Po obiedzie ruszyliśmy do Zagórza, z jednej strony po to, żeby przewietrzyć futrzaste, z drugiej, by przywieźć do domowej lodówki zapasy z zagórskiej zamrażarki (w domu w zamrażarce w końcu pokazały się luzy i nie ma sensu, aby chodziły dwie). Przy okazji było małe odśnieżanie dojścia do chałupy,szaleństwa psów po białym puchu
i obowiązkowo wyjście do lasu na spacer.
Niestety, ziąb dał mi się porządnie we znaki (w tym roku niesamowicie marznę w palce dłoni i stóp) i pomimo tego, że włożyłam ciepłe, wełniane skarpety (jako drugą warstwę) i podwójne rękawice - nie dało się trzymać kijków w dłoniach. Chyba muszę sobie sprawić góralskie, kożuszkowe rękawiczki.
* * *
Pokażę też dzisiaj przepiękną (kolejną do kolekcji) kartę świąteczną od Teni, której hafty krzyżykowe nieustannie podziwiam, za dokładność, precyzję i piękno. Ta jest równie wspaniała i już zdobi świątecznie moje mieszkanie. Teniu - bardzo dziękuję.A teraz znikam robić skarpety (przecież marznę w stopy).