Miałam sześć niewielkich kawałków dymki, właściwie były to już serwetki, tyle, że brzydko obszyte na maszynie do szycia. Postanowiłam więc dać im szansę i ozdobić szydełkową koronką. Robótka nudnawa (sześć takich samych koronek). Szydełkowałam doraźnie (dobra robótka do kolejek). W końcu udało się sfinalizować zamierzenie. Wyprałam, wykrochmaliłam, wyprasowałam i oto są:
Na koronkę czeka jeszcze dymkowy obrus.
Strony
▼
piątek, 29 sierpnia 2014
wtorek, 26 sierpnia 2014
Znani w dzianinie. Adele
Kiedy opublikowałam post o modzie wśród celebrytów na dzianinowe kocyki niemowlęce, można było się zorientować, że piosenkarka Adele jest miłośniczką ubrań wykonanych z włóczki. Daje się to zauważyć na licznych zdjęciach - artystka przyłapana przez fotografów w sytuacjach prywatnych - występuje w dzianinowych strojach.
Na początek piękne stylizowane fotki Adele z dzianiną:
Piosenkarka w dzianinowych szatach skrywających kształty:
W swetrze w sploty warkoczowe:
Na początek piękne stylizowane fotki Adele z dzianiną:
Zdjęcie stąd
Zdjęcie stąd
Zdjęcie stąd
Zdjęcie stąd
Piosenkarka w dzianinowych szatach skrywających kształty:
Zdjęcie stąd
Zdjęcie stąd
Zdjęcie stąd
W swetrze w sploty warkoczowe:
Zdjęcie stąd
niedziela, 24 sierpnia 2014
Jeszcze jeden bambus. Bluzka oversize (3)
Tak wiem, wiem, że robi się nudno, gdyż te bluzki były już tu i tu, a pokazywanie następnej takiej samej to już przesada...
Wobec tego zgódźmy się, że prezentuję ten sweterek tylko z obowiązku kronikarskiego. Pisać nie ma co więcej - wszystkie informacje zostały zawarte w poprzednich postach o tych bluzkach. Ta jest kolejna, identyczna rozmiarowo; kolor jaśniutki beż i niebieski:
Bluzka już noszona (zrobiłam ją ze trzy tygodnie temu); nie było jednak okazji, by zrobić fotki.
Wobec tego zgódźmy się, że prezentuję ten sweterek tylko z obowiązku kronikarskiego. Pisać nie ma co więcej - wszystkie informacje zostały zawarte w poprzednich postach o tych bluzkach. Ta jest kolejna, identyczna rozmiarowo; kolor jaśniutki beż i niebieski:
Bluzka już noszona (zrobiłam ją ze trzy tygodnie temu); nie było jednak okazji, by zrobić fotki.
sobota, 23 sierpnia 2014
Kresy Wschodnie 2014 r.(2). Hajda na Huculszczyznę - Kołomyja
Miastem docelowym (w pierwszym etapie wycieczki) stała się dla nas Kołomyja - tam zatrzymaliśmy się w hotelu i spędziliśmy w nim dwie noce. Do miasteczka uznawanego za centrum sztuki huculskiej dotarliśmy wczesnym popołudniem. Nie było się co zastanawiać i żeby zdążyć przed zamknięciem - ruszyliśmy do Muzeum Huculszczyzny i Pokucia. Muzeum gromadzi zbiory w działach: artystycznej obróbki drewna (rzeźba, inkrustacja, wypalanie), obróbki metalu i skóry, garncarstwa, tkaniny dekoracyjnej, kilimiarstwa, hafciarstwa i odzieży, a mieści się pięknej zabytkowej kamienicy z końca XIX w.
Zdjęć z ekspozycji nie ma, kupiliśmy natomiast informator, który po części zastąpił nam fotografie. Trzeba przyznać, że niektóre eksponaty robią wrażenie np. rzeźbione drewniane meble, misterne ozdoby czy kolekcja kilimów oraz ceramiki pokuckiej.
Następnie udaliśmy się do Muzeum Pisanek mieszczącym się w budynku w kształcie jaja. Muzeum powstało w 2000 r. w ramach przygotowań do kołomyjskiego festiwalu kultury huculskiej. W ekspozycji zaprezentowano pisanki robione różnymi technikami: malowane, wydrapywane, wyklejane, obszywane, haftowane, oblepiane materiałem, wydmuszki; jaja kurze, gęsie, strusie, ale i drewniane oraz kamienne. Pokaźna część ekspozycji prezentuje pisanki twórców ukraińskich.
Na Rynku miasteczka obsadzonym aksamitkami (jak u nas za dawnych czasów, zanim nastała moda na kamienne pustynie)
pooglądaliśmy ratusz (dawniej polski), w którym nadal mieści się obecna rada miasta. Wybudowany został w 1877 r. w stylu neorenesansowym. Zwieńczenie wieży zostało przebudowane po 1948 r. i stanowi obserwacyjny punkt przeciwpożarowy.
Podziwialiśmy też architekturę oryginalnych starych kamieniczek w miasteczku mających niewątpliwie polski rodowód:
Kolejno oglądaliśmy budowle sakralne.
Dawny rzymskokatolicki kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, obecnie cerkiew greckokatolicka położona przy ul. Hetmana Mazepy 2. Kościół został zbudowany w latach 1762–1772 i stał się znany dzięki cudownemu obrazowi Matki Boskiej Kołomyjsko-Pokuckiej, który po drugiej wojnie światowej trafił do kościoła parafialnego w Skomielnej Czarnej w powiecie myślenickim (w obecnej cerkwi od 1993 znajduje się jego kopia).
W 1946 kościół został zamieniony na dom dziecka – rozebrano wówczas szczyty świątyni, sygnaturkę oraz podzielono wnętrze stropami. W latach dziewięćdziesiątych XX w. budynek przejęła cerkiew greckokatolicka i częściowo zrekonstruowała. Obecnie mieści się tu cerkiew św. Jozefata:
Z Wielkiej Synagogi kołomyjskiej zniszczonej i spalonej podczas II wojny światowej ostało się niewiele:
Uwagę zwracają cerkwie.
Monumentalna wyrastającą przed oczyma w czasie wędrówek po mieście:
Katedralna pw. św. Michała Archanioła:
powstała na miejscu dawnego kościoła dominikańskiego. Konsekrowana w 1871 roku, za czasów ZSRR była użytkowana przez prawosławnych. Po 1990 r. odzyskana przez kościół greckokatolicki.
Zwiastowania Przenajświętszej Bogurodzicy – cerkiew prawosławna parafialna znajduje się przy ulicy Karpackiej (droga wylotowa do Iwano-Frankowska):
A na dawnym kościele jezuitów z 1896 r. pw. św. Ignacego Loyoli przy ul. Iwana Franko 20 zachowana tablica poświęcona Zygmuntowi Krasińskiemu:
Na uliczkach kołomyjskich targ:
I jeszcze akcent robótkowy - pasmanteria, do której wdarłam się niemal siłą - dziewczyna już zakończyła pracę i zamykała sklep - pozwoliła mi jednak zobaczyć wnętrze i zrobić zdjęcia:
A na koniec zdjęcia z wystawy "Nasze miasto", którą widzieliśmy w dwóch miejscach. Te znaleźliśmy, wędrując po mieście, na podwórku jakieś kamieniczki:
W takim budynku mieści się muzeum
Drzwi wejściowe
Plakaty informujące
Następnie udaliśmy się do Muzeum Pisanek mieszczącym się w budynku w kształcie jaja. Muzeum powstało w 2000 r. w ramach przygotowań do kołomyjskiego festiwalu kultury huculskiej. W ekspozycji zaprezentowano pisanki robione różnymi technikami: malowane, wydrapywane, wyklejane, obszywane, haftowane, oblepiane materiałem, wydmuszki; jaja kurze, gęsie, strusie, ale i drewniane oraz kamienne. Pokaźna część ekspozycji prezentuje pisanki twórców ukraińskich.
Na Rynku miasteczka obsadzonym aksamitkami (jak u nas za dawnych czasów, zanim nastała moda na kamienne pustynie)
pooglądaliśmy ratusz (dawniej polski), w którym nadal mieści się obecna rada miasta. Wybudowany został w 1877 r. w stylu neorenesansowym. Zwieńczenie wieży zostało przebudowane po 1948 r. i stanowi obserwacyjny punkt przeciwpożarowy.
Podziwialiśmy też architekturę oryginalnych starych kamieniczek w miasteczku mających niewątpliwie polski rodowód:
Kolejno oglądaliśmy budowle sakralne.
Dawny rzymskokatolicki kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny, obecnie cerkiew greckokatolicka położona przy ul. Hetmana Mazepy 2. Kościół został zbudowany w latach 1762–1772 i stał się znany dzięki cudownemu obrazowi Matki Boskiej Kołomyjsko-Pokuckiej, który po drugiej wojnie światowej trafił do kościoła parafialnego w Skomielnej Czarnej w powiecie myślenickim (w obecnej cerkwi od 1993 znajduje się jego kopia).
W 1946 kościół został zamieniony na dom dziecka – rozebrano wówczas szczyty świątyni, sygnaturkę oraz podzielono wnętrze stropami. W latach dziewięćdziesiątych XX w. budynek przejęła cerkiew greckokatolicka i częściowo zrekonstruowała. Obecnie mieści się tu cerkiew św. Jozefata:
Z Wielkiej Synagogi kołomyjskiej zniszczonej i spalonej podczas II wojny światowej ostało się niewiele:
Uwagę zwracają cerkwie.
Monumentalna wyrastającą przed oczyma w czasie wędrówek po mieście:
Katedralna pw. św. Michała Archanioła:
powstała na miejscu dawnego kościoła dominikańskiego. Konsekrowana w 1871 roku, za czasów ZSRR była użytkowana przez prawosławnych. Po 1990 r. odzyskana przez kościół greckokatolicki.
Zwiastowania Przenajświętszej Bogurodzicy – cerkiew prawosławna parafialna znajduje się przy ulicy Karpackiej (droga wylotowa do Iwano-Frankowska):
A na dawnym kościele jezuitów z 1896 r. pw. św. Ignacego Loyoli przy ul. Iwana Franko 20 zachowana tablica poświęcona Zygmuntowi Krasińskiemu:
Na uliczkach kołomyjskich targ:
I jeszcze akcent robótkowy - pasmanteria, do której wdarłam się niemal siłą - dziewczyna już zakończyła pracę i zamykała sklep - pozwoliła mi jednak zobaczyć wnętrze i zrobić zdjęcia:
A na koniec zdjęcia z wystawy "Nasze miasto", którą widzieliśmy w dwóch miejscach. Te znaleźliśmy, wędrując po mieście, na podwórku jakieś kamieniczki:
środa, 20 sierpnia 2014
Kresy Wschodnie 2014 r. (1). Dlaczego wracamy do Drohobycza
Wyjechaliśmy w piątek z Sanoka wcześnie rano, granicę przekroczyliśmy w Krościenku. W ogóle tym razem nie było żadnego czekania, ruch raczej niewielki. Wycieczek autokarowych nie ma - w obliczu obecnej sytuacji politycznej ludziska boją się wyjazdów (nawet zorganizowanych). Kiedy w Buczaczu rozmawialiśmy z panem, który pracuje tam w muzeum i jest jednocześnie przewodnikiem, powiedział nam, że w tym roku nie ma wycieczek, może było kilka. Porównawczo w poprzednich latach przyjeżdżały nawet po dwie dziennie. Jedynymi zwiedzającym z Polski są turyści, którzy wybierają się prywatnie. Nam wyjazd odradzano. Okazało się, że tu w zachodniej Ukrainie jest na razie bardzo spokojnie, zagrożenia żadnego nie ma, ludzie prowadzą normalny tryb życia. W telewizji, którą oglądaliśmy w pokoju hotelowym, pokazywane są migawki z frontu walk, wtedy też były jeszcze zdjęcia "białego konwoju".
Jeżeli opinię pani, którą podwoziliśmy do Bóbrki, można uznać za reprezentatywną, to ukraińska część społeczeństwa zamieszkująca te tereny nie wierzy, że wojna może dojść do granic Polski. Kobieta stwierdziła, że wschód Ukrainy identyfikuje się z Rosją (np. młodzi tam studiują), a zachód z Polską. Dodała też, że oni (ci ze wschodu) nie znają życia na zachodzie (w domyśle bardziej dostatniego). Powiedziała też: "popatrzcie, te wszystkie domy, które tu się buduje, to dzięki temu, że ludzie pracują w Polsce i we Włoszech".
No cóż czekamy na rozwój wypadków... Dlatego tyle w kwestii zagrożenia wojną.
Wracam do relacji z wycieczki. Dość szybko dotarliśmy do Drohobycza. Po drodze obejrzeliśmy, będący w remoncie, kościół św. Wawrzyńca w Chyrowie:
W Drohobyczu nie skupialiśmy się na wnikliwym zwiedzaniu zabytków, które widziałam poprzednim razem (relacja tu). Jednak nie można ich było zdecydowanie pominąć na naszej trasie wędrówki. Więc jeszcze raz odwiedziliśmy kościół św. Bartłomieja, w którym prace renowacyjne zdecydowanie się posunęły:
Chwilkę, jeszcze raz, zadumaliśmy się nad tablicą upamiętniającą miejsce śmierci Brunona Schulza:
Podziwialiśmy Wielką Synagogę zwana Chóralną (największa na terenie zachodniej Ukrainy i jedna z największych w Europie Środkowo-Wschodniej). Została zbudowana w latach 1842-1865.
Przez dziesięciolecia obiekt ulegał systematycznej degradacji i nie był remontowany.
Na początku lat 90. XX wieku synagoga została zwrócona lokalnej gminie żydowskiej. Obecnie odjęto przy niej prace remontowe.
Jeszcze rzut oka na miasteczko:
i targ:
A targ odbywa się tam w centrum miasta, na uliczkach nieopodal rynku. I nie są to wyłącznie stragany z owocami i warzywami, stoiska z ludowymi koszulami i bluzkami. Przyjeżdżają na targ "baby" handlujące tym, co spłodzi ziemia. Sprzedają swoje towary rozkładając na gazecie, tekturce: kukurydzę, pomidory, ogórki, ziemniaki, buraki, śliwki, grzyby itp. Obok siedzą te, które handlują mlekiem nalanym do plastikowych butelek i białym serem. A wszystko to w sercu - centrum miasteczka. Przy nich ogromne tłumy robiące sprawunki.
Jeżeli opinię pani, którą podwoziliśmy do Bóbrki, można uznać za reprezentatywną, to ukraińska część społeczeństwa zamieszkująca te tereny nie wierzy, że wojna może dojść do granic Polski. Kobieta stwierdziła, że wschód Ukrainy identyfikuje się z Rosją (np. młodzi tam studiują), a zachód z Polską. Dodała też, że oni (ci ze wschodu) nie znają życia na zachodzie (w domyśle bardziej dostatniego). Powiedziała też: "popatrzcie, te wszystkie domy, które tu się buduje, to dzięki temu, że ludzie pracują w Polsce i we Włoszech".
No cóż czekamy na rozwój wypadków... Dlatego tyle w kwestii zagrożenia wojną.
Wracam do relacji z wycieczki. Dość szybko dotarliśmy do Drohobycza. Po drodze obejrzeliśmy, będący w remoncie, kościół św. Wawrzyńca w Chyrowie:
Kościół p.w. św. Wawrzyńca został wybudowany na początku XVIII w. Po II wojnie światowej został zamknięty. Przez jakiś czas mieścił się tam magazyn, później dom kultury. W 2010 r. kościół zwrócono wiernym po 18 latach starań
W Drohobyczu nie skupialiśmy się na wnikliwym zwiedzaniu zabytków, które widziałam poprzednim razem (relacja tu). Jednak nie można ich było zdecydowanie pominąć na naszej trasie wędrówki. Więc jeszcze raz odwiedziliśmy kościół św. Bartłomieja, w którym prace renowacyjne zdecydowanie się posunęły:
Chwilkę, jeszcze raz, zadumaliśmy się nad tablicą upamiętniającą miejsce śmierci Brunona Schulza:
Podziwialiśmy Wielką Synagogę zwana Chóralną (największa na terenie zachodniej Ukrainy i jedna z największych w Europie Środkowo-Wschodniej). Została zbudowana w latach 1842-1865.
Podczas II wojny światowej, po wkroczeniu wojsk niemieckich do miasta, synagoga została zdewastowana i przeznaczona na magazyn soli. Po zakończeniu wojny mieścił się w niej sklep meblowy.
Przez dziesięciolecia obiekt ulegał systematycznej degradacji i nie był remontowany.
Na początku lat 90. XX wieku synagoga została zwrócona lokalnej gminie żydowskiej. Obecnie odjęto przy niej prace remontowe.
Jeszcze rzut oka na miasteczko:
i targ:
A targ odbywa się tam w centrum miasta, na uliczkach nieopodal rynku. I nie są to wyłącznie stragany z owocami i warzywami, stoiska z ludowymi koszulami i bluzkami. Przyjeżdżają na targ "baby" handlujące tym, co spłodzi ziemia. Sprzedają swoje towary rozkładając na gazecie, tekturce: kukurydzę, pomidory, ogórki, ziemniaki, buraki, śliwki, grzyby itp. Obok siedzą te, które handlują mlekiem nalanym do plastikowych butelek i białym serem. A wszystko to w sercu - centrum miasteczka. Przy nich ogromne tłumy robiące sprawunki.