Strony

poniedziałek, 20 lutego 2023

Dziewczyna disco polo (1)

W TVP zmienił się prezes. Wyraźnie można zobaczyć, że NOWY nie gustuje w muzyce disco polo, gdyż liczba  programów z gwiazdami tejże muzyki zdecydowanie spadła. Nie ma ci już tak często występującego, jak dawniej, naczelnego gwiazdora Zenka Martyniuka, o którym film był zdecydowanym gniotem. Nie pojawia się także Bayer Full z Sławomirem Świerzyńskim śpiewającym na podsumowaniu wszelkich imprez muzycznych, a nawet patriotycznych: … Bo wszyscy Polacy to jedna rodzina, starszy czy młodszy, chłopak czy dziewczyna... Naturalnie zamysłem tej rytmicznej piosenki miało być połączenie pokoleniowe Polaków oraz młodych par, ale idąc dalej, możemy też mówić o połączeniu Polaków o różnych przekonaniach politycznych, zainteresowaniach kulturalnych, preferencjach seksualnych - itd. itd. i dalej... Upojeni muzyką... i nie tylko, Polacy chętnie łączą się na takich koncertach, a także po nich...

Zamysł tego posta (który, zdaje się, rozrośnie się na kilka odcinków) powstał jeszcze w czasie zdecydowanie letnim, kiedy to pomieszkiwaliśmy w Zagórzu i tam odcięci od świata, po dniu ciężkiej harówki niekiedy włączaliśmy telewizor. Jako, że mamy tam jedynie słuszną telewizję czyli głównie programy TVP, a w porywach TVN i Polsat, zmuszeni byliśmy oglądać głównie telewizję tę "słuszną". Oczywiście pod warunkiem, że dało się cokolwiek pooglądać. Telewizor nie odbierał, kiedy sąsiedzi na posesji obok, dokładnie o 20.30 zaczynali kąpiele w jacuzzi. Tak jakoś zakłócało impulsy telewizyjne, że u nas  ekran był czarno-biały, pasiasty lub gwiaździsty, a dojmującym dźwiękiem z zewnątrz było buczenie (maszynerii) i radosne pokrzykiwanie sąsiadów pijących, w tym swoim dmuchanym jacuzzi, jakieś winko (my niestety spożywaliśmy wykonany przeze mnie cydr). Wtedy, ani żadnego filmu, ani koncertu  z Wakacyjnej Trasy Dwójki nie było nam dane obejrzeć. Jednak, kiedy sąsiedzi wrócili do Holandii (tam pracują) nastawał czas bez jacuzzi i uff: telewizja nasza! Ale znów pod warunkiem, że antena umieszczona na pokaźnym drągu wyłapała impulsy tv... 

A sporo tych letnich programów było, nawet na tych kilku kanałach.  Przez cały tydzień "leciały" jakieś miałkie seriale miłosne - zwykle tego nie oglądaliśmy, bo lato wynagradzało - w porywach - pięknymi  wieczorami i żal było siedzieć wieczorem w domu. Lepiej popiec kiełbaskę na patyku w nowym kręgu ogniskowym i śpiewać fałszywie piosenki z czasów młodości. Całe serce wkładaliśmy w te pieśni i tak powtarzalny repertuar: "A wszystko te czarne oczy", "Hej, hej sokoły" poprzez piosenki partyzanckie, harcerskie i biesiadne. Moją ulubioną, jeszcze z przedszkola, jest "Czerwona róża, biały kwiat". Tak się składa, że całości nie zna, ani mąż, ani córka, więc na mnie spoczywała odpowiedzialność wyśpiewania tej piosenki do końca. A słuchu muzycznego to  ja ci nie mam, no nie mam. Drzeć się tam mogliśmy do woli, bo z trzech stron otulający nas las nie pozwalał nieść w przestrzeń naszych popisów wokalnych. 

A w telewizji weekendowe  koncerty jak nie we Włocławku, to w Zabrzu, albo w jakimś Augustowie!  Mąż mój - wielbiciel muzyki disco polo nie potrafił przeboleć, że nie zawsze wysłuchał Zenkowych przebojów, szczególnie ulubionych: "Przez twe oczy zielone" czy "Życie to są chwile".  Z perspektywy czasu myślę, że ta muzyka była w miarę, bo teraz katuje mnie (wstyd powiedzieć) ludową muzyką niemiecką. Wynalazł sobie mój małżonek jakiś kanał, gdzie śpiewają artyści (dla mnie rodem z lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych ubiegłego wieku), pieśni ludowe, jodłują, grają w ludowych kapelach.  Ubrani są w elementy niemieckiego saksońskiego stroju ludowego. A jak akcja dzieje się w górach, w tle iskrzy się śnieg, to dominują swetry we wzory norweskie o klasycznych fasonach z przeszłości. (Ja, to głównie na te swetry patrzę). Wszystko to jakieś takie trącące myszką, czasem wzbudza we mnie nostalgiczne wspomnienia fotografii z ubiegłowiecznych niemieckich żurnali z modą m.in. dziewiarską.

W deszczowe dni spragnieni informacji oglądaliśmy TVP 24. I tu zdecydowanie nie byłam w stanie wytrzymać psychicznie. Miałam do wyboru: siedzieć w cieple, popijać herbatkę, zagryzając batonikien (co później przełożyło się na wzrost wagi), albo udać się do starej chałupy, gdzie ziąb i wilgoć dawały w skórę i tam słuchać radia (przeważnie ZET). Zostawałam więc w luksusowym, cieplutkim pomieszczeniu i słuchałam nachalnych bzdetów prowadzących TVP 24. Najlepsze jednak były weekendowe występy pani Ogórek i pana Jachimowicza. Jak tych dwoje potrafiło prowadzić program! Smutno mi się zrobiło, kiedy nagle pani Ogórek porzuciła pana Jachimowicza i ten zaprezentował się z nową partnerką (naturalnie antenową, nie wnikam wszak w prywatne życie prezentera). I ciągle otwierały mi się coraz szerzej oczy ze zdziwienia... W rzeczywistości nie udało mi się uzyskać pięknych, szeroko otwartych oczu, gdyż zmęczone za szkłami okularów, za nic nie chciały stać się takie przepastne, by ktoś mógł się w nich utopić...

I tak to zamiast dojść do meritum, wdepnęłam w dygresje...

Do zasadniczego tematu, którym jest dziewczyna disco polo może dojdę w następnym odcinku.