Strony

niedziela, 9 października 2016

Hirek

Mamy nowego członka  rodziny. Przyjechała do nas córka z mężem i Wandzią - nasza wnuczka właśnie kończy 3 lata. Obchodziliśmy jej urodziny u nas w Sanoku. Razem z rodziną córki przyjechał w odwiedziny ich piesek: Hirek - młodzieniec jeszcze - ma niespełna dziewięć miesięcy, jest rasowy (parson russell terier), a więc arystokrata wśród naszych "dziewcząt". Ma cudowny charakter, miły, sympatyczny, śliczny piesek, ukochany od razu przez Wandzię.
 
 


To jego początki w domu córki i od razu wyjazd do nas - no, ale takie życie. No oczywiście najbardziej obawiałam się konfrontacji z Ifą, która cudowne lata młodości ma już za sobą i niezupełnie lubi się bawić z innymi psami a obcych raczej teraz nie akceptuje. I niestety wczorajszy wieczór pieski spędziły w odosobieniu, bo Ifunia rzucała się na Hirka. Tola nie wykazywała entuzjazmu i warczała na przybysza, ale nie było to groźne. Dzisiaj ponownie podjęliśmy próbę integracji. Młodzi z wnuczką poszli do drugich dziadków, a my z trzema psami pojechaliśmy do Zagórza. Tam najpierw w ogrodzie trzymałam Ifę na smyczy i w kagańcu, a mąż  ubezpieczał Hirka, który Ify po  prostu się bał i był nią zestresowany. Wcześniej jeszcze na smyczy psy się powąchały tu i tam... Najpierw zdjęłam kaganiec, kontrolując sytuację, potem zdecydowałam się spuścić ją ze smyczy - nic się nie podziało.  

 
Mogliśmy więc wyruszyć na spacer do lasu. Troszkę się bałam czy Hirek nie pójdzie w długą (nie wiem czy kiedykolwiek był w lesie). Początkowo pies był ogłupiały, biegał tu i tam, wszystko wąchał, oddalał się i musiałam go przywoływać. Poźniej jednak zrozumiał, że trzeba się trzymać w zasięgu wzroku i jak tylko mnie tracił z oczu rozpoczynał poszukiwania (nie zwracał uwagi, że na ścieżce jest mąż, szukał mnie  - chyba mnie polubił, a ja lubię wszystkie psy). Najpiękniejsze momenty spaceru, to te kiedy nasza sfora radośnie biegła przed siebie i korzystała z wolności biegając ile sił w łapkach i wąchając, to co im się podoba. Hirkowi tak się spodobało, że zupełnie odstresowany wykonał kilkakrotnie psie ósemki z charakterystycznie wygiętym ogonkiem... 
 


Jest niesamowicie skocznym pieskiem, cudownie przesadzał wysokie paprocie i nawet zapomniał o rzucaniu mu piłeczki (jest to jego główna rozrywka na spacerze). Chyba wymęczyliśmy "chłopaka", bo w domu ładnie odpoczywał w swym legowisku.
Po powrocie na posesję psy dostały wyżerkę: indyczą szyję. Hirek spożywał w odosobnieniu, bo bałam się, że Ifa go zaatakuje (do dzisiaj Tola dostaje jedzenie w innym pomieszczeniu, aniżeli "pani Ifa"). W domu  psy w miarę się tolerowały, przebywały już razem w pokoju, jednak dla bezpieczeństwa założyłam Ifce kaganiec, bałam się, żeby przypadkiem na swym terenie nie zaatakowała pieska, bo chwilami, gdy za bardzo się zbliżał, powarkiwała na niego. On już jednak czuł się bardziej bezpiecznie. Moja Ifa jest psem po przejściach i dość trudnym (miała traumatyczną młodość, kiedyś pisałam o ty na blogu), ja jej nigdy nie ufam - pilnuję, kiedy jest dziecko u nas i teraz kiedy pojawił się Hirek. A mogłaby go zagryźć bez problemu.
Udało się, że zaakceptowała na tyle Tolę, że ją toleruje, chociaż udaje, że nie zauważa, a mała stara się robić wszystko, co robi duża. Można je razem zostawiać w domu  i jeżeli jedzenie nie wchodzi w grę, to jest ok. Hirek pojechał do swego domu, w przyszłości jednak znów czeka nas integrowanie stada. Oddałam pieska niemal w całości, zranił sobie ucho, nie wiem czy od jeżyny, czy dziabnęła go Ifa. Rzucałam mu piłkę - wyżlica nie była zupełnie zainteresowana, w pewnym jednak momencie zabrała piłkę przeganiając Hirka. Było to po powrocie z lasu - więc nie mam pewności co było przyczyną draśnięcia.
Oj ciężkie życie - kiedy trzeba integrować pieski.