to  co o nim piszą, to:  daje nam harmonię ducha, wycisza, a jednocześnie wynosi nas ponad przeciętność, rozwija intuicję i zdolności parapsychiczne. Podobno, gdy ma się jakąś niedoskonałość na skórze należy to miejsce pocierać zwilżonym  ametystem.

Pierwsze w mym życiu wyłącznie na własność cacko frywolitkowe:


prześliczne  kolczyki w kolorze grafitowym.

Za wszystkie prezenty ogromnie dziękuję - cieszą mnie bardzo. Za anabell trzymam dodatkowo kciuki.

wtorek, 23 sierpnia 2011

Schyłek wakacji

jest niemożliwie upalny. Czas także kurczy się niewyobrażalnie. Jakoś na wszystko go brakuje... Do ogrodu zagląda jesień.  Niemrawo dojrzewa malina Polana, dopiero teraz rozkwitły budleje:


Bluzeczka "Pati" dla Matyldy dziś została wysłana do Krakowa. Będzie w sam raz na koniec lata, kiedy ranki i wieczory już zimniejsze. Dziecię obiecało zrobić zdjęcia całości na sobie, kiedy  mi je wyśle - pokażę na blogu. A na razie tylko detal:


I jeszcze  fotka na dzisiaj:


sobota, 20 sierpnia 2011

Lubię

rozpinane sweterki o klasycznym kroju (dało się to zapewne zauważyć na blogu, gdyż głównie takie właśnie wykonuję). Kiedy anpar na swym blogu i na  Forum u Maranty zachęcała do zrobienia małych rozpinanych sweterków oczywiście podjęłam wezwanie (podejmowanie  tegoż trwało i trwało...). Ostatecznie  zrobiłam (na razie jeden, bo w planach mam  następne):

Druty 2,5 mm; włóczka Virginia 100% bawełna, 417 m/100 g; zużycie 300 g

Zauroczyły mnie sweterki Penelope Cruz pokazywane na forum Osinki. Jednak wybrałam na pierwszy cieniutką Virginię (na głowę mi chyba padło, żeby to robić pojedynczą nitką na drutach 2,5 mm) i robiłam dość długo i żmudnie. A bawełniany dlatego, bo po pierwsze nie gryzie, po drugie  jest w sam raz - gdyż z domieszką wełny jest mi za gorąco (szczególnie w pracy). Nie robiłam jednak tym ażurem, jakim jest wykonany oryginał zielony Penelope, ponieważ uznałam, że mój z cienkiej bawełny będzie za bardzo dziurawy. W sumie z oryginału wzięłam fason (do szpica) i plisę wykończeniową. Wzór ażuru oryginału i plisy można znaleźć i na Forum u Maranty i na Osince.


Guziki w realu wyglądają lepiej - na fotce wyszły  trochę za jasno; a śmieszne są nieco, bo przypominają mi cukierki 

Bardzo podoba mi się jeszcze czerwony Penelope: 


Ma ładny ażur, wykończony został oczkami rakowymi i nie jest zapinany.
Ciekawie też wygląda ten w fiolecie:

Zdjęcie z filmu "Volver"

jednak nie podoba mi się aż tak ten ażur, którym został wykonany, więc takiego swetra robić nie będę.
Muszę się przyznać, że z tego mojego ostatniego sweterka jestem  w końcu zadowolona - po prostu czuję się w nim dobrze (ileż to człowiek ma na koncie  bluzek i sweterków, które ostatecznie nie satysfakcjonowały i spoczywają w czeluściach szafy)...

Weny

jakoś nie mam do blogowania, tzn. jakoś mam mało czasu na opracowanie  materiałów o kolejnych cerkiewkach, czy też przygotowanie posta o innej tematyce. Ten post zresztą miał się ukazać wczoraj, ale nie dało się niczego napisać (nie wiem czy z powodu kłopotów z bloggerem, czy internetem ogólnie). Dlatego  teraz tylko zapowiedź takiego sweterka:


oraz zdjęcie na dzisiaj:


środa, 17 sierpnia 2011

Kapliczki przydrożne. Kapliczka na pewnym osiedlu w Katowicach

Dzisiaj prezentuję zgoła nietypową kapliczkę. Nie jest to kapliczka z mojego regionu, ani taka, której zdjęcia wykonałam sama. Pokazuję ją jednak dlatego, że fotografie dostałam od pewnej pani opiekującej się nią, a poznanej  dzięki mojemu blogowi.

Foto E.K.

Figura Matki Boskiej znajduje się w Katowicach w otoczeniu wspaniałej zieleni i kwiatów, które urodę swą zawdzięczają opiece i trosce Pani  opiekującej się figurą:

 Foto E.K.

Foto E.K.

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

W ostatni

weekend  chyba cała Polska  wsiadła w samochody i ruszyła w podróż. Już w czwartek można było zaobserwować istne wariactwo. Pojechałam na obrzeża miasta, by kupić  fugę w proszku. Stałam w korku na wjeździe do miasta  minimum  pół godziny, przesuwając się  na jedynce po 2, 3 m. W sobotę do Zagórza odległego zaledwie 7 km od Sanoka jechaliśmy chyba  30 minut. Korek zaczynał się już na granicy miasta. Czyżby cała południowa Polska ruszyła w Bieszczady? Nie lepiej było wczoraj, kiedy chcieliśmy wrócić z ogrodu do domu - korek stał już od góry leskiej, toteż  zdecydowaliśmy wrócić do miasta objazdem wioskami i ze zwyczajowych  7 km zrobiło się 25 - niestety.
Pogoda była niezła, acz bez rewelacji - czuć już jesień w powietrzu. Kwitnie wrotycz i nawłoć, żółcieją trawy.



To chyba już niemal jedne z ostatnich letnich chwil biesiadowania w ogrodzie. Lato nie rozpieszczało, jesień może być wczesna.


Można uznać, że w ten weekend pogoda dopisała, było dość słonecznie, pomimo tego, że z ogrodu w sobotę wypędziła nas okrutna burza. Kiedy dojechaliśmy do Sanoka - okazało się, że tu nie spadła ani kropla deszczu. Dziś córka z zięciem wrócili do Krakowa, pozostała rodzina także się rozjechała. Z nami nadal został Czesio na wakacjach.