Strony

poniedziałek, 14 lipca 2014

Po południu

po ulewach wybrałam się z psami na "czołgowisko" i nad stawy:




Z fasonem zajechałam na parking przy Policji i już, już szykowałam się, by wypuścić szczekającą z radości Ifkę, kiedy zobaczyłam na asfaltowej drodze kilka "psów" - tak mi się przynajmniej z daleka wydawało. Tyle, że właściciela widać nie było. Popatrzyłam raz jeszcze - nie, nie były to psy. Na asfaltowej drodze prowadzącej w stronę "Sosenek" baraszkowała rodzina lisów. Poznałam po ogonach, długich i puszystych.  Było ich przynajmniej pięć. Znajdowały się jakieś 150-200 m ode mnie. Nie wypuściłam psów od razu z samochodu, chciałam zrobić zdjęcia - jednak mój kiepski aparat nie uchwycił  rodzinki zadawalająco. Zresztą, kiedy zwierzęta mnie zobaczyły, uciekły w chaszcze. Jeden tylko lisek posiedział sobie dłużej i jakoś nie bardzo spieszył za rodzeństwem.

 Cyframi oznaczyłam sylwetki lisów
 
Z lewej strony jeden jeszcze siedzi, a z prawej jego pobratymiec znika w trawie 
 
Zadziwiło mnie to niepomiernie, miejsce jest dosyć uczęszczane, ludzie czasem jeżdżą tam samochodami, wiele osób urządza sobie w tym miejscu wycieczki rowerowe czy trekkingowe, spaceruje z psami. Ja zwykle idę, albo nad stawy, albo na łąki dawnego "czołgowiska", lub do lasu. Fakt - chyba w zeszłym roku spotkaliśmy się  "twarzą w twarz" z "panem" lisem - jednak był to jednorazowy incydent. Generalnie można uznać, że teren ten jest "zielonymi płucami" Sanoka. Miejsce z jednej strony jest doskonałą bazą wypadową na krótką wyprawę rekreacyjną, łowiskiem dla wędkarzy, z drugiej jednak wciąż jest traktowane jako dzikie wysypisko śmieci i resztek poremontowych. W tym roku uporządkowano chaszcze przy drodze asfaltowej do "Sosenek", a jednocześnie na łąkach znalazłam takie coś:


Ręce opadają, teren wspaniale zielony, czyste powietrze, cisza, słychać tylko głosy przyrody i co rusz znajduje się tu dzikie wysypiska. Jest takie miejsce, które omijam, bo ktoś wywalił tam stare okna. Ramy zabrali biedni do palenia, a szkło po szybach leży. Boję się, że psy poranią sobie łapy.



Wycieczkę kończymy kąpielą w Sanie; tzn. Ifa tak kończy - ja się w rzece nie moczę