Strony

wtorek, 27 lutego 2018

Hirek

Hirkowe ferie zimowe wypadły w tym roku na przełomie grudnia i stycznia, potem jeszcze spędził u nas jeden lutowy tydzień. Zajmowaliśmy się pieskiem, jak potrafiliśmy. Dbałam o dobre jedzonko i o to, by psina się wybiegała. Chodziliśmy na długie wyprawy. Temperatura była często plusowa, co oznaczało błoto, a więc mycie po każdej wędrówce. Po noworocznej ucieczce zamówiłam mu identyfikator (gdyby mu jeszcze przyszło do łebka dawać nogę). Na szczęście "chłopaczysko" już nie uciekało, zresztą brałam go na smycz w newralgicznych miejscach naszej wędrówki. Mam wrażenie, że czuł się u nas bardzo dobrze w towarzystwie swej nowej sfory (czyli naszych psich "dziewcząt").



Tak leżymy z panem
 


 
Piesek zupełnie dobrze się zaaklimatyzował, przyzwyczaił do zwyczajów domu. No i oczywiście zawojował pana (mojego męża), a uwielbienie swoje wyrażał faktem, że układał się obok niego na wersalce. Hiruś raczej nie lubi leżeć koło człowieka, bo szybko mu się robi gorąco, ale koło męża leżał do góry łapami.


Nie ukrywam, też do pieska się przyzwyczaiłam. Jednak wakacje kiedyś się kończą i wrócił do swego domku w Krakowie. Mam nadzieję, że na wakacjach letnich zostanie u nas dłużej.










Powyższe zdjęcia ze wspólnej psiej akcji kopania dziury na "czołgowisku"
i niuchania za myszami, nornicami?
 

Faktem jest, że musiałam więcej chodzić, żeby wybiegać pieska, który jest w sile wieku - w styczniu skończył dwa lata. Były też momenty, że trzeba było rozsądzać "spory" miedzy Hirkiem i Ifą. Chłopisko podejmowało próby zdominowania "starszej damy", która chociaż zgodnie z nim czekała na kąski w kuchni i nie zabierała przeznaczonych dla niego, dawała jednak do zrozumienia "kto tu rządzi". Na wyprzódki zajmowali miejsce na kocyku przy moim łóżku, kiedy szłam spać do swojego pokoju. Które pierwsze się zorientowało - spało u mnie, drugie musiało wracać na swoje legowisko

 Tola
 



A tu Hiruś (właściwie Hiskiasz) jako mały piesek - zdjęcia pochodzą ze strony hodowcy psów "Melodia Szczurołapa" na  Facebooku:



sobota, 24 lutego 2018

Torebki szydełkowe dla dziewczynek

Torebki szydełkowe zrobiłam jeszcze przed Bożym Narodzeniem. Były drobnym upominkiem dla małych dziewczynek, które uczestniczyły w chrzcinach Meli. A że w najbliższej rodzinie tylko dziewczynki, pomyślałam, że będzie im miło, kiedy otrzymają jakieś drobiazgi w dniu, w którym przypadało święto najmłodszej wnuczki. Najmłodsza - Melania oczywiście torebki nie dostała, zrobiłam dla niej spersonalizowaną smycz do smoczka.


Torebki - sowy
(projekt znaleziony na Pintereście)
 
Nie robiłam tych torebek według opisanego wzoru, tylko na tzw. "oko". Dodałam zapięcie na kokardkę (kokardki odprute z jakieś bluzki - tu nadały się idealnie).
 



Do torebek włożyłam spersonalizowane bransoletki  - wykonane z koralików oraz jajka niespodzianki i żelki.



Chyba dziewczynkom podobał się prezencik.

niedziela, 18 lutego 2018

Zima jak malowanie , choroby i.... wilk.

Po tym, jak spadł śnieg, trzyma  u nas zima, może do tej pory niezbyt mroźna, ale śnieżna i biała. Przekłada się to na znakomite warunki narciarskie. Ja już na nartach zjazdowych nie jeżdżę, czasem pokuszę się na biegówki, na których pomykam po równym terenie w ogrodzie w Zagórzu.



Córka moja z rodziną wybrała się na wczasy narciarskie w nasze Bieszczady. Jednak wyjazd niezupełnie się udał. Wandzia "przyniosła" z przedszkola infekcję, która po kolei ścięła całą rodzinkę. W sumie to Wanda najbardziej skorzystała z wczasów, gdyż wydobrzała na tyle, że można ją było edukować narciarsko. Jak się okazuje, czterolatka zrobiła na nartach duże postępy - pod koniec pobytu potrafiła już sama skorzystać z wyciągu i zjechać ze stoku (oczywiście niezbyt stromego). Jednak wnuczka "sprzedała" infekcję rodzinie. Najpierw rozłożyło córkę (temperatura około 39,8  st. C).  Potem  zięcia, który jeszcze choruje, już we własnym domku i w końcu małą Melę.
Córka była tak chora, że kazałam jej przerwać pobyt i zjechać z niemowlakiem do nas. Zięć został z Wandą na wczasach. Potem złapało Melusię, o którą się martwiłam strasznie, toż to niemowlę jeszcze - bałam się, że przestanie jeść i się odwodni. Rodzinka córki zdecydowała się na powrót do Krakowa, chociaż prosiłam, by kurowali się jeszcze u nas. Córka już zdrowa, ale tak chorej jej nie pamiętam. Lekarz stwierdził, że to jakaś grypa i zalecił leczenie zachowawcze czyli środki przeciwgorączkowe. Stosowaliśmy też cały arsenał domowych środków: herbatka z lipy z miodem, herbatka z sokiem malinowym i sokiem z czarnego bzu (z kwiatów i owoców), witamina C, rosołek.


Chałupa w Zagorzu
Po wyjeździe  rodzinki wywietrzyłam mieszkanie (dokładnie "wyganiając" wirusy), zaaplikowałam sobie zwiększone dawki witaminy C i nalewkę czosnkową. I jak na razie chyba się wywinęłam. Bo pewnie by się już rozwinęło. No cud!



A w Sanoku powiało grozą - ponoć po mieście krąży wilk. Niektóry go sfotografowali, inni nakręcili filmiki. Widziany był na moim osiedlu obok górki dla dzieci (miejski monitoring), pod przychodnią zdrowia. Krąży też ponoć po innych dzielnicach (właściwie po całym Sanoku). Specjaliści wypowiedzieli się, że to jakiś stary basior, być może odrzucony przez stado. Władze miasta zapowiadają, że ma go odłowić straż miejska, a potem przekazać do przytuliska dla dzikich zwierząt w Przemyślu. Już widzę jak strażnicy miejscy odławiają wilka...
No i zaczęłam się nieco obawiać, bo chodzę z psami po "czołgowisku", wiele razy nikogo tam nie spotykam, często teraz śnieg nie jest ruszony ludzką stopą. Zresztą można nawet nie być zbyt bezpiecznym podczas wieczornych spacerów z psami po naszym osiedlu, skoro wilk "urzęduje" właściwie w środku zabudowań. Nie jest to tak, że podchodzi w stronę bloków, tylko spaceruje po osiedlu. Wiem, że na wsiach wilki podchodzą pod domy, często w nocy zagryzają psy, jednak wyprawa wilka do miasta - to już nie zabawa. Ponoć wilki ludzi nie atakują, ale w psach i kotach gustują. Dzisiaj idąc z psami nie odważyłam się na wyprawę na bezludzie, maszerowałam grzecznie dróżką wzdłuż "Sosenek" i z powrotem, a i tak na tym spacerowym trakcie spotkałam tylko dwoje ludzi - zwykle tam nie chodzę, bo spacerowiczów jest mnóstwo i nie mogę spuścić psów ze smyczy.


W lesie mnóstwo drzew powalonych pod ciężarem śniegu

A to linki do wiadomości i filmików o sanockim wilku:

http://esanok.pl/2018/interwencja-wilk-czy-nie-wilk-drapieznik-blaka-sie-po-sanoku-ale-trudno-go-schwytac-00e8po.html

sobota, 10 lutego 2018

Biało-czarny świat... i wystawa Wyspiańskiego

Dzisiejsze fotografie naprawdę były robione aparatem z funkcją koloru. Jednak w efekcie pokazują świat biało-czarny. Tak, spadło u nas mnóstwo śniegu. Padało nawet podczas mojej wycieczki z psami. A ponieważ słońca nie było, a aura raczej pochmurna - zdjęcia wyszły właśnie tak. Ciężko się dzisiaj wędrowało, gdyż utrudniał to dość wysoki śnieg. Wybierałam więc trasę miejscami przedeptaną,  miejscami szłam tam, gdzie przejechał jakiś ciągnik i pozostawił za sobą koleiny śniegowe.





Tym razem z dwoma psami (moimi), gdyż Hirek po ponad miesięcznych zimowych wakacjach wrócił do domu. Zawita do nas jeszcze na tydzień, kiedy córka z rodziną wyjedzie na narty. Hiruś bardzo dobrze się u nas zaadaptował i dostosował do zwyczajów domowych.




Kiedy wrócił do swego domku ponownie zaczął zachowywać się jak piesek miejski: grzeczny w domku, spokojny, cichutki. U nas nieustannie zaczepiał Ifkę, szczekał, kiedy wychodziło się z domu i zostawał z psimi dziewczętami, szalał na spacerach i wskakiwał na łóżko lub kanapę.
Razem z córką pojechałam do Krakowa, więc miałam okazję porównać zachowanie pieska.





*   *   *
W Krakowie zwiedziłam w Muzeum Narodowym Wystawę Wyspiański. Zależało mi, żeby ją zobaczyć. Została wspaniale przygotowana i doskonale wyeksponowała dzieła artysty, który jak się okazuje, był tytanem pracy - wszechstronnym.



Jakoś najbliższy był mi Stanisław Wyspiański jako pisarz i malarz. Wystawa otworzona w 110 rocznicę śmierci artysty pokazuje nie tylko malarza - nie powiem dreszczyk emocji przebiegał mi po plecach, kiedy patrzyłam na oryginały najbardziej znanych obrazów...

 
 
Zaprezentowano więc obrazy, szkice, projekty witraży, projekty kostiumów teatralnych, plakaty teatralne, pierwsze wydania dramatów, rękopisy wierszy i dramatów, dokumenty, zdjęcia, meble, a nawet kilimy zaprojektowane przez artystę.
Jak stwierdził dyrektor Muzeum Narodowego dr hab. Andrzej Betlej wystawa zajęła 2500 m kw. i jest wstępem do przyszłej galerii stałej poświęconej Wyspiańskiemu, ponieważ Kraków wciąż takiej stałej ekspozycji nie posiada.
Warto, a nawet trzeba zobaczyć tę wystawę. Na chwilę zapomnieć o otaczającej nas rzeczywistości - zanurzyć się w młodopolskość Krakowa końca XIX i początku XX wieku, popatrzeć choćby na kolejne widoki na kopiec Kościuszki malowane z okna błękitnej pracowni mieszczącej się przy ul. Krowoderskiej.


Każdemu, kto może się wybrać do Krakowa, polecam tę wystawę. Faktem jest, że odwiedzają ją tłumy (my byliśmy w niedzielę).

Reprodukcje obrazów Stanisława Wyspiańskiego pochodzą ze strony: https://opoka.org.pl/biblioteka/Z/ZK/wyspianski_meteor.html