Strony

niedziela, 23 września 2012

Słońce kładzie się długim cieniem

Po obiedzie zabraliśmy zwierzęta do Zagórza. Poszłam z Ifką w pola, a mąż z małym pieskiem do lasu. Cudownie słoneczny dzień dawał poczucie szczęścia i spokoju:





chociaż od lasu wyraźnie ciągnęło chłodem. Dla mnie taka pogoda mogłaby trwać do wiosny. Dziś odtajałam nieco po wczorajszym przewianiu. Na połoninach zaczyna się jesień, krzewinki borówek przebarwione na czerwono, a niektóre krzewy świecą "golizną", wiatr skutecznie pozbawił je listowia. Na nizinach jesień jest mniej odczuwalna: na łąkach wyschłe trawy, a na tych koszonych jeszcze soczysta zieleń. Ot takie przechodzenie w jesień.
Ifunia jak szalona kopie dołki (jakoś w poprzednich latach tak nie "pracowała").Szuka nornic?, kretów? Proszę bardzo:
 
 

 
Małe psiątko powoli się adaptuje.Prawie przez cały tydzień było osowiałe, tęskniło za dawnymi właścicielami. Mało jadło, mało sikało. Kiedyś trzymało od 14.00 do rana następnego dnia - już się denerwowałam, że może chore.
 
 
Zostało: odpchlone, odrobaczone, zaszczepione. Idziemy w połowie października na następne szczepienia. Umawiamy termin sterylki. Wiek został oszacowany na 6 miesiecy. Teraz się socjalizuje. Uczymy jeść z miski, przyczepiamy do obróżki jakiś pasek (wstęp do smyczy), potem kupię szelki. Dajemy wyłącznie psie jedzenie - co się małej nie do końca podoba, bo nauczona była dostawać kęski od ludzi, kiedy jedli (umie żebrać o jedzenie i domaga się słodyczy). Jednak po tygodniu nowej diety przestało jej już nawet śmierdzieć z pyszczka.
 
 
Przed nami nauka czystości. Zauważyłam, że nauczone było sikać na szmaty. Kupiłam specjalną matę i dwa razy się tam załatwiło. Dzisiaj jednak zrobiło pokaźną kałużę w kuchni na kafelkach i na macie już nie chce. Pod blokiem też nie chce sikać. Ale ładnie załatwia się na trawce w Zagórzu. No czeka mnie jeszcze ogrom pracy. Prawie już reaguje na imię: Tola jej daliśmy, bo na nic nie mogliśmy się zdecydować. Jak mnie pasowało jakieś imię, to się mężowi nie podobało. Tolę zaakceptował - to niech ma. Stosunki małej z Ifunią wyraźnie od wczoraj uległy poprawie, już małej nie atakuje, ale też nie zwraca na nią zbytniej uwagi. Małe opracowało technikę przetrwania. Kiedy wracam z pracy czeka, aż Ifa mnie przywita, potem dopiero podbiega. Przed Ifą chowa się, podobnie jak królik - pod fotel.  Jeść dajemy jeszcze w osobnych pomieszczeniach: po pierwsze jedzą co innego, po drugie nie chcemy, by Ifka broniła przed małym swej miski. Dziś suche jedzenie dużej stało w misce, małe się poczestowało, jak dla niej gigantyczną chrupką, której nie zjadło. Ifa podeszła, mlasnęła, pożarła - postępem jest to, że małej nie zaatakowała.

A od dzisiejszego ranka jest tak:



Obie leżą z moim mężem na wersalce - wcześniej nie było to możliwe.

Wczoraj na Połoninie Wetlińskiej

Wybraliśmy się z bratem na Połninę Wetlińską. Szlak znany powszechnie, nietrudny. Wyjechaliśmy z Sanoka przed siódmą. obawiałam się, że po wcześniejszej niepogodzie (deszcz) może nam nie dopisać pogoda. Ostatecznie pomimo tego, że słońce w górach pokazało się przed południem, mgły nie było i mogliśmy podziwiać widoki. Tyle, że wiało niemożliwie, na połoninie chwilami podmuchy były tak mocne, że niemal przewracały człowieka. Ludzi sporo, w różnym wieku. Warunki (poza tym wiatrem) zupełnie znośne, chociażnie nie od rzeczy była czapka na głowę i rękawiczki.








Podeszliśmy z Wetliny do Przełęczy Orłowicza, by odbić na chwilę na Smerek.





Doszliśmy do "Chatki Puchatka" (1228 m n.p.m.) i zeszliśmy czarnym szlakiem do campingu "Górna Wetlinka".




Stamtąd niestety asfaltem maszerowaliśmy do Wetliny (gdzie mieliśmy zostawiony samochód).
Proszę - jeszcze widoki:








 I tak oto przywitaliśmy jesień.