Strony

środa, 22 lutego 2023

Serweta

Bardzo rzadko wykonuję szydełkowe serwetki, a już z cieniutkich nici, to chyba tylko kilka razy. Zawsze wybieram przędzę grubszą, żeby ta serwetka w potrzebnym mi doraźnie kolorze szybko została zrobiona. Tym razem jednak zaplanowałam odtworzenie serwetki zrobionej kiedyś przez moją mamę.

Mama miała niewielki okrągły stolik, który całe lata stał w rodzinnym domu na ganku. Z reguły leżał na nim jakiś obrus i stały kwiatki (poza zimą, bo na ganku było bardzo zimno). Kiedyś tam mama zrobiła na ten stolik serwetę, którą oddziedziczyłam razem ze stolikiem. 


Odnowiony stolik z czasów głębokiego PRL-u zajął miejsce w moim nowym krakowskim mieszkaniu. Uszyłam nań kilka okrągłych obrusów pasujących do aktualnego wyposażenia pokoiku. Bardzo lubię kłaść serwety na materiałowe obrusy. I tak serweta mojej mamy zdobiła stolik w okresie wiosennym. Niestety nie wytrzymała kolejnego prania (lekko licząc miała jakieś z 50 lat) i wyjęłam ją z pralki (chociaż była prana w woreczku) z licznymi dziurami. Nie dało się jej pocerować, bo dziur było za dużo. Jedyne rozwiązanie, to zrobić nową. W końcu po kilku miesiącach zabrałam się za odtworzenie tego wzoru w nowej serwecie. I oto jest:




Wprawdzie nie odtworzyłam kolorystyki serwety, tylko wzór, ale szydełkowanie było dla mnie wezwaniem: cienkie nici i szydełko. To już dużo dla moich oczu. 

Nici 335m/50 g. Szydełko 1,5 Tulip. 
Wyszło jakieś 180 g nici. 100% bawełna

Kolor nici lekko żółty,  Zdjęcia nie oddają realnej barwy. Serweta przeznaczona na okres wiosny.


Ponieważ szydełkowanie tej serwety było dla mnie wezwaniem zgłaszam ją do zabawy blogowej u Splocika Rękodzieło i przysłowia albo... jako ilustrację słowa wyzwanie z przysłowia: 

"Usuń ze swojego słownika słowo problem i zastąp słowem wyzwanie. Życie stanie się nagle bardziej podniecające i interesujące." - Donna Watson


Ja wiem, że to jest drugie zgłoszenie do tej zabawy w lutym, ale chciałam koniecznie wymyśleć projekt,  który zilustruje słowo z powyższego cytatu. Mam nadzieję, że Splocik zaliczy mi i tę pracę.

poniedziałek, 20 lutego 2023

Dziewczyna disco polo (1)

W TVP zmienił się prezes. Wyraźnie można zobaczyć, że NOWY nie gustuje w muzyce disco polo, gdyż liczba  programów z gwiazdami tejże muzyki zdecydowanie spadła. Nie ma ci już tak często występującego, jak dawniej, naczelnego gwiazdora Zenka Martyniuka, o którym film był zdecydowanym gniotem. Nie pojawia się także Bayer Full z Sławomirem Świerzyńskim śpiewającym na podsumowaniu wszelkich imprez muzycznych, a nawet patriotycznych: … Bo wszyscy Polacy to jedna rodzina, starszy czy młodszy, chłopak czy dziewczyna... Naturalnie zamysłem tej rytmicznej piosenki miało być połączenie pokoleniowe Polaków oraz młodych par, ale idąc dalej, możemy też mówić o połączeniu Polaków o różnych przekonaniach politycznych, zainteresowaniach kulturalnych, preferencjach seksualnych - itd. itd. i dalej... Upojeni muzyką... i nie tylko, Polacy chętnie łączą się na takich koncertach, a także po nich...

Zamysł tego posta (który, zdaje się, rozrośnie się na kilka odcinków) powstał jeszcze w czasie zdecydowanie letnim, kiedy to pomieszkiwaliśmy w Zagórzu i tam odcięci od świata, po dniu ciężkiej harówki niekiedy włączaliśmy telewizor. Jako, że mamy tam jedynie słuszną telewizję czyli głównie programy TVP, a w porywach TVN i Polsat, zmuszeni byliśmy oglądać głównie telewizję tę "słuszną". Oczywiście pod warunkiem, że dało się cokolwiek pooglądać. Telewizor nie odbierał, kiedy sąsiedzi na posesji obok, dokładnie o 20.30 zaczynali kąpiele w jacuzzi. Tak jakoś zakłócało impulsy telewizyjne, że u nas  ekran był czarno-biały, pasiasty lub gwiaździsty, a dojmującym dźwiękiem z zewnątrz było buczenie (maszynerii) i radosne pokrzykiwanie sąsiadów pijących, w tym swoim dmuchanym jacuzzi, jakieś winko (my niestety spożywaliśmy wykonany przeze mnie cydr). Wtedy, ani żadnego filmu, ani koncertu  z Wakacyjnej Trasy Dwójki nie było nam dane obejrzeć. Jednak, kiedy sąsiedzi wrócili do Holandii (tam pracują) nastawał czas bez jacuzzi i uff: telewizja nasza! Ale znów pod warunkiem, że antena umieszczona na pokaźnym drągu wyłapała impulsy tv... 

A sporo tych letnich programów było, nawet na tych kilku kanałach.  Przez cały tydzień "leciały" jakieś miałkie seriale miłosne - zwykle tego nie oglądaliśmy, bo lato wynagradzało - w porywach - pięknymi  wieczorami i żal było siedzieć wieczorem w domu. Lepiej popiec kiełbaskę na patyku w nowym kręgu ogniskowym i śpiewać fałszywie piosenki z czasów młodości. Całe serce wkładaliśmy w te pieśni i tak powtarzalny repertuar: "A wszystko te czarne oczy", "Hej, hej sokoły" poprzez piosenki partyzanckie, harcerskie i biesiadne. Moją ulubioną, jeszcze z przedszkola, jest "Czerwona róża, biały kwiat". Tak się składa, że całości nie zna, ani mąż, ani córka, więc na mnie spoczywała odpowiedzialność wyśpiewania tej piosenki do końca. A słuchu muzycznego to  ja ci nie mam, no nie mam. Drzeć się tam mogliśmy do woli, bo z trzech stron otulający nas las nie pozwalał nieść w przestrzeń naszych popisów wokalnych. 

A w telewizji weekendowe  koncerty jak nie we Włocławku, to w Zabrzu, albo w jakimś Augustowie!  Mąż mój - wielbiciel muzyki disco polo nie potrafił przeboleć, że nie zawsze wysłuchał Zenkowych przebojów, szczególnie ulubionych: "Przez twe oczy zielone" czy "Życie to są chwile".  Z perspektywy czasu myślę, że ta muzyka była w miarę, bo teraz katuje mnie (wstyd powiedzieć) ludową muzyką niemiecką. Wynalazł sobie mój małżonek jakiś kanał, gdzie śpiewają artyści (dla mnie rodem z lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych ubiegłego wieku), pieśni ludowe, jodłują, grają w ludowych kapelach.  Ubrani są w elementy niemieckiego saksońskiego stroju ludowego. A jak akcja dzieje się w górach, w tle iskrzy się śnieg, to dominują swetry we wzory norweskie o klasycznych fasonach z przeszłości. (Ja, to głównie na te swetry patrzę). Wszystko to jakieś takie trącące myszką, czasem wzbudza we mnie nostalgiczne wspomnienia fotografii z ubiegłowiecznych niemieckich żurnali z modą m.in. dziewiarską.

W deszczowe dni spragnieni informacji oglądaliśmy TVP 24. I tu zdecydowanie nie byłam w stanie wytrzymać psychicznie. Miałam do wyboru: siedzieć w cieple, popijać herbatkę, zagryzając batonikien (co później przełożyło się na wzrost wagi), albo udać się do starej chałupy, gdzie ziąb i wilgoć dawały w skórę i tam słuchać radia (przeważnie ZET). Zostawałam więc w luksusowym, cieplutkim pomieszczeniu i słuchałam nachalnych bzdetów prowadzących TVP 24. Najlepsze jednak były weekendowe występy pani Ogórek i pana Jachimowicza. Jak tych dwoje potrafiło prowadzić program! Smutno mi się zrobiło, kiedy nagle pani Ogórek porzuciła pana Jachimowicza i ten zaprezentował się z nową partnerką (naturalnie antenową, nie wnikam wszak w prywatne życie prezentera). I ciągle otwierały mi się coraz szerzej oczy ze zdziwienia... W rzeczywistości nie udało mi się uzyskać pięknych, szeroko otwartych oczu, gdyż zmęczone za szkłami okularów, za nic nie chciały stać się takie przepastne, by ktoś mógł się w nich utopić...

I tak to zamiast dojść do meritum, wdepnęłam w dygresje...

Do zasadniczego tematu, którym jest dziewczyna disco polo może dojdę w następnym odcinku.


poniedziałek, 13 lutego 2023

Moje małe dekoracje

z szyszek zdobią zarówno wnętrze mieszkania, jak i drzwi wejściowe. Szyszki na drzwiach wejściowych zastąpiły bożonarodzeniowy wianek. W mej opinii taka zawieszka znakomicie nadaje się na jesienno-zimowe dekoracje:


Kolejne zawieszki wylądowały wewnątrz mieszkania:
 


Zgłaszam je więc do zabawy u Splocika Małe dekoracje



Szyszki nazbierałam w lesie w Zagórzu, następnie je dobrze wymyłam z piachu i suszyłam w piekarniku, żeby się otworzyły. Część szyszek namoczyłam na kilka dni w "Domestosie", żeby wybielały. Takie białe, niemalowane szyszki też mają swój urok. W Castoramie kupiłam, malutkie bolce z uszkiem, które wkręciłam w szyszki. Potem przewlekłam sznurek lub tasiemki przez uszko i razem związałam kilka sznurków z szyszkami.  Dodałam jutową kokardę i wisząca dekoracja gotowa.

czwartek, 9 lutego 2023

Lutowe serca

Kolejny miesiąc i następne wyzwanie u Splocika w zabawie Rękodzieło i przysłowia, albo...

Tym razem na luty przypada do interpretacji jedno przysłowie i jeden cytat:

1. Serce to pałac szklany, gdy pęknie nie można go naprawić.

2. "Usuń ze swojego słownika słowo problem i zastąp słowem wyzwanie. Życie stanie się nagle bardziej podniecające i interesujące." - Donna Watson

Naturalnie luty to miesiąc zakochanych - mamy Walentynki i czerwone serduszka otaczają nas wszędzie. Wydaje się, że jest to najłatwiejsza interpretacja, żeby wybrać jako słowo przewodnie: serce i ja też tak uczyniłam. Moje serca są szydełkowe, mogą służyć jako zawieszki: 


No cóż, dwie zawieszki w kształcie serca i nie w kolorze czerwonym. Mam jednak nadzieję, że zostaną uwzględnione w tej zabawie:


Wyznam też, że bardzo kusi mnie cytat i jeżeli zdążę do końca lutego to dodam pracę związaną ze słowem z cytatu