Strony

sobota, 12 stycznia 2013

Zima

w naszym regionie jest. Może nie nazbyt sroga, ale czasem daje się we znaki. A to ślizgawica taka, że na chodnikach lód, jakby świeżo polano wodą, a to zamarznie mi zamek w drzwiach samochodu i muszę wsiadać drugimi, a to przymarznie  klakson.

 W letniej części chałupy zamroziło okna, palimy w jednym pomieszczeniu
 

Ponieważ dostaliśmy zgodę na wycięcie zagajnika na naszej górze, codziennie rano przed pracą zawożę męża z psami na działkę. Chłopisko ścina sosny, psy szaleją po śniegu. Niestety, w związku z tym muszę do pracy jeździć inną drogą, a jest taka, że jadę 30 km/godz., w porywach 40 km. Istne lodowisko, zgrabny, lity, wyślizgany oponami lód, czasem koleiny lodowe, niekiedy na zakrętch droga nieco posypana piaseczkiem - toteż mój czas dojazdu do pracy wyraźnie się wydłużył (musiałam sobie dodać tak z 15-20 min.). 



Już częściowo ścięte sosny
 
Ścinać drzewa musimy, bo termin mamy do 15 marca, a przy tym trzeba jeszcze te drzewa obrobić, pozbawić gałęzi i pociąć na metrówki (chłop sam to wszystko robi), a drwalem z zawodu nie jest, ani jakimś szczególnym mocarzem. Jadę po całe towarzystwo po południu. Kiedy wrócą do domu, to już tylko jedzonko i lulu.

Widok z góry, na której trwa wycinka

Jak widać poporzednim poście wznowiłam wpisy z działu "Historia dziewiarstwa". Oczywiście zdaję sobie sprawę, że posty na ten temat mniej interesują czytelniczki, które raczej spragnione są wzorów i opisów, jednak dopóki sama będę się rozwijać w tej kwestii, będę o tym pisać. Żałuję tylko, że na temat naszej polskiej historii dziania tak niewiele wiemy. Kiedy na blogu rzuciłam pytanie czy ktoś coś wie na temat historii swetra zakopiańskiego - nie odezwał się nikt. W innych krajach jakoś hołubi się wszelkie przejawy tradycji narodowych. Zbiera się te okruchy związane z tradycyjnym, rodzimym trykotarstwem, modelami czy wzorami swetrów. Mało tego np. w Norwegii czy Szwecji współcześnie wykorzystuje się te tradycyjne wzory w produkcji nowoczesnej dzianiny.
Wystarczy także popatrzeć na ofertę książek związanych z dziewiarstwem ręcznym. Od lat dziewięćdziesiątych na  polskim rynku księgarskim mamy wyłącznie tłumaczenia. Jakoś nie obiła mi się o oczy pozycja książkowa polskich autorów. Nie wiem, czy nikt w Polsce już nie pisze książek z tej dziedziny, czy też nie ma zainteresowania wydawców. Pewnie całościowo jest to po prostu nieopłacalne.




Kolekcjonuję polskie wydawnictwa z dziedziny robótek ręcznych (druty i szydełko) (ot takie hobby entuzjastki dziergania). I muszę stwierdzić, że  niestety najwięcej książek z tej dziedziny ukazywało się w latach siedemdziesiatych i osiemdziesiatych ubiegłego wieku.


Psiska szaleją

Dziewiarstwo ręczne przeżywa renesans. Dziergają starsze panie wykorzystując nauki z młodości, dziergają młode, które często uczą się nowoczesnych sposobów dziania i tricków z internetu. Pojawiło się też nowe zjawisko: w związku z dostępem, na rynku polskim (ale nie tylko), do włóczek droższych, ekskluzywnych, nastąpił podział na dziewiarki "lepsze" dziergające z tych wspaniałości i "gorsze" robiące z rodzimych włóczek, a nie daj Boże z akrylu - co dla niektórych jest zupełnie be. Gdzieś niedawno czytałam na ten temat dyskusję  na forum "Robótki ręczne". Ja jednak uważam, że każdy dzierga z tego, z czego chce, lub ma możliwości i nie musi się tłumaczyć. Bo piękną rzecz można wykonać i z akrylu, a gniota ze wspaniałej włóczki. Niekiedy też ta bardzo droga włóczka wcale nie sprawdza się w użytkowaniu, a i akryl nierówny akrylowi.  No nie podoba mi się to snobowanie i już. Przecież to jest niegrzeczne i nieeleganckie punktować te osoby, które nie wykonują swych prac np. z wełny - jest to ich sprawa i nie muszą się chyba z tego tłumaczyć.

32 komentarze:

  1. Widoczki piękne i mroźne ale nie martw się wiosna powoli nadchodzi i dobrze ze macie czym palić w piecyku, pozdrawiam i życzę ciepłego weekendu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też ubolewam nad brakiem jakiejś historii w polskim dziewiarstwie. Nie doszukalam się tez żadnych wzorów tradycyjnych, a szkoda, bo pewnie takie były (są?). Trudno nawet znaleźć jakiś początek poszukiwań w tym zakresie. Także jeśli czujesz się na siłach to ja poproszę wpisy z tej dziedziny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się - stosunkowo mało dbamy o historię. A o historię dziania już praktycznie wcale - bo to dla niektórych niezbyt chlubna historia - (nie można było dostać (lub nie było stać), więc TRZEBA było zrobić samemu. Takie myślenie pokutuje w wielu głowach do tej pory - robią na drutach tylko "stare babcie", których nie stać na kupowanie. Osobiście wiemy, że koszt włóczki (nie licząc robocizny) niejednokrotnie przewyższa koszt kupionego szalika czy czapki, o skarpetach nie wspomnę.
    I zgodzę się również z Tobą, że nie podoba mi się klasyfikowanie ze względu na rodzaj włóczki. Widziałam i ładne akryle, i kiepskie wełny. Przecież najważniejsze w tym wszystkim jest to, że lubimy to, co robimy.

    Osobiście bardzo lubię Twoje "historyczne" wpisy. Wiele się z nich dowiedziałam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zima cudowna:) Musze się do Ciebie wybrać, mam tak bliziutko:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Niestety, to prawda, że nie ma polskich nowych polskich książek - mój zbiór kończą książki z lat 80-tych (ale mam też z 60-tych).
    Pewnie teraz głównym powodem jest "nieopłacalność", lepiej wydać tłumaczenie niż popierać polską autorkę.
    I w ten sposób mamy zalew obcych wydawnictw z obcymi nazwami ściegów i z obcymi napisami np. we wzorach do haftu krzyżykowego.
    A co do snobistycznego podziału, o którym piszesz... kiedyś trafiłam na blogową dyskusję na ten temat i bardzo zniesmaczyła mnie wypowiedź, mniej więcej tak brzmiąca: "i przynosi mi...!!!" tu nazwa polskiej włóczki. Chodziło o niedoszłą klientkę, która miała czelność zaproponować "wielkiej mistrzyni drutów" jakąś byle jaką polską włóczkę (może jeszcze ze starych zapasów). No po prostu szok dla mistrzyni - jak ona śmiała mieć takie zamówienie...
    Powiem szczerze, że strasznie mnie wkurzył ten ton, to lekceważenie - właśnie taki paskudny snobizm na zagraniczne, modne i drogie nowiutkie materiały.
    O sweterku zakopiańskim nic nie wiem, więc się nie odzywam w temacie. Nie znam tego regionu (byłam raz) i jakoś nie zgłębiałam problemu teoretycznie.
    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Piękna zima. Zazdroszczę chętnie spędziałabym weekend w takiej chacie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja bardzo lubię i czytam Twoje zapiski Antonino! U Ciebie jest tak ciekawie! Czytam o robótkach ale też bardzo, bardzo Ci dziękuję za wpisy o kapliczkach, cerkwiach, cmentarzach... no po prostu te krajoznawcze wycieczki z Tobą!
    Co do oferty książek o dziewiarstwie naszym, rodzimym - ubogo, faktycznie.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Pani Antonino, nie sposób się nie zgodzić z Panią w wielu kwestiach: snobizmu, zatracania tradycji i jednoczesnego ich powtarzania w krajach północy oraz z poziomem wydawniczym.
    Snobizm to snobizm, nic dodać i ująć.
    Tradycja? Sama tęsknię za takimi wydawnictwami, ponieważ zwyczajnie nic na poziomie nie ma. Sama jestem zafascynowana chociażby Łotwą, gdzie tam tradycja ludowego dziewiarstwa, tkactwa czy haftu jest żywa i jest niezwykle popularna. U nas mi tego brakuje bardzo.
    Odnośnie zaś wydawnictw, to przez ostatnie dni przegrzebuję zasoby mojej matki i przyznaję, że co chwilę wygrzebuję jakieś niezwykłe ciekawostki dziewiarsko-hafciarskie. Pochodzą właśnie z okresu lat 70-tych i 80-tych ubiegłego stulecia. Ileż w nich ciekawych pomysłów, opisów, trików i sposobów. Marzenie wprost. I nic to, że zdjęcia kiepskiej jakości. Są wspaniałe po prostu :)
    A co do historii? Proszę o więcej :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Piękne widoki.Ja lubie taką zimę , białe takie czyste wszystko. Slicznie.:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Z ciekawością sledze Twoje wpisy, nie tylko stricte robotkowe, bo lubie historie drobnych eydarzen i dziekuje, ze spisujesz ja dzielac sie nia z nami. Dzięki Tobie częśc teh historii ulegnie ocaleniu.
    Ja odniose sie do Twojego zdania o rodzajach wloczki, jakie stosuja dzisiaj nowoczesne dziewiarki. Wszystko zalezy od zasobności portfela. Masz calkowita racje co do tego, ze ważniejsze od skladu wloczki sa umiejetnosci dziewiarki. Wspolczesnie pojawia sie coraz wiecej osób uczulonych na wełnę, zmuszone sa wiec nosic swetry z wlokien sztucznych lub bawelny, ktora niesrety, ma zupelnie inne wlasciwosci, niz welna. Poza tym wspolczesne akryle sa daleko przyjemniejsze w robocie i noszeniu, niż te sprzed 20 lat a i ich wybor jest ogromny.
    Ja zaliczam sie do tych, które robia z wlokien naturalnych. Tylko. Szkoda mojego czasu na akryl, mam go zbyt nalo, by spędzić godziny tworzac cos, w czym spoce sie niemilo po pierwszej godzinie noszenia, bo tak reaguje na kazde sztuczne wlokno na sobie. Zauwazylam tez, ze tak jak jakikolwiek akrylowy sweterek ubiore, moge to zrobic tylko raz, bo ubrany po raz drugi już nieladnie pachnie. Kazdy sweterek czy bluzeczka wydziergana przeze mnie z naturalnych wlokien moze byc noszona tak dlugo, jak dlugo pozostaje czysta. Ale to moje doswiadczenie i, nie ukrywam, od jakiegos czasu po prostu stac mnie na, by kupic kepsze wloczki.
    Tak samo jednak jak i Ty, uwazam, ze stawianie podzialow pomiedzy nami, rekodzielniczkami, na te lepsze i gorsze z powodu surowca używanego do robotek, jest po prostu zwykłym snobizmem i brakiem grzecznosci.
    Chcę Ci również podziękować serdecznie za wszystkie cenne porady, jakie zamieszczasz na swoim blogu. Sa dla mnie nieocenionym źródłem wiedzy, jaką dzieli sie bezinteresownie osoba z ogromnym doswiadczeniem w temacie robotek na druty.

    OdpowiedzUsuń
  11. Przecudne widoki pokazujesz, a pieski chyba są bardzo szczęśliwe.

    Co do książek o dziewiarstwie to w temacie tkania gobelinów jest dokładnie ta sama historia. Wszystko co wychodzi w ostatnich latach (a właściwie to już w ostatnich dwóch dekadach) to przekłady. Jednak nasze tkanie trochę się różni od tkania w Wielkiej Brytanii czy USA. Warto by było zachować nasze rodzime techniki nie tylko w pamięci ale też w literaturze, bo są one tego warte. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Dziękuję za to stwierdzeni, że Ci się nie podoba. Oburzyłam się nie na żarty tym podziałem. Bo z "rasowej" włóczki można zrobić byle jak i byle co, nawet jeśli się na drutach ni hu-hu robić nie umie, a Dobra dziewiarka to nie ta - moim zdaniem - która ma dużo na koncie, tylko tak, która ma umiejętności i dość cierpliwości na staranne wykończenie (ja jestem najwyżej przeciętna, ale też nie dziergam zarobkowo, więc oszukuję co nieco!).
    Podziwiam piękną chatę i chylę głowę przed zacięciem i pracowitością wszystkich domowników; jest to też trochę realizmu dla moich mało realistycznych marzeń, zwłaszcza dzisiejszy zimowy wpis... Ale najbardziej ujęła mnie historia pieskowa :) Pozdrawiamy ciepło - koticzka (ja), Połowic oraz nas rozpieszczony kot Pangur!

    OdpowiedzUsuń
  13. a ja dziś widziałam panią dziergającą w kiosku na Dworcu Zachodnim w Warszawie i porozmawiałyśmy chwilę o drutowaniu. wysłałam na forum robótkowe i mam nadzieję, że wkrótce dołączy i do blogosfery :-)
    zawsze jestem szczęśliwa, gdy widzę kolejną dziergaczkę!
    piękną masz zimę, ale to lodowisko na drodze... może łańcuchy?
    uściski!

    OdpowiedzUsuń
  14. wspaniale opisałaś o włóczkach, niech nawet robią z odzysku ale liczy się efekt końcowy i radość dziergającej.Z tymi naszymi wydawnictwami masz rację, a może to typowo po naszemu -u nas powoli nic się nie opłaca.Mężowi siły do pracy życzę a Tobie dobrej drogi.

    OdpowiedzUsuń
  15. Witaj po dość długiej mojej nieobecności u Ciebie!

    1. Piękna zima!
    2. Lepiej jechać wolniwj, ale dojechać. Mam nadzieję, że nic złego Ci się nie przytrafi na tej śliskiej drodze.

    3. Moim zdaniem akryl wspaniale się nadaje dla dzieci, małych, choć już nie całkowitych osesków. Nadaje się do częstego prania w pralce i nie łapią się na nim plamy, a przynajmniej łatwo je doprać. Poza tym są w sprzedaży różne akryle - niektóre też dość drogie...

    4. Miałam kiedyś książkę mojej babci, przedwojenną, na temat robótek ręcznych. To z niej uczyłam się jak nabierać oczka. Niestety nie wiem gdzie teraz jest. Po moim wyjeździe robótkowe książki przejęła moja ciotka, ale potem podzieliła się z nimi ze swoją bratową. To była bardzo dobrze napisana pozycja - ja, nastolatka, nie miałam żadnych kłopotów z uczeniem się z niej bez niczyjej pomocy.

    Pozdrawiam serdecznie!
    Motylek

    OdpowiedzUsuń
  16. ja mało dziewiarska jestem, ale do mnie przemawiały tylko te książki "starsze" . Nie ważne czy akryl czy jakaś jedwabna przędza byleby właścicielowi pasowało

    OdpowiedzUsuń
  17. Mnie też się to snobowanie nie podoba, ale co tam... Z różnych przyczyn dziergam z akrylu i w większości chwalę sobie ten materiał, co powtarzam przy każdej możliwej okazji:)
    A co do polskich tradycji dziewiarskich, to sama mam wrażenie, jakby coś takiego u nas nie istniało. W dziedzinie szydełkowania jest chyba inaczej - mamy choćby koronki koniakowskie... A o dziewiarstwie cisza. W mojej miejscowości jest skansen, wokół którego skupieni są najróżniejsi ludowi twórcy, ale o żadnej tradycyjnie dziergającej pani nie słyszałam... Cóż... może u nas tylko tradycyjnie tkali?

    OdpowiedzUsuń
  18. Jest urok :)
    A z refleksjami końcowymi zgadam się w 100%

    OdpowiedzUsuń
  19. bardzo podoba mi się ostatnia czesć. Spotkałam się wiele razy na blogach i forach z takim własnie snobowaniem. Nie znoszę tego. Nie chodzi tylko o włóczki, ale o inne materiały i również o same prace. A najważniejsze ze każdy rękodzielnik uwielbia swoje robótki i ma z tego satysfakcję.

    OdpowiedzUsuń
  20. Wszystko to prawda Antonino:)) podpisuje się obiema rękami...sama się już kilka razy "przejechałam" na drogiej włóczce i wrócił rozsądek:))

    OdpowiedzUsuń
  21. Przyklaskuję; ja czasami kilkakrotnie wykorzystuję włóczkę, pruję, ponoszę, ponownie pruję, mieszam, a że coś tam z akrylem, to mi nie przeszkadza; psiny cudne, nie marzną na mrozie? pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  22. Bardzo żałuję, że nie wydaje się książek polskich autorów dotyczących nie tylko dziewiarstwa, ale i ogólnie pojętego rękodzieła. Tłumaczenia obcych autorów są często tak fatalne, że odbiera to zupełnie przyjemność posiadania takiej książki.
    A co do dziergania z akryli i włókien naturalnych - często decyduje cena. I nie zawsze jest ona do przeskoczenia. Sama wiem, że wełna czy bawełna to natura i niby jest najlepsza, ale akryle też lubię za ich różnorodność, cenę właśnie, łatwość prania itd.
    Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za ciekawe tematy poruszane na Twoim blogu :)

    OdpowiedzUsuń
  23. Ja robię z tego, co mam pod ręką, nawet kroję zasłony, by zrobić dywanik, czy koszyczek, bo kiedy dotykam chusty, czapki w sieciówkach, to jestem zrozpaczona. To trzeszczy po palcami.
    Do niedawna ukrywałam się z moją pasją wśród znajomych, bo miałam wrażenie, że wedle ich,osoba dziergająca jest jakby to ująć nie artystą a osobą zacofaną, zupełnie nie nowoczesną. Ale teraz mam to gdzieś i wiesz, co ludzie zgłaszają się po czapeczkę, czy rękawiczki. Książki zaś wydawane były tak nagminnie w latach 70, ponieważ, wtedy więcej było robótkujących, ze względu na brak towarów w sklepach. Poza tym każdy miał pracę do 15, a teraz zmiany, praca do 22, bądź siedzenie w biurach bez końca uniemożliwia rozwijanie pasji. Tak myślę. Aha zimę masz piękną. Właściwie Twój domek mi się podoba. Tu takich nie ma. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  24. Przepiekne widoki ogladam /jak zawsze/z duuuuuza przyjemnoscia.
    Jesli mowisz o wloczkach,to ja bardzo wiele rzeczy zrobilam z KOCURKA i zyja do dzis,jak rowniez pare rzeczy z z dosc drogiej mieszanki z welna i przetrwaly sezon.
    Pozdrawiam
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  25. Z tym tradycjami to masz całkowitą racje. Ja również zbieram książki o rękodziele, kupuję na allegro za tak śmieszne ceny, że rece opadają. Twoje wpisy są świetne więc bardzo proszę o dalszy ciąg. Jeżeli chodzi o włóczki to ja mam zabytki po mojej cioci, po zmarłej ostatnio teściowej mojej kuzynki, po babci. Wszystko sie przydaje, jest przerabiane i nie mam zamiaru wyrzucić ani kawałeczka. Twierdze, że najbardziej jesteśmy kreatywni jak trzeba troszkę pokombinować bo włóczki brakuje albo koloru brak. A najważniejsze, że z włoczek "niedokupialnych" powstaja jedyne w swoim rodzaju dzieła. Pozdrawiam cieplutko.

    OdpowiedzUsuń
  26. A ja niedawno odkryłam,że na Allegro sprzedają włóczki jeszcze z PRLu i kupiłam. Te super świetne nowoczesne i drogie - niektóre nadają się tylko do 1 nałożenia, robi się z nich worek na ziemniaki. Doświadczyłam tego z bawełną z dodatkiem kaszmiru. To była najdroższa włóczka w moim życiu i najgorsza. Pozdrawiam, gracha

    OdpowiedzUsuń
  27. Och, jak mnie brakowało takiej opinii o włóczkach od "Prawdziwej Dziewiarki" - Baaaardzo dziękuję!!!
    Mnie również to snobowanie wręcz zniesmacza. Ja jestem hobbystką, robię bo lubię - odstresowuje mnie to i daje ogromną przyjemność. Używam tego co mam domu, lub tego co wpadnie w oko w pasmanterii (akryl, wełna, mieszanki, nawet włóczki z odzysku). Czasami szarpnę się na droższe włóczki.A książki dziewiarskie też kolekcjonuję pasjami i mam kilka starych - ulubionych:) Pozdrawiam,
    Ewa

    OdpowiedzUsuń
  28. Masz rację! co to kogo obchodzi z czego kto robi? Każda(y) z nas jest inna(y)i ma swoje ulubione materiały, Kwestia pieniędzy też wchodzi w grę. Najważniejsze to nie przejmować się co mówią inni tylko robić to co się lubi. Zimowe widoczki na zdjęciach super!Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  29. Droga Pani Antonino!
    To właśnie Pani jest powołana do napisania Historii Polskiego Dziewiarstwa Ręcznego, a wtedy my to kupimy i beziemykorzystać

    OdpowiedzUsuń
  30. no ja świeżutka dziergająca i świeżutka na Twoim blogu :) ciężko mi się wypowiedzieć na temat historii polskiego dziergania, bo po prostu pojęcia nie mam... ksiązkę najlepszą o wzorach szydełkowych i na druty jaką miałam w ręku to wydanie gdzieś z lat 90 XX wieku wyrwane spod serca sąsiadki koleżanki i starannie skserowane za ciężkie pieniądze wtedy ;) dzisiejsze wydawnictwa to takie "patrz na mnie i podziwiaj"... a co do snobizmu... to niestety w każdej "branży" hobbystycznej się pojawia... w decoupage zaczęło się od podziału na tych co wikolu używają i zwykłych lakierów budowlanych a tych co to tylko na specjalistycznych hobbystycznych mediach pracują... ja przyznam się szczerze, ze zbyt stara jestem i zbyt duży poziom "wdupiemania" osiągnęłam, żeby się przejmować opiniami snobistycznych panienek. Rozumiem argumentację, że wełna jest zdrowsza niż akryl, oryginale środki łatwiej stosować i mniej niespodzianek w decu zrobią (choć to mit i legenda :P), że papier przeznaczony do scrpapookingu jest lepszy niż zwykły kolorowy i wizytówkowy (i tu trzymam się ściśle przykazań, do obróbki zdjęć używam tylko dedykowanego bezkwasowego papieru) itd, itp... sama szydełkuję akrylem bo na wełnę mam uczulenie i swędzi mnie na sam widok metki ze składem ;), w decu łącze koszmarnie dorgie media z lakierem budowlanym, do kartkowania czy scrapbookingu używam i wypasionych wykrojników i najzwyklejszego papieru wizytówkowego i filtrów do kawy i tasiemek z pasmaterii i kartek z odzysku i stempli ściąganych za ciężkie pieniądze ze Stanów :P
    co komu do tego co nie jego ;)

    OdpowiedzUsuń
  31. Poległam po wpisie papiórkowej :) Nic dodać, nic ująć. Podobnie wyglądają gazety szydełkowe. Co mnie na Boga Ojca obchodzi dzierganie sweterków irlandzkich? Wszędzie tylko to samo wkoło. Gazetki to rewia mody a opisy pożal się Boże.
    Dzisiaj dorwałam prawdziwe cudeńko bo Hafty Polskie p. Turskiej, macam tą książkę i macam i się zachwycam. I to jest właśnie dobry poziom pisania :) P. Turska już odeszła do Krainy Pięknych Robótek, ale takich pań Turskich to by nam się w robótkowym świecie przydało o niebo więcej

    OdpowiedzUsuń
  32. Eee, dyskusji... Czy ludziom nie ma czym się zająć, oprócz jak punktować, jak to Ty piszesz, innych? Według mnie to tylko rzucanie słów na wiatr.
    Współczuję mężowi. Mój jest drwalem zawodowo, więc znam, jak to jest. A i Tobie współczuję, bo sama muszę dziesiątki kilometrów nakręcać po śliskich leśnych drogach. Życzę wytrwałości i pogody ducha.

    OdpowiedzUsuń