Strony

niedziela, 23 grudnia 2012

Wędzenie

Wczoraj wędziliśmy wędliny. Nie brałam w tym bezpośredniego udziału, piekłam placki piernikowe razy trzy. Do pierwszego zapomiałam dać skórki pomarańczowej, do drugiego sody (dałam tylko proszek do pieczenia),  trzeci wyszedł taki jak ma być. Pieczemy takie pierniki na każde święta (przepis jeszcze mojej babci Antoniny) i chociaż nie jest to typowy piernik na miodzie, tylko na palonym cukrze, jest jednym z ulubionych placków w mojej rodzinie, szczególnie jest uwielbiany przez część męską, do której dołączył zięć. Mąż mój, z kolei, lubi sobie taki piernik posmarować powidłem śliwkowym.

Ponieważ po raz pierwszy robiliśmy własne wędliny, byłam mocno zesteresowana: czy przedsięwzięcie zakończy się powodzeniem? Jakoś dość późno towarzystwo zebrało się do wyjazdu na działkę. Stąd wędzenie kończyło się już w mrokach wieczoru.

  Mięso w wiadrach oczekuje na umieszczenie w wędzarni
 
Ekipa wędzaczy przyodziała ciepłe kurtki, spodnie,buty i czapy raczej nie będące już ostanim krzykiem mody.
 
 Rozpalanie ognia
 

 Czuwanie...
 

Przemarznięte psy leżakują w chałupie na łóżku:


gdyż równolegle paliło się pod kuchnią w chałupie w celu ogrzania pomieszczenia. Wędzacze wzmocnili się w międzyczasie bigosem i herbatką.
Tak się wędziło:

 
i tak smakowało, ale to już w mieszkaniu w bloku:


Spróbować trzeba było, by mieć pewność, że wędzone się udało. Na zdjęciu boczek i karkówka po ugotowaniu.