Podsumowań minionego i czynionych postanowień na nowy - nie będzie. Nie mam marzeń, a pragnienia zupełnie przyziemne, by gorzej nie było. A więc trwaj chwilo...
Święta spędziliśmy rodzinnie. A tydzień poświąteczny-sylwestrowy-noworoczny razem z Wandzią. Niech tam młodzi trochę odsapną, a my cieszymy się wnuczką.
Wieczór sylwestrowy stał się gehenną dla naszej Ify. Z roku na rok jest gorzej - psica się starzeje i coraz trudniej znosi sylwestrowo-noworoczne strzelaniny. Popołudniem pojechaliśmy z Wandzią na dwie godzinki do mojej mamy, żeby nieco wcześniej przywitać z nią nowy rok. Już wówczas rozpoczęła się mocna strzelanina na naszym osiedlu. W poprzednich latach także zostawialiśmy po południu psy same na 1-2 godziny. Kiedy wróciliśmy, ściana przy drzwiach wejściowych była podrapana, tak że farba i tynk leżały na płytkach. Potem nie było lepiej. Cały wieczór, do około pierwszej w nocy, to jeden wielki strach: drżenie, dyszenie ze strachu, garniecie się do ludzi. Natomiast mała Tola zupełnie nie przejmowała się hukiem i spokojnie spała. Kiedy i my położyliśmy się, Ifa "zameldowała" się do mojego pokoju i ułożyła tyłek na łóżku (przednie łapy opierały się o podłogę). Myślałam, że później sobie poszła. Przebudziwszy się w nocy wyczułam jej obecność - przetrwała w tej pozycji jakieś dwie godziny. W końcu pościeliłam jej kocyki przy łóżku i dopiero się ułożyła. Stres minął do rana i już na spacerze pies był wyluzowany. I co tu komentować? Widziałam na osiedlu kota mknącego przed siebie z szybkością światła, kiedy wybuchały petardy. Rok rocznie nadchodzący Sylwester przeraża mnie, podobnie jak zwierzęta - bo się o nie po prostu martwię. Kilka lat temu w Sylwestra właśnie zszedł sąsiadom z parteru ich wyżeł. Był już leciwy i ze strachu serce nie wytrzymało...
Potężne mrozy (u nas w nocy dochodzące do -15 st. C) nie sprzyjają dłuższym spacerom z Wandzią - psom natomiast niestraszne, więc dziś zafundowałam im porządne wyjście: stawy, czołgowisko, las, a nawet brzeg Sanu. Wczesne popołudnie wspaniałe - słońce raziło w oczy, mróz skrzył się na trawach i stawach. Nawet San nieco przymroziło. I znów prawidła przyrody: na stawie zaspał łabędź, zamarzł, a reszty dokonały lisy rozszarpując ptaka...
A tak wygląda San:
Dzisiejszy post ilustrują fotografie ze spaceru.
Dziękuję za te piękną wycieczkę!
OdpowiedzUsuńJa też prawie 40 minut przesiedziałam z psem na kolanach głaskając go.Nie pomogło włączenie na cały regulator telewizora :(((
OdpowiedzUsuńNaszprycowałam Kastę uspokajaczami i tego roku było lepiej. Choć o północy pies przesiedział w łazience. Nadal wieczorem boi się wychodzić. U nas cieplej (-10), ale psu przeszkadza piasek i sól sypana na śniegu. Kurcze, latem źle, teraz niedobrze.....
OdpowiedzUsuńPiękne widoki!! :)
OdpowiedzUsuńSzczęśliwego Nowego Roku Antonino! Moja Tusia też nie jest młoda i pomimo głaskania tak się bała,że tych sztucznych ogni nawet nie miałam ochoty oglądać. Podobno trzeba psu uszy zatykać.
OdpowiedzUsuńPrzez 15 lat w każdą sylwestrową noc siedziałam zamknięta w łazience siedząc na brzegu brodzika z psem na kolanach. Ostatnią noc sylwestrową pies spędził we własnym posłaniu śpiąc jak suseł, bo był już totalnie głuchy.
OdpowiedzUsuńAle w tym roku było u nas wyjątkowo cicho, zaledwie kilka wystrzałów- większość pognała na stadion Narodowy,gdzie urządzano imprezę noworoczną.
Miłego;)
Piękne zdjęcia, moje koty też się boją huku fajerwerków. Wszystkiego dobrego w Nowym Roku.
OdpowiedzUsuńOj właśnie, biedne są zwierzęta tego dnia. Nasze też mocno się stresowału, choć i tak wydaje mi się, że starsza Brenda nie najgorzej to zniosła w tym roku. Za to koty były mocno przerażone.
OdpowiedzUsuńCudne zimowe zdjęcia :-)
OdpowiedzUsuńBiedne te nasze pieski... te petardy są straszne... Na szczęście mamy już to za sobą.
Pozdrawiam serdecznie.
Piękne plenery - aż miło patrzeć. Nareszciezima jak trzeba ;)
OdpowiedzUsuń