W tym roku na kwitnienie knieci błotnej czekaliśmy jakoś długo. Już dawno widziałam żółte łany na innych podmokłych łąkach, a u nas ciągle niewiele.
W końcu zakwitły. Z dnia na dzień coraz piękniej pyszniły się do promieni słonecznych filtrowanych przez młode listki rosnących w lesie drzew.
Wybrałam się z psami sprawdzić "nasz stan posiadania" kaczeńców. Jest mniej, aniżeli w poprzednich latach (suchy zeszłoroczny rok zapewne się przysłużył). W tamtym roku po raz pierwszy od lat woda ciekła minimalnym strumykiem po dnie. Brak wody miał zdecydowanie negatywny wpływ na rośliny. Kłącza musiały powysychać. Ostały się te nad samym brzegiem strumienia i w najbardziej bagnistym miejscu.
Bardzo lubię kaczeńce , bo to kwiaty mojego dzieciństwa. Jest ich coraz mniej, to fakt, ale jeszcze można wiosną nacieszyć nimi oczy. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńJuż od lat nie widziałam kaczeńców. Podejrzewam, że wszędzie obniżył się poziom wód gruntowych co ma również wpływ na małe strumyki.Gdzieś wyczytałam, że Europa pomału stepowieje.
OdpowiedzUsuńMiłego;)
Kaczeńce rosły nad rzeką Kamienną, gdzie chodziłam na wycieczki w przedszkolu. Teraz w mojej okolicy trudno je znaleźć. Piękne kwiaty. Pozdrawiam majówkowo Antonino :-)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że jest ich coraz mniej, bardzo je lubię. To są tak śliczne kwiaty, no i ta ich wspaniała barwa. To piękne, że dbacie, by te kwiaty mogły żyć. Brawo. Pozdrawiam bardzo serdecznie i życzę miłych dni. :)
OdpowiedzUsuńJakie musiało być cudowne pole kaczeńcowe,żółte na tle ciemnych świecących liści,dobrze że tyle się ostało,jest oko na czym zawiesić.
OdpowiedzUsuńPrzepiękny zakątek!!!
OdpowiedzUsuń