wróciliśmy z bratem z trzydniowej wyprawy na Ukrainę. Pomysłodawcą, organizatorem i kierownikiem był mój brat. Jeszcze w lipcu pytał mnie czy pojadę. Jestem zawsze otwarta na jego turystyczne propozycje. "To pojedziemy 15 sierpnia" - powiedział. Wyruszyliśmy świtem w piątek, w kierunku przejścia granicznego w Krościenku. Szybko nas odprawiono i ruszyliśmy dalej. Brat zaproponował oryginalną, własnego pomysłu wycieczkę, która wiodła szlakiem miasteczek, gdzie pozostały jakieś ślady polskości: Drohobycz - Kołomyja - Kosów - Kuty - Śniatyń - Monastyrska - Buczacz - Trembowla - Złoczów - Przemyślany - Świrz - Bóbrka. W nocy dobiliśmy do Lwowa, skąd udaliśmy się w kierunku przejścia granicznego w Medyce i przez Przemyśl wróciliśmy do Sanoka. Dwie noce spędziliśmy w hotelu w Kołomyi. Wycieczka nieprawdopodobna i niemożliwa do zrealizowania przez biuro podróży. Gdyby nie brat, nigdy nie zobaczyłabym tych miejsc.
Oglądaliśmy kościoły, cerkwie, cmentarze, zamki, pomniki, synagogi. Zwiedzaliśmy dostępne muzea, miasteczka, ryneczki... i jadłodajnie. Obserwowaliśmy życie i obyczajowość współczesnych mieszkańców Ukrainy. Będzie więc w następnych postach o zabytkach, muzeach, perełkach architektury, drogach, mieszkańcach, akcentach robótkowych... i stypie na cmentarzu.
Samochód brata jakoś wytrzymał te dziurska na drogach, my jakoś wytrzymaliśmy błądzenie po źle wskazanych kierunkach. Zdjęcia zgrałam, muszę uporządkować. Dzisiaj tylko fotografie drobiazgów kupionych na targu w Kosowie. A targ niesamowity - takich już w Polsce nie ma.
Kupiłam:
-piękną, wełnianą, ludową chustę (żałowałam, że za mało pieniędzy wymieniłam, gdyż nie zakładałam robienia zakupów; a tu okazało się, że akurat trafiłam na chusty):
-bluzeczkę haftowaną (wzór ludowy) dla dziewczynki:
(jednak, kiedy haft pooglądałam w domu, dochodzę do wniosku, że pewnie jest maszynowy);
-skarpety wełniane (mogę podobne zrobić, jednak chciałam mieć takie właśnie z targu), korale obszyte tkaniną (chuścianą) i ludowy gwizdek dla dziecka:
Dzień dobry :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę wyprawy na wschód. Marzy mi się od bardzo dawna ale jakoś mi niestety nie po drodze.
A takie samodzielne wyprawy są najlepsze. Też lubię wyruszyć gdzieś bez napiętego planu i harmonogramu i zwiedzić kawałek innego świata.
Piękna chusta i te tradycyjne wzory na bluzeczce również.
Pozdrawiam.
Wspaniała wycieczka :-) Moja babcia przed wojną i w czasie wojny mieszkała w Świrzu :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Czekam na relację! Nie mam takiego przewodnika jak Ty i jakoś zawsze bałam się tam podróżować!Wiem, że musi tam być pięknie!
OdpowiedzUsuńCiekawa wycieczka, chętnie poczytam... Mam nadzieję, że byliście w spokojnych stronach...
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawą wycieczkę sobie zrobiliście. Chętnie bym wzięła w takiej udział, gdyby ktoś wszystko tak doskonale zorganizował:) Zakupy z targu będą pamiątką na długie lata:)
OdpowiedzUsuńNigdy nie miałam okazji poznać tych stron dlatego z przyjemnością zobaczę zdjęcia i relacje z wyprawy.Zakupy śliczne.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie ludowe drobiazgi :) Wycieczka musiała być piękna :)
OdpowiedzUsuńWycieczka super- teraz czekam cierpliwie na kolejne zdjęcia i opisy.
OdpowiedzUsuńMiłego, ;)
Super zakupy, mam 2 takie chusty ludowe, ale czy było bezpiecznie?
OdpowiedzUsuńWspaniałe zdjęcie straganu z chustami zrobiłaś. Z przywiezionych rzeczy haftowana bluzeczka zrobiła na mnie największe wrażenie. Każda dziewczynka będzie pięknie w niej wyglądać, pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńale wyprawa, na pewno ciekawa,targ taki to coś wspaniałego,
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że będzie jeszcze trochę zdjęć z wycieczki. Na Jarmarku Jagiellońskim w Lublinie zawsze dużo jest sprzedawców zza wschodniej granicy. Zajrzyj kiedyś jak będziesz w pobliżu ok połowy sierpnia.
OdpowiedzUsuńSame skarby! Czekam na obszerna relację z wycieczki :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie