weekend leje. Po serii bardzo ulewnych deszczy przyszedł czas na tzw. irlandzką pogodę - mży. Taka aura nie sprzyjała pobytowi w ogrodzie, ani wędrówkom. Mąż odmówił towarzyszenia. Ostatecznie wyruszyłam wczoraj do lasu w Zagórzu, by zejść do doliny Zakucia. Trafiłam na uroczystość obchodów 125-lecia OSP w Zagórzu. Pojawiłam się niemal jak ufo - wyszłam z lasu ubrana w kalosze, kurtkę, zakapturzona, z kijkami w rękach i psem na uwięzi (bliżej tłumu ludzi psa trzeba było wziąć na smycz) - czym wzbudziłam sensację widzów, bo zaczęli się na mnie gapić... Rozpoczęła się część oficjalna: przemówienia, ukłony, życzenia. Pokazu musztry, który odbył się wcześniej - nie zobaczyłam (słyszałam w lesie). Sfotografowałam od frontu strażaków (wyszli od tyłu):
potem zrobiłam zdjęcie od tyłu - by ich uwiecznić od przodu:
Zboczem stoku przedarłam się w stronę naszej chałupy. Zapakowałam psa do auta i ruszyłam na cmentarz, by zapalić światełka na grobach przodków. Skoro już byłam na cmentarzu zdecydowałam się w końcu pojechać, by pooglądać cerkiewkę na Wielopolu. Przez most na Osławie, potem w lewo i w prawo, kamiennymi płytami dojechałam do maleńkiego parkingu przycerkiewnego (o cerkiewce będzie w innym wpisie). Ostatecznie nasilający się deszcz przegonił mnie stamtąd.
A taki drogami wędrowałam wczoraj:
Zdjęcie na dzisiaj:
Dziękuję Danusi z blogu
Babusiowe robótki za wyróżnienie. Jest mi bardzo miło. Ponieważ wyróżnienie się powtarza (już takie otrzymałam) nie będę ponownie wybierała 16 blogów, ani podawała 7 informacji o mnie.
Nie ma jak to kalosze i kurtka - lepsze na deszcz niż elegancki mundur:) A na temat kombinacji kijków i psa na uwięzi coś wiem - przerabiam to każdego ranka:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło:)
I to zdjęcie na dzisiaj piękne. Takie dodające energii i mam nadzieję przywołujące ładną pogodę.
OdpowiedzUsuńZdjęcie na dzisiaj wspaniałe :) podziwiam Cię,że w taką "piękną" pogodę wybrałaś się na wędrówkę... ale jak widać -warto było :)
OdpowiedzUsuńAntosiu, taka mżawka ponoć dobrze robi na cerę. A na trasie utrudnienia w postaci błocka i kałuż, aha! i psa na smyczy zwiększyły tylko wysiłek, patrzyłam dziś na zboża po drodze, sczerniałe, pochylone, czekają słońca, mój brat mówi, że pszenicy nic nie będzie, najgorzej żyto i owies, bo nie mają dużej otoczki z plew, nie znam się na tym. Pozdrawiam serdecznie i ciepło.
OdpowiedzUsuńUwielbiam takie drogi jak mam porządne gumiaki na nogach :)
OdpowiedzUsuńAntonino, szczerze podziwiam Twoje traperskie zacięcie!:) Mnie w deszczową pogodę żadna siła nie jest w stanie ruszyć z domu; chyba skażona jestem bakcylem wygodnictwa... Wstyd mi z tego powodu...
OdpowiedzUsuńDrogie często jest to tzw. aktywność wymuszona, bo psica wymaga by ją wybiegać. Pobyt w ogrodzie jej nie satysfakcjonuje (kiedy robi się upał, wtedy mniej chodzimy i więcej siedzimy w ogrodzie). Psu nie wystarcza zwykłe wyjście na spacer, musi to być minimum 1-1,5 godz. biegania po polach, czy lasach - taki sposób na wyładowanie psiej energii. Kiedy była młoda i zostawała w domu sama (my szliśmy do pracy) - niszczyła wszystko; jednocześnie bała się świata i ludzi, toteż wymyśliłam te wędrówki po polnych drogach, bezdrożach i lasach. Pies się wybiega, ja się poruszam, co i mnie dobrze robi. Owszem w ulewny deszcz, paskudną pogodę jesienno-zimową niejednokrotnie nie chce się wychodzić z domu. Jednak zaopatrzona w dobre kalosze i kurtki wędruję razem z psicą.
OdpowiedzUsuńFajna sobie zrobiłaś wycieczkę. Mnie się przez ta pogodę to nawet nie chce z domu wychodzić. Oczywiście, ze wychodzę ale tylko jak muszę. Oby w końcu było lato-pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNie pojmuję tej odwrotności "od przodu", "od tyłu", ale już późna pora i może dlatego.A drogi sercu memu bliskie niezmiernie!Przez całe dzieciństwo uchlastana błotem po szyję - wioska w niecce i nic nie pomagało - dopiero melioracja i asfalt.
OdpowiedzUsuń