Strony

poniedziałek, 10 czerwca 2024

Do Zagórza

zjechaliśmy pod koniec kwietnia. I jak zwykle okazało się, że praca która nas czeka przerasta nasze możliwości fizyczne. Po pierwsze koszenie dobrze już wyrośniętej trawy - tym zajął się mąż. Dokończenie prac zaczętych w jesieni, a dokładniej przygotowanie do zagospodarowania placu po rozebranej w zeszłym roku stajni. Uzyskaliśmy dzięki temu placyk, na którym może skupić się życie wypoczynkowe (my jakoś czasu nie mamy, by wypoczywać, ale kiedy przyjadą dziewczynki, to potrzebne im takie miejsce). 

Po pierwsze urządziliśmy dodatkowe miejsce na huśtawkę. To znaczy, że zostały dospawane rury, by utworzyć stanowisko na drugą huśtawkę oraz kółko do huśtania. I tak dzięki temu, że mąż dał dodatkową rurę mamy trzy stanowiska do mocowania huśtawek. Dziewczynki przestaną się kłócić o huśtawkę, bo zawsze naturalnie chciały się huśtać równocześnie. Cała ta konstrukcja została posadowiona w nowym miejscu - rury zalane betonem, by dobrze stelaż się trzymał, tylko je jeszcze trzeba pomalować.  

Następnie została wyrównana skarpa, tak żeby była równo z powstałym kilka lat temu parkingiem. Teraz  podebraliśmy ziemię za chałupą oraz nadsypaliśmy w miejscu, gdzie był dół za stajnią. Kupimy na całą długość (23 m) otulinę i posadzimy jakieś okrywowe rośliny, żeby pokryły stok.  U szczytu sąsiad wymurował nam schody prowadzące do wiaty z drewnem do palenia oraz do drewnianej wygódki ukrytej za wiatą. Kiedyś wygódka mieściła się  za załomem ściany stajni. Teraz nie mogła zostać tak na środku...



Przenieśliśmy też stojak na huśtawkę ogrodową (ława na łańcuchach, doczepiona do stelaża z rur), z której często korzystamy pijąc np. poranną kawę  i delikatnie się kolebając. Nieopodal przygotujemy miejsce na basen, który rozkładamy na lato dla dziewczynek.

Miejsce jeszcze trzeba posprzątać oraz zagospodarować drugi brzeg skarpy równoległy do blaszanego garażu. Zostało to na później, kiedy można będzie poprzenosić rośliny z tego miejsca.

Spotkała nas też niespodzianka. Okazało się, że nasze wieloletnie oczko wodne "puściło" i wody było raptem nieco powyżej kostek. A jego głębokość, to 1,2 m. I znów trzeba było demontować, usunąć wszystkie kamienie i rośliny, by założyć nową folię i potem ponownie to oczko urządzać, układać kamienie. Duże położył sąsiad i mąż, a małymi ja obrobiłam sobie brzegi. Zatopiliśmy pojemniki  z liliami wodnymi i czekamy kiedy zakwitną. Teraz oczko wygląda satysfakcjonująco i na pewno folia powinna wytrzymać z 15 lat.








Ostatnim moim przedsięwzięciem jest praca przy kręgu ogniskowym. Sam krąg ogniskowy powstał ze trzy lata temu. Wytyczyłam wówczas duże koło, które otoczyłam kostką (równać ziemię, podbierać i podsypywać, pomagał mi robotnik). W środek poszła metalowa rura służąca za palenisko. Całość została podsypana drobnymi kamyczkami (na otulinie). Można na nie stawiać krzesła czy ławeczki, świetnie trzymają się w żwirku. Samo palenisko otoczyłam trzema rzędami ozdobnych kamyków, które przyjemnie nagrzewają się od ognia. 


Z jednej strony koła zrobiłam podejście z kamieni, 


a z drugiej robię dekoracyjne miejsce, gdzie bazą są granity. Podłożyłam resztki folii, która została z oczka wodnego, ziemia została równo podebrana, by utrzymać poziom płaskiego miejsca. Na razie brakło mi kamieni, więc wykonanie tej części jeszcze się przeciągnie. 


Przy okazji zajmowałam się ogrodem ozdobnym i naturalnie pracowałam w warzywniku. Niestety siły już nie te co dawniej, wydajność zdecydowanie mniejsza. Przyjechałam z Krakowa z bolącą nogą (ból podobny do rwy kulszowej) i niesprawnym kolanem. Chodziłam tu w Sanoku na terapię do fizjoterapeuty i już zapomniałam o bólu nogi od biodra do pięty. Kolano też się poprawiło. 

Przebywają z nami na letnisku cztery psy: dwa moje, dwa córki i zdaje się są bardzo szczęśliwe (o nich kiedyś następnym razem).